» Recenzje » Dead Island Riptide

Dead Island Riptide


wersja do druku

Niezbyt rajskie wakacje vol.2

Redakcja: Jan 'gower' Popieluch

Dead Island Riptide
Hordy nieumarłych, hektolitry posoki, a po środku my – elektryczną kataną siejący zamęt na rajskiej wyspie, rzucający mięsem (dosłownie) na prawo i lewo. Tak, oto i jest Dead Island Riptide. Dwa lata temu trafiliśmy na Banoi, urokliwy zakątek, który, jak się okazało, wcale tak urokliwy nie jest. Teraz powracamy, aby jeszcze raz zmierzyć się z hordami zombie. Riptide w żadnym wypadku nie jest drugą częścią Dead Island, a w każdym razie na takowe miano nie zasługuje. Produkcja jest praktycznie identyczna jak poprzedniczka – oferuje nam tę samą mechanikę, silnik oraz możliwości. Ale jest w niej coś, co potrafi przykuć do ekranu na wiele godzin.
____________________


Historia opowiada dalsze losy bohaterów z poprzedniej odsłony. Nasi herosi próbują uciec z Banoi za pomocą helikoptera, lecz zostają zmuszeni do awaryjnego lądowania na statku wojskowym. Jak na ironię, statek również zostaje opanowany przez zainfekowanych, po czym rozbija się, a my jesteśmy zmuszeni do ewakuacji na pobliską wyspę Palanai, razem z kilkorgiem ocalałych. Do niezłomnej czwórki dołącza piąta postać, John. Specjalizuje się w kastetach i innym uzbrojeniu zakładanym na dłonie.


Przynieś, podaj, pozamiataj i posiekaj

Fabuła nie tylko nie jest najwyższych lotów, ale jest najzwyczajniej słaba i drętwa. Sama rozgrywka skupia się na dojściu do miasteczka Henderson i uratowaniu siebie oraz swoich kompanów. Oczywiście, po drodze czeka nas cała masa zadań pobocznych i głównych, będących źródłem pieniędzy czy doświadczenia. Pierwsze wymieniamy na broń, przedmioty oraz wydajemy na naprawę i ulepszenia. Za drugie zdobywamy poziomy (możemy używać nowego rodzaju uzbrojenia) oraz otrzymujemy punkty rozwoju. Zadania są bardzo jednolite i opierają się na jednym schemacie – idź do punktu A, znajdź jakiś przedmiot, wróć, przy okazji nie daj się zabić. Bardzo ciekawym urozmaiceniem są etapy, w których wraz z kompanami bronimy bazy przed atakiem hordy nieumarłych. Schronienie możemy, a właściwie powinniśmy, przygotować przed obroną. Możemy porozstawiać siatki w przejściach czy porozrzucać miny albo butle z gazem. Warto też wykonywać misje dla kompanów, gdyż ulepszają one ich zdolności bojowe, przez co jest nam łatwiej się obronić. Wraz z biegiem fabuły możemy nawet wczuć się w naszą postać. Sam zacząłem się wciągać dopiero po około trzech godzinach gry, wtedy zaczęło się robić ciekawiej. Później frajda systematycznie wzrastała, a postać stawała się silniejsza. Historia, mimo iż raczej słaba, potrafi zaangażować gracza.


Raz sierpem, raz młotem

Jaka jednak fabuła by nie była, na pierwszy plan wysuwa się i tak rozgrywka, która jest niesamowicie miodna i satysfakcjonująca. Nie ma chyba lepszej rzeczy od odcięcia głowy mieczem samurajskim... podłączonym do prądu. Mechanika walki może i nie jest bardzo rozbudowana, ale samo ''czucie" broni to wszystko nadrabia, w rezultacie czego czerpiemy z potyczek dużo zabawy. Warto wspomnieć o uzbrojeniu, którego są tutaj po prostu tony. Bronie, podobnie jak poprzednio, dzielą się na typy – obuchowe, sieczne i tak dalej. Każda z postaci jest specjalistą od innego rodzaju, przez co dostaje inne bonusy. Dodatkowo, znajdując porozrzucane po mapie plany, możemy modyfikować nasz oręż. Gdy zaczynamy grę z nożem kuchennym, możemy ją skończyć z zatrutą maczetą lub rażącym prądem sierpem. A to i tak jedne z bardziej trywialnych modyfikacji. Zaryzykowałbym stwierdzenie, iż pod tym względem nowe Dead Island to dopełnienie poprzedniczki, w rezultacie czego jest to najlepsza i najbardziej rozbudowana gra o zombie.


Razem raźniej, w pięciu – radośnie

Głównym atutem produkcji jest zdecydowanie kooperacja. Menu oferuje bardzo łatwy dostęp do sesji gier, tak że gracz może w każdej chwili do nas dołączyć i na odwrót. Sesje są stabilne i płynne, komunikacja nie zawodzi, dzięki czemu można śmiało skupiać się wyłącznie na rozgrywce. Nie spodziewałem się, że odnajdę tutaj tak dobrze zbalansowaną opcję sieciową i zostałem pozytywnie zaskoczony. Gra w co-opie dostarcza większej przyjemności, nie dziwi więc fakt, iż produkcja jest tak mocno na nią nastawiona. Oczywiście, jeżeli ktoś lubi grać samotnie, nic nie stoi na przeszkodzie. Taka forma zabawy jest możliwa i co najważniejsze, nie jest w żadnym stopniu ''upośledzona'', zatem da się przejść grę z uśmiechem na ustach, grając samemu.


Dżungla, plaża, zombie

Nowa wyspa po której będziemy się poruszać to, podobnie jak poprzednio, miejsce utożsamiane z rajem. Bujna kolorowa roślinność, drzewa, stawy, plaże... i mnóstwo krwi. Świat gry jest bardzo kolorowy, co z pewnością jest zasługą silnika gry. Nie ustrzegł się on co prawda błędów (czasami zdarzają się złe kolizje ciał, klinowanie się postaci), lecz nie przeszkadza to stopniu mogącym psuć rozgrywkę. Na pochwałę zasługują też modele nieumarłych. Nie jest ich zbyt dużo, przez co da się spamiętać ''znajome'' twarze, ale są wykonane naprawdę przyzwoicie.

Szkoda, że wyspa to sieć korytarzy z gdzieniegdzie bardziej otwartymi przestrzeniami (wioski). Czasem zamiast przedrzeć się przez kawałek dżungli, musimy okrążać dany obszar, nadkładając przy tym dużo drogi. Na szczęście, twórcy udostępnili środki transportu. Do dyspozycji mamy porozrzucane po świecie auta oraz łodzie. Przydatny element, szczególnie, gdy musimy coś przetransportować przez pół mapy. Niestety, sam świat bywa czasem nudny. Niektóre lokacje są bliźniaczo podobne do tych, koło których przechodziliśmy chwilę wcześniej. Dotyczy to głównie wiosek czy obozowisk spotykanych podczas wędrówek.


Krzyk i wrzask

Podobały mi się odgłosy postaci, zarówno nieumarłych, jak i naszych pobratymców. Są bardzo dobre, a niektóre wrzaski potrafią przyprawić o dreszcze. W grze aktorskiej można zauważyć nierówności. Głosy głównych bohaterów, czyli pięciu grywalnych postaci, prezentują naprawdę wysoki poziom. Dykcja i akcentowanie są bardzo dobre i słucha się ich przyjemnie. Inaczej jest z postaciami drugoplanowymi. Te wypowiadają się trochę słabiej i nie zawsze słychać w ich głosie emocje odpowiednie do danej sytuacji. Inne dźwięki i efekty również zasługują na pochwałę.


Zombie zombie zombie

Dead Island Riptide to praktycznie Dead Island sprzed dwóch lat z dodanymi kilkoma modyfikacjami, nową postacią i lokacją. Ale tytuł ten zachowuje przy tym wszystkie zalety poprzedniczki, których było naprawdę sporo. Mamy więc do czynienia z nie tyle dziełem, co świetnie wykonaną rzemieślniczą robotą, dająca nam mnóstwo zabawy i satysfakcji. Fani poprzedniczki będą zachwyceni, a i nowicjusze się nie zrażą. Według mnie – najlepsza produkcja o zombie.

Plusy:
  • mechanika rozgrywki
  • oprawa audiowizualna
  • im dalej, tym bardziej wciąga
  • solidne wykonanie
  • świetny tryb kooperacji
Minusy:
  • niewiele nowości
  • praktycznie same sztuczne korytarze
  • kolizje i inne irytujące błędy


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


8.0
Ocena recenzenta
9.25
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Dead Island Riptide
Producent: Techland
Wydawca: Deep Silver / Koch Media
Dystrybutor polski: Techland
Data premiery (świat): 23 kwietnia 2013
Data premiery (Polska): 26 kwietnia 2013
Nośnik: 1 DVD
Strona WWW: www.deadislandgame.pl/riptide/
Platformy: PC



Czytaj również

Komentarze


Landovsky
   
Ocena:
+1
Cóż, nie mogę się zgodzić, że gra 'nic nie traci' przy graniu solo, ponieważ jak zaznałem kooperacji przy podstawce, to już solo praktycznie nie grałem. Teraz też nie chce mi się zabierać za Riptide samemu - gra czeka sobie na półce, aż znajdzie się dla mnie znajomy do współpracy. :)

A z oceną się zgadzam - w jedynkę gram po dziś dzień, a więc koncepcja 'więcej tego samego' bardzo mi odpowiada. Tym bardziej, że nie ma dwójeczki w nazwie.
15-05-2013 00:11

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.