Grand Ages: Medieval

Duże rozczarowanie

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Grand Ages: Medieval
Medieval II: Total War i Settlers – pierwszy tytuł pozwalał poczuć się niczym prawdziwy władca średniowiecznej Europy, zaś druga seria to już klasyka koncentrująca się wokół rozbudowy założonych przez gracza osady. A co się stanie jak połączymy obie koncepcje? Rezultatem eksperymentu będzie Grand Ages: Medieval.

Zarówno okładka pudełka, jak i tytuł produkcji zdradzają, czego ona dotyczy. Celem stojącym przed nabywcą jest zdobycie dominacji nad średniowieczną Europą. Fabularnie zabawa rozpoczyna się w roku 1050 i to z wielkim hukiem. Niestety nie takim, jakiego należałoby się spodziewać. Ilustrowana historyjka w tle jest sama w sobie naiwna i banalna, ale nie to jest najgorsze. Czasy średniowiecza potraktowane zostały przez autorów jako rekwizyt, a oni sami nie wykazali się najmniejszą wiedzą historyczną. I tak w roku 1050 dumna kopuła rozpoznawalnej świątyni Hagia Sophia przyozdobiona jest półksiężycem, a wokół kościoła dumnie prezentują się minarety. Czterysta lat za wcześnie, ale co tam, detal. W kontekście Francji nieprzygotowany odbiorca dowie się, iż ta pada ofiarą regularnych najazdów arabskich, co zapewne jest odniesieniem do bitwy pod Poitiers, tyle że ta miała miejsce ponad 300 lat wcześniej. Kolejne kwiatki wyrastają jeden przy drugim. Dramat już na samym początku zabawy.

Początki państwa

Przed pierwszą partią można zadecydować, czy od razu korzysta się z opcji pojedynczej rozgrywki, czy raczej z możliwości rozegrania kampanii, wyposażonej w tło fabularne i z założenia wprowadzającej nowych użytkowników w arkana zabawy. Warto skorzystać z tej drugiej opcji, lecz bynajmniej nie dla wątpliwej historii, tylko ze względu właśnie na możliwość wdrożenia się w mechanizmy rządzące Grand Ages.

Pierwszy rzut oka na mapę Europy sprawia bardzo pozytywne wrażenie: tereny zgodnie z zapowiedzą są olbrzymie i dobrze oddają odwzorowanie terenu. Gdzieniegdzie rozlokowano kluczowe miasteczka, zapewniając sporą ilość miejsca pod rozwój państwa. Osady odrobinę przypominają słynnego Medievala II, ale już po chwili różnice pomiędzy oboma tytułami stają się bardzo widoczne, bowiem po odpowiednim przybliżeniu oczom graczy ukazują się pracujący z mrówczą determinacją mieszkańcy królestwa. Rolnicy uprawiają pola, zaś kowale wylewają siódme poty, harując w kuźniach, wizualnie upodabniając tytuł do Settlersów. W tle pobrzmiewa przyjemna, acz krótka i nieznośnie powtarzalna muzyka.

Początkowe zadania z założenia zapewnić mają rozeznanie w opcjach gry i polegają na wysyłaniu pracowników do różnych zadań, nakazują nawiązanie stosunków dyplomatycznych, wprowadzają w arkana ekonomii oraz zarządzania miastami. Obowiązkowo przyjdzie również odbyć pierwszą potyczkę oraz wznieść kolejne osady. Poszczególne opcje pozwalają wyrobić sobie pogląd na grę i niestety nie jest on zbyt pozytywny, mimo że nie ulega wątpliwości, iż twórcy chcieli stworzyć tytuł pełen zależności oraz wyzwań, pochłaniający gracza za sprawą wielu opcji ekonomicznych okraszonych odrobiną polityki oraz konfrontacji.

Rozwój domeny rodowej

W zależności od terenów osady dostarczają określone surowce, które z kolei umożliwiają wznoszenie konkretnych typów budynków dostarczających powiązane dobra. Oczywiście żadna osada nie zapewnia wszystkich niezbędnych produktów, więc koniecznością jest natychmiastowe zapoczątkowanie pierwszych rozmów dyplomatycznych oraz nawiązanie stosunków handlowych z sąsiadami. I tutaj pierwsza klęska twórców. Z zupełnie niezrozumiałych powodów gracz musi nie tylko zawiadywać handlem międzynarodowym, ale i lokalnym na najniższym jego szczeblu. W rezultacie mnóstwo czasu zajmuje permanentna weryfikacja, gdzie czego brakuje. Niby można wyznaczyć kurs kupca, ale ten nie zawsze dostarcza to, co jest potrzebne, tam gdzie byśmy chcieli. Przekłada się to bezpośrednio na przyjemność z zabawy, bo jak tu budować imperium, gdy w jednym z miast produkcja stoi z powodu braku drewna, które zalewa pozostałe osady?

Wraz z rozwojem domeny można odkrywać kolejne szczeble naukowe, podobnie jak to miało miejsce w Shogun 2: Total War oraz Rome II, co oczywiście procentuje nowymi możliwościami tak gospodarczymi, jak i militarnymi. Każde z miasteczek dysponuje również własnym menu rozwoju wewnętrznego czy rekrutacji. Podczas gdy w stolicy zdecydujemy się na organizację festynu, to w zacisznej lokacji na uboczu priorytet może zostać postawiony na kontemplację i modlitwę. Jak łatwo się domyślić, poszczególnymi miastami należy sterować osobno, wyznaczając odrębne priorytety produkcyjne, co oczywiście ma swoje przełożenie na tempo wzrostu państwa. I tu znowu – niestety – zaproponowane rozwiązanie zamiast bawić, męczy. Dlaczego? Przede wszystkim menu nie jest intuicyjne, a rozmaite recesje gospodarcze oraz fluktuacje społeczne pozostają poza jakimkolwiek wpływem użytkownika. Podobnie rzecz ma się z handlem, odciągającym uwagę od spraw ogólnopaństwowych.

Atrakcje? Drugie drzwi na prawo

Również walka idealnie mieści się w ogólnej mierności. Ot, bez większego ładu i składu posyła się jednostki, które bezceremonialnie giną. Wprowadzenia do walki nie ma, a po kilku eksperymentach ochota na zbrojne rajdy zwyczajnie przechodzi. Zwłaszcza, że w stolicy akurat zabrakło dwóch worków zboża, a kupiec zamiast tego znowu dowiózł węgiel. Poza rywalizacją z sąsiadami czasami przyjdzie również stanąć regimentowi oko w oko z niedźwiedziem bądź wilkiem zamieszkującym niedaleką jaskinię. W zasadzie takie wtręty wymyślono nie wiadomo po co... Być myśliwym czy imperatorem, oto jest pytanie. Jest to najlepszy przykład tego, że autorzy zgubili gdzieś balans pomiędzy mikrozarządzaniem na poziomie miast, a wielką polityką w skali międzypaństwowej. Poszukiwanie własnej recepty na sukces zaprowadziło niestety donikąd.

Świetnym pomysłem jest natomiast przycisk spacji, przyśpieszający upływ czasu. Dzięki temu rozwiązaniu można zaoszczędzić sobie mnóstwo czasu oraz nerwów i ograniczyć bezproduktywne patrzenie w ekran w oczekiwaniu na dostarczenie dziesięciu cegieł. Czy produkcja ma jeszcze jakieś zalety? Niewątpliwie są nimi niskie wymagania sprzętowe oraz ogólnie bardzo przyjemny, chociaż pozbawiony jakichkolwiek fajerwerków, wizualny design. Może po kilku tygodniach, kiedy już wszystkie nowatorskie pomysły twórców zostaną okiełznane, Grand Ages będzie w stanie chwycić za serce i nakłonić do kolejnych godzin przy komputerze. Obawiam się, że do tego czasu większość graczy straci już cierpliwość. Osobiście wolę jednak wrócić choćby do wydanego w roku 2006 Medievala 2, który zwyczajnie kładzie Grand Ages na łopatki – o kolejnych odsłonach serii nie wspominając – i cieszyć się prawdziwym uczuciem wielkiej polityki oraz epickimi bitwami. Względnie sięgnąć po któryś ze znakomitych modów do wspomnianego tytułu.

Plusy:

Minusy: