» Recenzje » BattleForge

BattleForge

BattleForge
Co prawda często grywam w strategie, ale nie mogę powiedzieć żeby był to mój ulubiony gatunek – strateg raczej ze mnie marny. Za RTS brałem się właściwie z czystej przyjemności, czerpanej z możliwości rządzenia swoją armią. Grywałem zatem w Bitwę o Śródziemie, Rise & Fall czy Combat Mission. I myślałem, że zobaczyłem już wszystko. Do dnia, kiedy do redakcji trafiła gra BattleForge, zapowiadana jako połączenie RTS’a, MMO i karcianki. Zaciekawiło mnie to, zatem postanowiłem się za to zabrać.

Rozpoczęło się, pomijając instalację, updatem – jak to zwykle bywa w przypadku gier MMO. Potem logowanie na konto EA i gra odpalona. Szybko przeskoczyłem do menu i pierwszą czynnością, której musiałem dokonać już In-game było utworzenie swojego awatara. Nie jest to jakoś specjalnie rozbudowane – polega tylko i wyłącznie na wyborze nicku oraz jakiegoś ładnego obrazka, który miałby przedstawiać naszą postać. Po utworzeniu i zatwierdzeniu trafiamy bezpośrednio do samouczka.

Samouczek spełnia swoją rolę – prowadzeni jesteśmy za rączkę, uczymy się jak przyzywać jednostki, używać spelle czy budować monumenty. Wszystko to w praktyce, co tylko ułatwia naukę. Cóż, co prawda nie jest jakiś specjalnie wciągający, ale swoją rolę spełnia.

Po ukończeniu tutoriala, trafiamy do menu i rozpoczyna się już rozgrywka właściwa. W menu mamy pełną swobodę – możemy porozmawiać z innymi graczami, kupić jakąś nową kartę (lub booster), stworzyć nową talię czy rozpocząć kolejną misję, którą wybieramy z mapy świata. Ale zaraz, zaraz… napisałem już o tutorialu, kartach i praktyce, a Wy nadal nie wiecie jak to wszystko działa. Otóż karty dzielą się na trzy rodzaje – jednostki bojowe, budynki obronne oraz czary. Z nich dobieramy talię, składającą się z 20 kart. Tutaj ważnym wyborem jest dobranie frakcji, z której kart będziemy korzystać.

Frakcje są cztery – ognia, lodu, natury oraz cienia. Każda z nich ma swoje zalety i wady, zatem należy naprawdę przemyśleć z jakich kart będziemy korzystać. Możliwe jest oczywiście, korzystanie z kart każdej z frakcji, lecz rozgrywka staje się wtedy znacznie bardziej skomplikowana, o czym wspomnę później. Dodatkowo możemy kupować różne karty na rynku lub wymieniać się z innymi graczami. Gdy dobierzemy już karty i zakończymy edycję deck’u, możemy ruszać na misję. Klimat gier karcianych został utrzymany.


Zanim zacznę pisać o samych misjach, należy wspomnieć coś o tym, jak działa cały ten system „karciany”. Otóż każda ma swój koszt (surowcem jest tajemnicza energia, wydobywana ze studni mocy) oraz wymaganą ilość kuli energii danej frakcji, znajdujących się na budynkach zwanymi monumentami. I to właśnie ilość kul energii jest przeszkodą – bo często stajemy przed wyborem, czyjej frakcji ma być nowo zdobyty monument. Tym samym, by użyć wszystkich kart z talii mieszanej, najpierw opanować będziemy musieli koło sześciu monumentów. W przypadku jednorodnej, wystarczą trzy.


Gdy mamy już wystarczającą ilość i energii i monumentów, wybieramy daną kartę (cała talia znajduje się na dole ekranu) i klikamy w miejsce na mapie, gdzie karta ma zostać użyta. Oczywiście by użyć daną kartę, w pobliżu musi być nasza jednostka bądź budynek - i tyczy się to zarówno przyzywania jednostek, używania czarów oraz stawiania budowli. Jest to bardzo ciekawe rozwiązanie i znacznie wpływa na dynamikę rozgrywki – w końcu kiedy nasze jednostki walczą, w każdej chwili możemy wprowadzić wsparcie bezpośrednio na pole bitwy lub też pomóc naszym jednostkom jakimś obszarowym czarem. A propos jednostek – na 10 sekund po przyzwaniu jest oszołomiona, przez co zaczyna z połową paska wytrzymałości, ale nie jest to przeszkodą – chyba, że wezwiemy naprawdę mało wytrzymałą jednostkę, wtedy możemy być pewni szybkiej jej straty. A surowce nie wydobywane są na tyle szybko, by bez przerwy używać naszych kart…
Dobra, teraz trochę o misjach. Wszystkie misje mamy zaznaczone na mapie gry i zazwyczaj mamy kilka do wyboru. Różnią się one zazwyczaj ilością graczy, którzy mogę wziąć w niej udział. Na początku jest skromnie, gdyż są do wyboru misje solo oraz dla dwóch graczy, ale potem gramy już w czterech… i tak dalej, aż do momentu kiedy gramy łącznie z 12 innymi graczami. Do tego dochodzi typowe PvP, czyli kto zniszczy wszystkie jednostki drugiego gracza – wygrywa. Za każdą ukończoną misję dostajemy punkty doświadczenia, co łączy się również ze zdobywania nowych tytułów dla naszego awatara. Tak samo jest z PvP, tyle że nie zdobywamy już „expa”, tylko tzw. punkty ELO.


Gra nie ma klarownej fabuły. Jest ona właściwie tłem, bo nie ma o niej wzmianki nawet w instrukcji gry. Wiadomo tylko, że w grze wcielamy się we Władcę Nieba i „musimy stanąć w obronie śmiertelników”, czyli ludzi. Wszelkie informacje na temat świata gry, jego historii oraz ważniejszych postaci znajdziemy w kronice. Oczywiście nie tak od razu, bo by dane informacje odkryć, należy ukończyć daną misję. I odblokowanie całej kroniki zajmuje trochę czasu, bo misji jest całkiem sporo.
Ogólny zarys, może wydawać się fajny. Niestety, są trzy aspekty, które momentalnie odbierają jakąkolwiek przyjemność z rozgrywki. Pierwszy z nich, to szybkie znudzenie. Praktycznie cała rozgrywka ogranicza się do tego samego schematu – buduj armię najsłabszych jednostek, przyj naprzód do kolejnego monumentu. Uzupełnij straty nowo dostępnymi jednostkami i przyj dalej, do następnego monumentu… i tak do momentu, kiedy cała talia staje przed Tobą otworem – wtedy gra staje się śmiesznie prosta, bo wystarczy po prostu wybudować swoje najsilniejsze jednostki i przeć na przód. Właściwie, to jest jedyny powód, przez który skutecznie, z dnia na dzień się do gry zniechęcałem. Niestety pojawił się kolejny aspekt – mikrotransakcje. Znowuż, okazuje się, że, by być najlepszym, nie trzeba mieć umiejętności, tylko pieniądze. Bo w końcu wszystko kręci się wokół niejakich „Battlefunds” – głównej waluty gry, na dodatek odpłatnej za prawdziwe pieniądze. I o ile w misjach kooperacyjnych nie przeszkadza to wcale, to na PvP nie miałem już czego szukać, bo moje karty zwyczajnie nie pozwalały stawić czoła „kupionej” talii przeciwnika. Psuje to całą zabawę oraz sens rozgrywki i to właściwie przeważyło, bym odłożył grę na półkę. A był jeszcze powód trzeci… Mianowicie bugi. Gra jest już jakiś czas na rynku, były już dwa update’y, a te najbardziej złośliwe nadal są. Przykład?


Gram sobie misję, spędziłem ponad godzinę by dojść do bossa tego poziomu. Zresztą nie tylko ja – misja była dla dwóch graczy. Ok, został boss – czas na wystawienie ciężkiej artylerii. Wystawiłem najlepsze jednostki, zajęło to koło dwudziestu minut (czekanie na surowce) i kiedy z moim kompanem byliśmy gotowi – ruszyliśmy. Pierwsza przeszkoda, to uzdrowiciele – blokowali dostęp do naszego celu, więc należało ich zabić. Łącznie, było ich trzech. Naszych jednostek ok. 10 razy więcej. Nie wyglądało to na problem, zatem zaatakowaliśmy. Jakież byłe nasze zdziwienie, gdy po dwudziestu minutach próbowania ubicia tych skurczybyków, cały czas się uzdrawiali (co sekundę(!)). A robiliśmy wszystko zgodnie z instrukcjami, czyli „zaatakuj wszystkich trzech na raz, żeby nie mieli szansy się uzdrawiać”. Uzdrawiali. Za drugą próbą poszło bez problemowo – ale zajęło to kolejne dwie godziny. A tak naprawdę, przy okazji kolejnych misji zdarzyło mi się mieć podobny problem jeszcze z dwa razy.

Oprawa audio-wizualna daje radę, z naciskiem na audio. Muzyka jest całkiem przyjemna dla ucha i naprawdę przyjemnie w jej towarzystwie śmigało się w menu. Z grafiką jest już gorzej, z lepszą mamy do czynienia chociaż z Company of Heroes, które wydane zostało przecież dwa lata temu. Zdecydowanie najgorzej wyglądają te najmniejsze jednostki, ale do tych wyróżniających się na ekranie nie mam zastrzeżeń. Otoczenie prezentuje się ciekawie, ale z czasem gry staje się monotonne.
Sam pomysł na grę jest interesujący. Rozgrywka i karciane „trade’y” sprawiają ogromną przyjemność. Niestety, kilka poważnych wad i jeden poroniony pomysł twórców psują całokształt gry, przez co odepchnęła mnie od siebie całkowicie. I o ile bugi da się jeszcze naprawić, to monotonia i kupione za prawdziwą walutę karty pozostaną.

Plusy:
*klimat gier karcianych
*misje w trybie kooperacji
*muzyka
*ciekawy pomysł na grę

Minusy:
*fabuła
*grafika
*monotonia
*mikrotransakcje
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.0
Ocena recenzenta
8.33
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: BattleForge
Producent: Electronic Arts
Wydawca: Electronic Arts
Dystrybutor polski: EA Polska
Data premiery (świat): 10 marca 2009
Data premiery (Polska): 27 marca 2009
Wymagania sprzętowe: System operacyjny - XP lub Vista; napęd DVD; Prędkość łącza internetowego - 512 kb (DSL lub modem kablowy); Procesor - co najmniej jednordzeniowy 1,8 GHz - zalecany: dwurdzeniowy 2 GHz; Pamięć RAM - minimum (XP) - 512 MB - zalecana (XP) - 1 GB - minimum (
Nośnik: DVD
Strona WWW: www.battleforge.com
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 139,90 zł



Czytaj również

Komentarze


ashmourne
   
Ocena:
0
ciekawa gra, zdaje się.
29-04-2009 21:01

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.