FlatOut

Autor: Tomasz 'Landovsky' Mendyka

FlatOut
Fińskie studio Bigbear zasłynęło na razie z tego, że zajmuje się tworzeniem samych gier wyścigowych. Ich znakiem rozpoznawczym jest FlatOut. Tytuł ten doczekał się już czterech części (z których trzy pojawiły się na PC). Tą recenzją powracamy do korzeni serii – przed Wami pierwsza odsłona tejże marki.


"Destroy, React, Rise, Attack"


W grze wcielamy się w kierowcę, który postanawia wziąć udział w nieco bardziej hardkorowej odsłonie wyścigów. Ich wyjątkowość polega na tym, iż jedynym celem nie jest zwycięstwo – liczy się również niszczenie wszystkiego, co znajdzie się na torze naszej jazdy (włączenie z innymi przeciwnikami). Zazwyczaj więc wszystko, co znajduje się w pobliżu trasy, na której będziemy rywalizować, zostanie doszczętnie zniszczone. Natomiast jeśli chodzi o samochód, to naprawdę trudno dojechać nim do mety w jednym kawałku…
Podstawowym trybem rozgrywki jest kariera. Mamy tutaj trzy ligi, które różnią się od siebie coraz to szybszymi samochodami i poziomem trudności. Naszym zadaniem jest, oczywiście, wspiąć się na szczyt tych trzech szczebelków. Kluczowym elementem mogą okazać się pieniądze, bo tylko za ich pomocą możemy kupić samochód i odpowiednio polepszyć jego osiągi. Kolejnym trybem jest szybki wyścig. Wybieramy pojazd oraz miejsce i już możemy ścigać się z komputerowymi przeciwnikami. Bardzo podobny jest trzeci i ostatni tryb - "time trial" . Tutaj również możemy wybrać czym i gdzie chcemy się ścigać, ale zamiast fizycznych przeciwników, naszym wyzwaniem będzie osiągnięcie odpowiedniego czasu.

Czym i gdzie?


Jeśli chodzi o pojazdy zawarte w grze, to mamy do wyboru 16 nielicencjonowanych aut, które podzielone są na 3 ligi. Każdy z dostępnych pojzdów podlega tuningowi, który znacznie poprawić może jego sprawność na trasie. Natomiast o ulepszeniach wizualnych najlepiej od razu zapomnieć. No, chyba że zmiana koloru to dla kogoś podrasowanie optyczne – w takim razie - tuning jest możliwy.
Miejsc w których będziemy się ścigać, mamy tutaj pięć. Są to kolejno – tor wyścigowy, las, małe miasteczko, plac budowy oraz tereny zaśnieżone. Lokacje te podlegają różnym wariacjom, z czego wychodzi łącznie 48 różnych tras.


"1,2,3…bored"


Pierwsze wrażenie z rozgrywki było pozytywne. Demolka na torze sprawiała mi ogromną przyjemność, a gdy mój kierowca wylatywał przez szybę, miałem mnóstwo radości. Co tam, że parabola była nierealistyczna… sam ragdoll (mimo iż przestarzały) wprowadzał uśmiech na twarz. Potem natrafiłem jeszcze na rozgrywki bonusowe. Trudno mi pisać ogólnikowo, zatem przedstawię wam ideę tych imprez. Jest zatem dyscyplina zatytułowana "darts" – jak to się ma do gry samochodowej? Otóż polega to na tym, że nabieramy rozpędu, wjeżdżamy na rampę i… wyskakujemy naszym "bohaterem" przez przednią szybę tak, by trafić w tarczę. Do tego dochodzą jeszcze kręgle, skok w dal czy też "destruction derby". W zakładce "bonus" siedziałem najdłużej i myślę, że jest to jeden z lepszych punktów produkcji. Krótko mówiąc – pierwsza godzina kontaktu z FlatOut dawała dużo przyjemności. Niestety, dalej była już tylko nuda. Zachowania kierowców na torze po pewnym czasie stają się przewidywalne, przez co zepchnięcie ich z trasy wyścigu jest proste, jak zabranie dziecku lizaka. Z drugiej strony, są wypadki, gdzie jeden drobny błąd doprowadzić może do zepchnięcia na ostatnie miejsce ze sporą stratą do czołówki. Spowodowane jest to tym, że po uderzeniu w coś, nasze auto zaczyna się ślizgać, przez co powrót na tor bez użycia przycisku "reset" staje się praktycznie nie możliwy.
Jeszcze gorzej jest, gdy wylecimy przez szybę, bo wtedy obowiązkowo musimy oglądać cały lot naszej postaci. Włącznie z lądowaniem. Na dodatek miejsca, w których się ścigamy, przywołują uczucie "deja-vu". Dlaczego? Ponieważ wszystkie 48 torów to wariacje podstawowej trasy każdej z pięciu lokacji. W skutek tego wszystkiego początkowe miłe wrażenie przeobraża się w niewyobrażalną nudę. Nawet tryb dla wielu graczy ani trochę nie poprawia sytuacji, ponieważ nikt nie gra w tę produkcję sieciowo.


2005/2010


Od premiery gry minęło pięć lat, co niestety da się zauważyć po oprawie wizualnej. Otoczenie, w jakim przyjdzie nam się ścigać, jest kanciaste i po prostu brzydkie. W oczy kłuje również tragiczny model zniszczeń. Może i sytuację ratują modele pojazdów, ale nie jest to wielkie pocieszenie. Jak na dzisiejsze czasy - jest brzydko – koniec kropka.

Lepiej dla uszu


Lepiej jest z oprawą dźwiękową, lecz nie można tutaj mówić o perfekcji. Co do ryku silników nie mam zarzutu, a niszczenie otoczenia jest przyjemne dla ucha. Gorzej jest z muzyką… w menu przygrywa co prawda melodia, która jest bardzo przyjemna dla ucha. Niestety trudno powiedzieć to samo o kawałkach towarzyszących nam przy wyścigach – nie dość, że ogranicza się to tylko do rocka, to na dodatek bardzo słabego. W grze spodobała mi się chyba tylko jedna piosenka. Reszty słuchać nie mogłem, więc szybko zdałem się na własną playlistę, zostawiając tą z gry wyciszoną. Mimo wszystko jest już lepiej niż w przypadku wizualnej strony produkcji.


20 zł = dobry biznes?


Czy Flatout’a warto kupić? Biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy, nie. Gra jest brzydka, nudna i powtarzalna. Na dodatek jest tu tylko jeden poważny tryb rozgrywki. Jeżeli jednak lubisz wyścigi w nieco ostrzejszej oprawie, śmiało dodaj 2 punkty do oceny końcowej i możesz kupować. Jeśli chodzi o mnie, to nie czuję potrzeby, aby dodać tę grę do kolekcji.


Plusy:


Minusy:





Oto intro gry: