FIFA 18

Ładniej, taktyczniej, wolniej... lepiej?

Autor: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

FIFA 18
Jak co roku od dobrych kilkunastu lat, jesień to czas, kiedy powstaje kolejna gra piłkarska od EA Sports mająca zachęcić graczy do wydania sporych pieniędzy za zmianę numerka w tytule. Co więc tym razem zmieniono, żeby spróbować nakłonić graczy do wysupłania kolejnych setek złotych?

Taktyka, panie, taktyka

Przede wszystkim nastąpiła olbrzymia zmiana w tempie prowadzenia meczu. Siedemnastka była bodaj najpłynniejszą i najfajniejszą do grania w ofensywie odsłoną od długiego czasu – promowała przede wszystkim szybką grę do przodu, przeprowadzane w tempie kontrataki i ataki skrzydłami, ale i fani koronkowej gry a la Barcelona mogli się fantazyjnie bawić. FIFA 18 wydaje się mieć jednak całkiem odmienną filozofię co do tego aspektu piłki nożnej. Tempo spadło, trudniej wyprowadzać szybkie ataki, rozgrywanie akcji nie jest już tak płynne, a piłka nie słucha się piłkarzy tak dobrze, jak w poprzedniczce – bardzo szybko wychodzą różnice grania piłkarzami o niskiej i wysokiej technice. Owszem, dalej najskuteczniejszym typem akcji wydaje się szybkie oskrzydlenie i dośrodkowanie na wysokiego napastnika, ale inne typy ataków chyba straciły na atrakcyjności. Szczególnie przebijanie się krótkimi podaniami do przodu, z powodu wspomnianej wyżej większej kapryśności piłki i agresywności obrońców, jest siermiężne. Jednocześnie sprawia to, że aspekt taktyczny gry nabiera większego znaczenia, a mądrze wybrana formacja na pewno pomoże w zwycięstwie.

Nihil novi

Poza tym nie wprowadzono żadnych rewolucyjnych zmian. Nieco poszerzono negocjacje transferowe w trybie menadżerskim, dodano kilka dodatkowych interakcji, ale po pewnym czasie te same, rozciągnięte animacje mogą zacząć irytować. Dodano także drugi sezon Drogi do sławy, ale trudno tutaj dać się zaskoczyć – scenariusz jest dość przewidywalny, afiszowane gwiazdy ponownie pojawiają się przerywnikowo, ale nie mają żadnego wpływu na przebieg rozgrywki. To, jak w poprzedniczce, nieco bardziej obudowany fabularnie tryb kariery, ale obejmujący ledwie jeden sezon z życia Alexa Huntera.

W FIFA Ultimate Team nie zaszły większe zmiany – zabawa w dalszym ciągu polega na kolekcjonowaniu kart zawodników, tworzeniu coraz lepszych zespołów i rywalizacji z innymi. Miłym gestem EA jest fakt, że punkty zdobyte w poprzedniej odsłonie automatycznie przechodziły do wersji 18. Jedną większą nowinką tego trybu są Squad Battles, gdzie gracz może zmierzyć się ze składami stworzonymi przez społeczność i piłkarzy oraz celebrytów świata piłkarskiego. Gra się offline przeciwko komputerowi, a za mecze (w zależności od wyniku, i poziomu trudności) dostaje punkty do rankingu. Nagrodami natomiast są tutaj paczki z kartami.

Delikatny lifting przeszła także sfera wizualna gry. Nieco poprawiono animacje, modele, ciut lepiej wyglądają też stadiony. Wydaje się, że pewnym zmianom uległy także poszczególne widoki kamer, ale to raczej osobiste odczucie – żaden z nich nie jest tak komfortowy jak rok temu. Nie pojawiają się większe usterki techniczne, a trzyletnia konfiguracja sprzętowa (z leciwym R9 280x na pokładzie) pozwala na płynną rozgrywkę na średnich i częściowo wysokich detalach.

Błędy, usterki i inne takie

W dalszym ciągu nie ma co zwracać uwago na polski komentarz, który, jak co roku, często się gubi i jest nieadekwatny do sytuacji. Jak w niemal każdej edycji zdarzają się drobne bugi graficzne (przenikanie się zawodników, absurdalne wywrotki), co jednak niespecjalnie przeszkadza w czerpaniu radości z rozgrywki. Gorzej, że w tej edycji sędziowie trochę częściej się gubią w podejmowaniu decyzji, a dostanie czerwonej kartki za pojedynczą akcję jest niemal niemożliwe. Szkoda też, że system przywileju korzyści nie zawsze działa tak, jak powinien. Również sposób dośrodkowań z rzutów rożnych i wolnych mógłby zostać w tej wersji poprawiony (tak jak zrobiono to z karnymi), ale, niestety do tego nie doszło.

FIFA 18 jest nieco ładniejszą wersją 17, ale główna zmiana leży w dynamice rozgrywki. Jeżeli ktoś woli piłkę nożną w wersji bardziej taktycznej, wolniejszej, gdzie bardzo wyraźnie widać różnice między zawodnikami z różnych poziomów, a statystyki fizyczne są równie ważne, to śmiało może skusić się na zakup najnowszej odsłony gry od EA Sports. Żadne inne zmiany nie są na tyle interesujące czy przełomowe, by miały przesądzić o zakupie nowej edycji. Patrząc na całokształt trudno uzasadnić taki zakup jeżeli nie jest się zatwardziałym fanem serii – tym bardziej, że samo EA przebąkuje o możliwości przejścia FIF-y na abonamentowy model online, w którym gra byłaby co jakiś czas aktualizowana najświeższymi składami i strojami zespołów.

Plusy:

Minusy: