Hitman: Rozgrzeszenie

Autor: Mirosław 'angel21' Poręba

Hitman: Rozgrzeszenie

Dania i Rumunia to dwa kraje, które – pomimo iż leżą w odległości ponad dwóch tysięcy kilometrów od siebie – mają pewien wspólny mianownik. Dla niewtajemniczonych wyjaśnię, że chodzi o Agenta 47 – mordercę zabijającego swoje ofiary bez cienia emocji. Po sześciu latach nieobecności na rynku duńskie studio IO Interactive przywróciło do życia rumuńskiego zabójcę i trzeba przyznać, że Hitman: Rozgrzeszenie w dużym stopniu spełnia pokładane w nim nadzieje.

____________________________


W pięciu wcześniejszych odsłonach Agent 47 realizował różne zlecenia, jednak nigdy nie podejrzewał, że będzie musiał zlikwidować swoją łączniczkę, z którą tyle lat współpracował i z którą wiążą go pewne uczucia. Niestety Diana zerwała kontakt z agencją, niszcząc ją od zewnątrz i na dodatek porwała dziewczynkę posiadającą cenne informacje, za co zdrajczyni musi teraz zapłacić śmiercią. Bohater staje więc przed dylematem – działać zgodnie z poleceniami swoich zwierzchników, czy jednak nagiąć reguły. Tak mniej więcej przedstawiają się główne założenia fabularne gry.

W odróżnieniu do poprzednich części Hitman: Rozgrzeszenie bardziej skupia się na opowiedzeniu historii, aniżeli typowym dla tego typu gier realizowaniu kolejnych zleceń bez jakiegokolwiek większego celu. Jednak taki zabieg nie wychodzi twórcom najlepiej – wątek fabularny trąci kiczem i nie sądzę, by ktoś zwracał na niego większą uwagę w późniejszych etapach rozgrywki. Może dlatego, że protagonista jawi się jako superbohater. Osobiście nie jestem zachwycony takim rozwiązaniem. W zasadzie mamy tutaj do czynienia ze swoistą kopią filmowego pierwowzoru: Agent 47 nie dość, że chroni dziewczynkę (która później praktycznie przestaje istnieć, stając się jedynie plamą w scenariuszu), to jeszcze musi zmagać się z polującymi na niego tajniakami. Czy nie brzmi to znajomo?

Trzeba przyznać, że scenariusz nie powala na kolana, jednak rekompensuje to długość ekscytującej rozgrywki. Myślę, że za pierwszym podejściem zaliczymy kampanię nie prędzej, niż w przeciągu około dwudziestu godzin. To całkiem przyzwoity wynik, biorąc pod uwagę to, że większość współczesnych produkcji zapewnia zabawę nawet trzy razy krótszą. Zresztą, poza kilkoma wyjątkami, rozgrywka w Hitman: Rozgrzeszenie nie pozwala graczowi się nudzić, a dodatkowe wyzwania oraz pięć poziomów trudności na dłużej przyciągają do monitora.

Łowy czas zacząć

Oprócz standardowego trybu kampanii mamy jeszcze dostęp do opcji Kontrakty. Jest to nowość w serii, posiadająca spory potencjał. Gracz sam określa cele oraz sposób ich zlikwidowania. Jeśli wykonamy zadanie w wyznaczonym czasie i według z góry ustalonych zaleceń, otrzymamy większą ilość gotówki. To istotne, bowiem za zdobyte pieniądze wykupimy nową broń i stroje. Przy czym wynikiem można podzielić się ze światem, podobnie jak zaprojektowanym Kontraktem, co powoduje, że nie tylko twórca misji, ale również inni gracze mogą próbować uzyskać wyższą pozycję w rankingu. Pytanie, na jak długo to starczy. Ucieszyłbym się, gdyby w niedalekiej przyszłości twórcy dorzucili jakiś edytor lokacji, aby nie męczyć w kółko tych samych poziomów. Zabawa w tym trybie zapewni wiele pozytywnych wrażeń i z pewnością wydłuży czas obcowania z Hitmanem.

Skrytobójca

Hitman: Rozgrzeszenie to w dalszym ciągu dobry przykład solidnej skradanki. Z początku trochę zmartwiło mnie pojawienie się opcji łowcy, która pokazuje szlaki oponentów, jednak na szczęście można ją wyłączyć. Nadal mamy pewną swobodę w doborze drogi, jaką dotrzemy do celu, chociaż czasem można odnieść wrażenie, że twórcy sprezentowali nam efekt tunelu – po prostu musimy przejść z góry zaplanowany odcinek, aby dopiero później zdecydować, co dalej. Kolejna bolączka to irytujące dzielenie całości na kawałki – większe misje mogą składać się z kilku etapów, przykładowo jedno zadanie zaczynamy na zewnątrz, a kończymy już wewnątrz budynku. Niezależnie od tego, czy zrobimy zadymę na dworze czy nie, będąc w budynku możemy znowu spokojnie się zakradać. Takich irracjonalnych sytuacji jest więcej.

Sporym rozczarowaniem okazał się system zapisu stanu gry. Nie dość, że czasem odpowiedni punkt trzeba znaleźć, to jeszcze wczytanie przywraca do życia wszystkich wyeliminowanych wcześniej oponentów. Jest to wyjątkowo frustrujące, gdy oczyścimy sobie teren i nagle zginiemy, tudzież popsujemy sobie wynik, ujawniając się i zechcemy ponownie rozpocząć określony etap rozgrywki. Sztuczna inteligencja została dobrze zaprogramowana, aczkolwiek zdarza się, że nie reaguje wtedy, kiedy powinna. Przywierając do osłony i widząc, jak wróg się zbliża, bez problemu można mu tuż przed nosem wykonać fikołka i schować się po drugiej stronie elementu. A jego to praktycznie nie rusza.

Sezon polowań

Znacznie rozbudowano sztukę likwidacji przeciwników. Owszem, łatwiej utorować sobie drogę, siejąc spustoszenie z broni palnej, ale prawdziwy płatny zabójca pokazuje większy kunszt dusząc, trując czy powodując inne "wypadki". Po co się ujawniać, skoro mamy tak wielkie pole do popisu? Nie zabrakło możliwości przebierania się. Nie jest to może rewia mody, ale często by móc wkroczyć na pilnie strzeżony teren, trzeba założyć na siebie ubrania osoby, która ma pozwolenie na przebywanie na wyznaczonym obszarze. Nie obejdzie się też bez wykorzystania instynktu. Powoduje on, że nikt nie zwraca na nas uwagi pod warunkiem, że nosimy odpowiedni ubiór. Jeśli ruszymy na żywioł, bez tej opcji, to automatycznie ktoś nas zaatakuje.

Chwila relaksu


Nie mam żadnych zastrzeżeń co do oprawy audiowizualnej. Jest ona wprost niesamowita. Autorski silnik graficzny Glacier 2 sprawdza się wyśmienicie. Efekty świetlne i mnogość generowanych osób w jednym czasie przenosi narzędzie do czołówki najlepszych silników, z jakimi możemy mieć obecnie do czynienia. Szkoda, że posiadacze Windowsa XP nie pograją sobie w najnowszego Hitmana

Równie imponująco prezentuje się muzyka oraz pozostałe dźwięki w grze. Mimo, że tym razem zabrakło Jespera Kyda, możemy posłuchać naprawdę niezłych kawałków. Nowy kompozytor świetnie radzi sobie z graniem na emocjach graczy. Reszta odgłosów także nie odstaje od ogólnego poziomu wykonania.

Młody głos, stary człowiek

Myślę, że największy minus należy się spolszczeniu gry. Niestety, jak to zwykle bywa w takich przypadkach, wersja przystosowana dla rodzimego odbiorcy nie dorównuje oryginałowi. Hitman tylko potwierdza tę regułę. W rolę Agenta 47 wciela się Paweł Małaszyński, co okazuje się strzałem w stopę, bowiem jego głos kompletnie nie pasuje do postaci Hitmana. Może nie wszystkie osoby występujące w grze mają tak beznadziejnie dobrany dubbing, ale większości z pewnością nie służą decyzje twórców w tym zakresie. Może to moje przyzwyczajenie do oryginałów, a może kwestia gatunku gry, ale każdy polski akcent wywoływał u mnie uśmiech.

Być jak Agent 47

Całościowy poziom wykonania Hitmana jest całkiem wysoki. Gdyby nie kilka bezsensownych wpadek, które można było łatwo wyeliminować, z pewnością mielibyśmy do czynienia z tytułem roku. Niewątpliwie produkcja zasłuży sobie na miano najładniejszej lub najlepiej udźwiękowionej, ale to wszystko, na co może liczyć. Teraz tylko wystarczy czekać na to, jakie dalsze kroki podejmą Duńczycy w sprawie Agenta 47.

Plusy:

Minusy: