Art of Murder: Klątwa Lalkarza

Autor: Artur 'Vermin' Tojza

Art of Murder: Klątwa Lalkarza
Jako wielki fan gier przygodowych, bez wahania, choć z odrobiną niepokoju, chwyciłem za Klątwę Lalkarza – drugą odsłonę serii Art of Murder. Moje obawy wynikały z doświadczeń z pierwszą częścią gry, która – mimo pięknej fabuły i porządnego klimatu - miała masę niedociągnięć, utrudniających rozgrywkę. Na szczęście, tworząc kontynuację przygód pięknej agentki FBI – Nicole Bonnet, twórcy wzięli sobie do serca uwagi graczy. Efekt? Kolejna solidna sprawa kryminalna do rozwikłania w mrocznym świecie zbrodni.


Co nieco o fabule


Jak już wspomniałem, ponownie kierujemy poczynaniami Nicole Bonnet, młodej agentki FBI, która niedawno ukończyła akademię. Tym razem los rzuca nas do Europy, a konkretniej - do Paryża. Doszło tam do serii morderstw, za którymi stoi Lalkarz, działający wcześniej na terenie Stanów Zjednoczonych.
Przestępca popełnia zbrodnie doskonałe, uśmiercając swe ofiary w wyjątkowo brutalny sposób - pozwala im się powoli wykrwawić, a następnie wiesza ciała na ścianie. Jego podpis to drewniane lalki ręcznej roboty, przedstawiające postacie z czasów rewolucji francuskiej. Bonnet trafia jego tropem do miasta miłości, uczestnicząc w śledztwie jako obserwator. Oczywiście, jak to zwykle w kryminałach bywa, szybko zaczynamy prowadzić śledztwo na własną rękę, czym tylko zniechęcamy do siebie lokalne władze.

Jak widać mamy do czynienia z dość powszechnym schematem, rodem z powieści Cobena czy Agaty Christie. Mimo to scenariusz nie nudzi, a kilka razy potrafi wręcz zaskoczyć, zwłaszcza, że fabuła zabiera nas także do Hiszpanii czy na Kubę. Dzięki temu nie nudzimy się. Dialogów jest sporo i są dość urozmaicone, co tylko podnosi walor gry. Niestety Klątwa Lalkarza jest bardzo krótka - przejście zajmie wprawnemu graczowi około sześciu godzin. Początkujący gracz również za bardzo się nie wysili, spędzając nad tym tytułem maksymalnie osiem godzin. Nie jest to, co prawda, dużo jak na grę przygodową, jednak z pewnością nie będzie to czas stracony.


Małe i duże zmiany


Pierwsza odsłona serii Art of Murder posiadała sporo niedociągnięć. Nielogiczne zagadki, brak podpowiedzi, koszmarne wręcz tłumaczenie dialogów i okropna liniowość wymuszająca na graczu zbieranie przedmiotów w kolejności, jaką nakazali twórcy. Klątwa Lalkarza uniknęła tych błędów, toteż rozgrywka przynosi o wiele więcej radości.

Największa poprawa to zwiększenie interakcji postaci z otoczeniem. Możemy użyć lub podnieść o wiele więcej przedmiotów, nie czekając, aż pozwoli nam na to linia fabularna gry. Jest to naprawdę miłe udogodnienie, bo dzięki temu nie trzeba biegać dwadzieścia razy do tej samej szuflady czy pokoju po jakiś drobiazg. Zwiększyła się też ilość podpowiedzi oraz komentarzy bohaterki na temat otoczenia. Nie zabrakło również nowości. Pierwszą z nich jest aparat, którym dokumentujemy dowody i ważne poszlaki. Niby błahostka, ale cieszy, gdyż wprowadza do gry więcej realizmu. Drugą nowością jest dziennik, w którym zapisujemy wszystkie przeprowadzone rozmowy, ważne zdarzenia czy istotne informacje dotyczące śledztwa. Jest to naprawdę przydatne - jeśli utkniemy w jakimś punkcie, to dzięki notatkom łatwo znaleźć rozwiązanie. W pierwszej części tę funkcję miał teoretycznie pełnić nasz telefon komórkowy, jednak w wersji wybitnie uproszczonej. Tym razem funkcja telefonu została mocno ograniczona. Jeśli Nicole z niego korzysta, robi to automatycznie. Nie do końca mi to odpowiadało, jednak w trakcie gry szybko przestałem na to zwracać uwagę.

Mówiąc o interakcji, nie można zapomnieć o dialogach. W końcu mamy jakiś wpływ na rozmowę, wybierając temat dysputy, a nie, jak było poprzednio, tylko słuchając konwersacji. Kolejność tematów ma znaczenie w udostępnianiu nowych ścieżek dialogowych, choć ostatecznie tak zakończenie rozmowy, jak i jego wpływ na fabułę będzie taki sam. Sympatycznie wypadają rozmowy telefoniczne. Ekran dzieli się na dwie połowy i w jednej mamy Nicole, a w drugiej jej rozmówcę. Bardzo istotne jest też to, że tym razem starannie wykonano polskie tłumaczenie - kwestie dialogowe przełożono dokładnie. Pierwszą część serii fatalnie spolszczono - po łebkach i na skróty. W Klątwie Lalkarza udało się tego uniknąć, toteż osoby nieznające dobrze języka angielskiego również mogą spokojnie zasiąść do gry.

Pozytywne wrażenie wywołuje też szata graficzna. Wyraźnie widać, że poprawiono modele ludzi i lokacji oraz animację. W końcu postacie nie są sztywne, a co najważniejsze, nie biją po oczach kanciastymi pikselami. Ma to olbrzymie znaczenie, szczególnie, gdy gra się na monitorach mających więcej niż dziewiętnaście cali. Kosmetycznej zmianie uległ przycisk podpowiedzi, który tym razem pokazuje nam nie tylko, dokąd można się udać czy co podnieść, ale także, co należy sfotografować bądź czego użyć. Poprawiono także muzykę - jest o wiele lepiej skomponowana i urozmaicona. Co ważniejsze, w pełni oddaje klimat danej sytuacji lub scenerii, budując specyficzny nastrój kryminału. Dźwięki otoczenia oraz głosy postaci dalej trzymają poziom poprzedniej odsłony, czyli jest dobrze. Na szczęście osobom poznanym w pierwszej części gry głosów użyczyli ci sami aktorzy.


Drobny kamyk w bucie


Nie wszystko jest jednak tak doskonałe, jak mogłoby się wydawać. W grze jest kilka głupich potknięć, których można było uniknąć. Pierwszym z nich jest beznadziejnie niski poziom trudności. W Art of Murder: Sztuka zbrodni był on wywindowany wręcz w niebiosa, toteż w kontynuacji twórcy postanowili go zdecydowanie uprościć. Niestety tym razem przeholowali w drugą stronę. Tylko w kilku miejscach musiałem się trochę bardziej wysilić, a raptem w jednym (zagadka logiczna na podstawie przesuwania klocków) naprawdę kombinować. To zdecydowanie za mało jak na nastawioną na zagadki grę przygodową. Co gorsza, przez ten zabieg czas gry drastycznie się skrócił, mimo że fabuła jest dłuższa w stosunku do pierwszej części. Wielka szkoda.

Kolejnym minusem są przerywniki filmowe. Jest ich bardzo dużo i często dotyczą czynności wykonywanej przez naszą postać, a czasem tego, co kombinuje tytułowy Lalkarz. Niestety jakość tych animacji jest bardzo kiepska. Są sztywne, nieciekawe i zrobione niemal na jedno kopyto. W dobie dzisiejszej technologii oraz animacji komputerowej jest to wyjątkowo rzucająca się w oczy wada.


Pomniejszym minusem, wynikającym głównie z mnogości przerywników filmowych, jest czas wczytywania niektórych większych lokacji. Gra potrafi się wtedy na krótki czas przywiesić, powodując opóźnienie animacji w stosunku do dźwięku. Co prawda tytuł ma bardzo niskie wymagania sprzętowe i rusza praktycznie na wszystkim, jednak na słabszych komputerach potrafi to mocno irytować, bo opóźnienia stają się dłuższe i częstsze.


Przysięgli wydają werdykt


Art of Murder: Klątwa Lalkarza jest, w swym gatunku,
pozycją wartą polecenia szerszej widowni. Tytuł jest idealny dla osób, które chcą dopiero zacząć przygodę z grami tego typu. Starym wyjadaczom również powinna dać wiele radości, głównie dzięki ciekawej fabule. Jako kontynuacja, Klątwa Lalkarza jest z pewnością wielkim sukcesem. Naprawiła niemal wszystkie błędy pierwszej odsłony serii. Na pewno będę wracał do tej gry, bo łatwo można się przy niej zrelaksować. Tymczasem czekam na trzecią część Art of Murder o tajemniczym podtytule – Karty przeznaczenia. Ciekawe, co tym razem szykuje fatum?



Plusy:


Minusy:




Oto zwiastun gry: