Here Be Dragons
Tak rozpoczyna się historia Here Be Dragons, turowej gry taktycznej rodzimego studia Red Zero games, która swoją premierę miała w ostatnich tygodniach. Zasiadając do komputera, gracze muszą przygotować się na serię całkiem wymagających potyczek pomiędzy dzielną eskadrą żeglarzy a coraz to nowymi potworami. Jednak nawet najbardziej przemyślane plany mogą spalić na panewce, jeśli tylko fortuna poskąpi swojej łaskawości. Ale po kolei.
Here Be Dragons oferuje jednoosobową kampanię, która powinna zająć nie więcej niż kilkanaście godzin zabawy. W tym czasie przed gracze muszą sprostać szesnastu misjom, co wiąże się z żeglowaniem po całym Atlantyku, od Islandii po Karaiby. Każde zadanie podzielone zostało na trzy etapy, w trakcie których należy zmierzyć się z konkretnymi przeciwnikami, zaś ostatnie starcie ma charakter walki z bossem. Jak łatwo się domyślić, to właśnie potyczki są istotą zabawy, chociaż autorzy zadbali również o aspekt fabularny z delikatnym akcentem położonym na rozwój flotylli.
Na czym jednak polega esencja rozgrywki? Niezależnie od lokacji do batalii stają dwa okręty dowodzone przez gracza oraz trzech, a czasami nawet czterech, wrogów. Każdy uczestnik, czy to statek, czy potwór, dysponuje trzema bazowymi atrybutami: siłą ataku, obrony oraz życiem. Żeby zadać obrażenia, siła ofensywna musi przewyższać "tarczę", a po zejściu poziomu "ciała" do zera jednostka ginie. Proste? No bardzo. Ale to byłoby szalenie nudne, gdyby nie… Zdolności specjalne i sześciościenne kostki! Tak, tak, kostki jak w grze planszowej, turlane – a raczej wypluwane – przez pulchnego kupidyna. I uprzedzając fakty, w tym momencie rozpoczyna się zabawa na całego!
Każda jednostka dysponuje jedną lub dwiema cechami specjalnymi. W przypadku floty gracza są to umiejętności przypisane konkretnie pod misje i nie ma tutaj żadnego pola manewru; identycznie zresztą wygląda sprawa w przypadku przeciwników. Zdolności zapewniają mnóstwo opcji: dodatkowe ataki, leczenie, czasowe wyłączanie z walki jednej jednostki wroga, redukcja lub wzmocnienie atrybutów itd. Jest tego wiele, a często poszczególne cechy wplecione są w unikalne zasady wynikające z pola bitwy. Zdolności nie można jednak aktywować na zawołanie, należy do tego użyć kości o konkretnych wartościach, dajmy na to 5-6. Co więcej, niektóre z tych umiejętności wymagają dwóch kostek.
Jak wspomniałem, za rzut odpowiedzialny jest kupidyn, a liczba kości zawsze odpowiada temu, ile jednostek pozostało na placu boju. Wówczas to, gracz do którego należy inicjatywa – o niej za chwilę – przydziela po jednej kostce do swojego statku lub potwora. Pozostałe przydziela oponent, po czym następuje radosne strzelanie i zadawanie obrażeń. To jednak nie koniec możliwości!
Po pierwsze, można manipulować wynikami (na potrzeby recenzji wystarczy informacja, że taka możliwość istnieje), a gracz, który nie może przydzielić kostki musi zadać po jednym obrażeniu wszystkim swoim żyjącym jednostkom. Dwa, a czasami nawet trzy, atuty, których sztuczna inteligencja nie może zutylizować oznacza mnóstwo ran, a czasami wręcz upragnioną wygraną. Strona, która przyciągnie niższą sumę kostek, zyskuje inicjatywę i strzela oraz aktywuje zdolności jako pierwsza, dzięki czemu może zniszczyć jednostkę wroga, zanim ten odpowie ogniem! Co więcej, pozyskanie inicjatywy gwarantuje pierwszeństwo wyboru zasobów w kolejnej turze. I tym razem to wszystko, co należy wiedzieć o mechanice zabawy. Wystarczy żeglować i strzelać!
Niech to latający Holender porwie!
Opis gry wyszedł może i długi, ale jest niezbędny, by zrozumieć istotę zabawy. Tak naprawdę, gracze otrzymali grę planszową, jedynie obudowaną w grafikę, dźwięk i wątek fabularny. Trzeba być tego w pełni świadomym przy zakupie, co oczywiście w żadnym stopniu nie przekreśla tytułu. Wręcz przeciwnie, od strony mechanicznej Here Be Dragons to bardzo fajna produkcja. Potyczki są wciągające, często wymagają unikalnego podejścia podczas konkretnej batalii, w przypadku zaś porażek zmuszają wręcz do eksperymentów. Może zaatakować najsłabszego potwora? Nie działa, spróbujmy zatem najsilniejszego!
Kupę frajdy sprawia też manipulowanie kośćmi. Coś trzeba przydzielić do własnych okrętów, a coś trzeba zostawić cyfrowemu oponentowi. Zadanie jest niby trywialne, ale chwilami trzeba mocno pokombinować, aby zmaksymalizować zyski, a przeciwnikowi podrzucić chociażby jedno, a czasami i dwa zgniłe jajka. Jeszcze bardziej wymagająca jest sytuacja, kiedy to komputer jako pierwszy wybiera atuty, a te pozostawione przez niego mogą okazać się nie tyle bezużyteczne, co wręcz szkodliwe. Należy też pamiętać o inicjatywie i wygrywać ją tak często, jak to możliwe. Co tu długo pisać, miodność zabawy jest wysoka, chociaż z kilkoma łyżkami dziegciu.
Kości mają to do siebie, że są kapryśne i mimo że zazwyczaj można coś ugrać z ich pomocą, to czasami jednak zabijają przyjemność z zabawy, zwłaszcza w przypadku starć z bossami, gdy kilka rzutów nie pojawiają się upragnione wyniki lub nie ma jak zmodyfikować rezultatu. I o ile w wielu przypadkach wystarczają nie więcej jak trzy – cztery powtórki, o tyle bywają potyczki wymagające nawet kilkudziesięciu podejść, kiedy to o porażce decyduje zły los. Bywa to oczywiście nużące, nawet jeśli pojedyncze starcie trwa nie więcej niż kilka minut.
Niewiele można napisać o wątku fabularnym. Średnio śmieszne dialogi już po kilkunastu minutach nie przykuwają uwagi i zwyczajnie są przeklikiwane. Nie tylko nie są interesujące, ale nie mają też żadnego wpływu na liniową rozgrywkę. Gracz w żadnym stopniu nie może decydować o kolejności eksploracji i cokolwiek nie zrobi nie znajduje to żadnego trwałego odzwierciedlenia w dalszych przygodach. Do pewnego stopnia jest to usprawiedliwione przez konieczność odpowiedniego skalowania potyczek i utrzymania poziomu wyzwań. Można też powrócić do wcześniejszych epizodów i raz jeszcze rozegrać szczególnie ulubioną potyczkę, to jednak jest czynnością zupełnie dodatkową.
Żeby jednak minusy nie przeważyły nad plusami, trzeba oddać cesarzowi co cesarskie i napisać, że zmagania z mieszkańcami Atlantyku nie tylko są angażujące, ale i przyjemne dla oka. Skąpane w pastelowych kolorach, nieco komiksowe, acz stylizowane na średniowiecze grafiki i animacje podkreślają lekkość tematyki, a od strony technicznej działają płynnie. Dla równowagi, oprawa dźwiękowa zupełnie nie zapada w pamięć, ale nie to w tej grze jest najważniejsze.
Jak można podsumować Here Be Dragons? Na pewno jest to solidna gra, przy której można spędzić kilka, kilkanaście przyjemnych godzin. Bardzo fajny pomysł na mechanikę, wirtualne kostki oraz konieczność faktycznego grania nimi sprawdzają się więcej niż przyzwoicie, nawet w sytuacjach skrajnych mają zbyt duży wpływ na przebieg zabawy. Oczywiście, nie jest to gra pozbawiona wad, jednakże łatwo przychodzi przymknąć na nie oko i porwać się przygodzie. W końcu nawet syrena-zombie nie będzie wiecznie.
Plusy:
- bardzo ładna oprawa wizualna
- kapitalny pomysł i jego wykonanie w postaci gry turowej
- angażujące bitwy
- świetnie działający mechanizm przydzielania kości
Minusy:
- nieistotna i pretekstowa fabuła
- kości bywają bardzo kapryśne...
- ...a niektóre bitwy wielokrotnie powtarzane
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:



Producent: Red Zero Games
Wydawca: Red Zero Games
Data premiery (świat): 30 stycznia 2020
Wczesny dostęp: 16 sierpnia 2019
Wymagania sprzętowe: Procesor 1.2 GHz; 4 GB RAM; karta graficzna kompatybilna z DirectX 9; Windows 7 64-bit
Nośnik: dystrybucja cyfrowa
Strona WWW: www.herebedragonsgame.com/
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 71,99 zł