» Recenzje » Prometeusz

Prometeusz


wersja do druku

'If you can't see the one you'd love. Love the one you've seen.'

Redakcja: Martyna 'Saya' Urbańczyk

Prometeusz
"Czasem, aby coś stworzyć, najpierw trzeba coś zniszczyć" – te słowa wypowiada David, jedna z kluczowych postaci w Prometeuszu, najnowszym filmie Ridleya Scotta. Zdaje się, że zasadę tę wzięli sobie do serca twórcy tego blockbustera, grzebiąc tym samym nadzieje części widzów. Jeśli bowiem ktoś spodziewał się całkowicie nowej jakości, mógł się rozczarować. Również oczekiwanie bezpośredniego prequela serii Obcy mogło przynieść zawód. Na szczęście, jak to zwykle bywa, widzowie z "otwartym" nastawieniem nie musieli obawiać się tego typu rozterek, a jeśli widzieli wcześniej parę filmów (z wspomnianą sagą Aliens na czele), mogli nawet liczyć na bardzo przyzwoitą rozrywkę.

You don't understand, this place isn't what we thought it was

W mediach – również polskich – spotkać można od jakiegoś czasu bardzo wiele różnych (w tym głównie krytycznych) opinii na temat nowego dzieła Scotta. Wynika to głównie ze sporego opóźnienia, z jakim film wszedł na ekrany polskich kin. Abstrahując jednak od oceny decyzji dystrybutora w tym zakresie, należy skupić się na samym utworze. Czytając jedynie nagłówki rozmaitych recenzji i wpisów – by nie psuć sobie zabawy lekturą całości przed obejrzeniem Prometeusza – można było niekiedy odnieść wrażenie, że zdaniem ich autorów, obraz ten to jakaś koszmarna porażka. Okrzykiwanie filmu "nieudolnym remakiem" i podobnymi inwektywami skwitowałbym współczującym uśmieszkiem, aby nie wdawać się w czczą kłótnię.



Żeby uniknąć wszelkich wątpliwości zaznaczę jasno: Prometeusz to kawał porządnego kina i bardzo dobre science fiction. Ktokolwiek obawiał się efekciarskiego, lecz pozbawionego treści odcinania kuponów od kultowego cyklu, ten może spokojnie odetchnąć. Najnowszy obraz Scotta to nie tylko widowisko, ale i historia, która równie dobrze broni się sama, jak i w kontekście dobrze znanego uniwersum. Co najważniejsze jednak, nie jest to zwykły origin ksenomorfów ani Ripley, a całkiem świeży epizod z nowymi (starymi) bohaterami.

Ci ostatni to członkowie załogi statku kosmicznego Prometeusz, którzy wyruszyli z tajemniczą misją na odległą planetę, na której może znajdować się życie. Nietrudno więc przewidzieć, że poza czysto naukowymi zagadnieniami, załoga tytułowej ekspedycji będzie musiała zmierzyć się także z problemami natury egzystencjalnej. Te zresztą zapowiadane były w każdym kolejnym zwiastunie filmu cytatami pokroju: "Wielkie rzeczy mają niewielkie początki" (tekst poniekąd odnosi się również do chronologicznych zależności między Prometeuszem a Obcym – 8. pasażerem "Nostromo").

Prometheus, are you seeing this?

Jak to u Scotta bywa, również tym razem mamy do czynienia z bardzo ładną warstwą wizualną. Świetne zdjęcia Dariusza Wolskiego uzupełnia tu równie dobra praca scenografów, i speców od CGI. Nie wypada też pominąć faktu, iż jest to jeden z niewielu filmów, w których 3D naprawdę się sprawdza. I nie, nie ma w tej kwestii żadnych fajerwerków i przesady – ot, stonowane, umiejętne wykorzystanie technologii. W efekcie, nawet przez względnie wygodne okulary patrzy się na Prometeusza z przyjemnością.

To ostatnie to także zasługa obsady. Niewątpliwie najładniejsza spośród "tych piękniejszych", Charlize Theron, wzbudza chyba najmniej entuzjazmu, choć właściwie miała też nieszczególnie wiele do zagrania. W pełni rozumiem natomiast peany pod adresem odtwórcy głównej roli męskiej – Michaela Fassbendera, czyli filmowego Davida. Aktor okazał się wręcz idealnym wyborem do roli androida, łączącego w sobie mechaniczny chłód z cechami iście ludzkimi (niemal dziecięca ciekawość).



Pochwały należą się również filmowej dr Shaw, czyli Noomi Rapace, która odnalazła się na planie doskonale i – co istotne – nie dała się przyćmić wspomnianym gwiazdom wielkiego formatu. Warty wzmiankowania jest również wcielający się w jej ukochanego, dr-a Hollowaya, Logan Marshall-Green. Zadziwiająco podobny do Toma Hardy'ego aktor nie tylko nieźle się prezentował, ale też grał – śmiałbym twierdzić, że nie gorzej niż Theron.

Na drugim planie nie jest źle, choć nie ma też szału. W zasadzie poza Idrisem Elbą (kapitan Janek) brak tam znanych nazwisk i zapadających w pamięć postaci. Na osobny komentarz zasługuje natomiast Guy Pearce w roli Petera Weylanda. Ktokolwiek oglądał wcześniej Obcego ten wie, że nazwisko granego przez niego bohatera wyklucza mówienie o nim w kategorii jedynie epizodu, nawet jeśli czasu ekranowego dostał niewiele. Rzecz w tym, że faktycznie wiele do zagrania nie miał, a wypadł co najwyżej średnio – niemal kopiując "starczy" element kreacji Jareda Leto jako Nemo w Mr. Nobody.

David, why are you wearing a suit, man?

Film ogląda się dobrze, ale to nie tylko zasługa ładnych obrazków. Nawet w połączeniu z niezłą (choć nieco "przezroczystą") muzyką Marca Streitenfelda nie zaowocowałyby one dobrym utworem, gdyby historia była słaba. Zatrudnienie Damona Lindelofa do pracy nad fabułą to jedna z najlepszych decyzji Scotta przy tworzeniu ekipy Prometeusza. Nie chodzi jedynie o porządnie napisane dialogi i parę chwytliwych one-linerów. Czołowy scenarzysta LOST to sprawdzone nazwisko, prawdziwa gwarancja tekstu na poziomie. I tym razem zapewnił dość meandrów, by było o czym rozmawiać, a jednocześnie nie na tyle dużo, by wpaść w pułapkę własnych pomysłów "nie do wyjaśnienia".

Opowiedzianą w Prometeuszu historię śledzi się z zaciekawieniem. O ile twórcy nie chcieli w danym miejscu pozostawić pola do interpretacji, kolejne pytania znajdują swoje odpowiedzi i większość jest zadowalająca. Niestety, nie obeszło się jednak bez problemów. Niektórym rozwiązaniom brakuje konsekwencji (na przykład sposób działania hologramów), a niektóre są aż za bardzo sztampowe jak na twórcę tego formatu (kolejność ofiar). Poza tym, doskonałe przez większość filmu tempo narracji mniej więcej na pół godziny przed finałem nieco zbyt gwałtownie przyspiesza (przez co wiele wątków nagle, jednocześnie, osiąga apogeum).



Najnowsze dzieło Ridleya Scotta łączy w sobie jednak dwie cenne wartości. Z jednej strony stanowi względnie świeżą – choć nie silącą się na szczególną rewolucyjność – historię, z drugiej zaś godnie wpisuje się w tradycję popularnej sagi o Obcych. Nawet, jeśli tych ostatnich tutaj jedynie "wyczuwamy". Nie bez powodu Prometeusz to nie podtytuł kolejnego filmu z cyklu Aliens. Umiejętność powrotu do świata, który reżyser zaczął tworzyć już w 1979 roku, przy jednoczesnym przesunięciu akcentów na nowe rozwiązania, zaowocowała sprawnie zrealizowanym sci-fi, które zwyczajnie wypada znać.

Prometeusz to pozycja obowiązkowa, zarówno dla fanów gatunku, jak i wielbicieli wcześniejszych dokonań reżysera. Zdecydowanie warto wybrać się do kina, nawet w 3D. Obrazowi daleko do perfekcji, ale fala krytyki pod jego adresem, z jaką można się spotkać głównie w sieci jest zdecydowanie przesadzona. Oglądając film nie można pozwolić, by parę drobnych błędów i zbyt wygórowane oczekiwania przesłoniły nam wspomniane wcześniej wartości. Parafrazując bowiem wypowiedź pana Lawrence'a w scenie z filmu Lawrence z Arabii, którą szczególnie upodobał sobie David: "Cała sztuczka, drodzy widzowie, polega na tym, by nie zważać na drobne niedoskonałości".
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.5
Ocena recenzenta
Tytuł: Prometheus
Reżyseria: Ridley Scott
Scenariusz: Ridley Scott, Damon Lindelof
Zdjęcia: Dariusz Wolski
Obsada: Noomi Rapace, Michael Fassbender, Charlize Theron, Idris Elba, Guy Pearce, Rafe Spall
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2011
Data premiery: 20 lipca 2012
Dystrybutor: Imperial - Cinepix



Czytaj również

2012: Top 5 filmów
Czyli podsumowanie najlepszych filmów minionego roku według części redakcji działu Film
The Old Guard
Umiera się więcej niż raz
- recenzja
Pierwszy śnieg
Długo jeszcze?
- recenzja
Obcy: Przymierze
Koniec jest bliski
- recenzja
Assassin's Creed
Nic nie jest prawdą
- recenzja
Marsjanin
Robinson Cruzoe nowych czasów
- recenzja

Komentarze


chimera
   
Ocena:
0
Tego filmu nie można tak do końca skreślać bo Charlize w w tym kostiumie jest fajna:

http://a8.sphotos.ak.fbcdn.net/hph otos-ak-ash3/556966_398178933573340_1437642 33_n.jpg
24-07-2012 02:30
KFC
   
Ocena:
0
Tylko ładnie wygląda, a tak w zasadzie to nawet nie wiadomo po co tam poleciała? Pilnować żeby znienawidzony ojciec nie brykał? Czy może żeby Janek mógł sobie poużywać?
24-07-2012 11:08
Dagobert
   
Ocena:
+2
Niestety, mimo najszczerszych chęci, film to przynajmniej trzy metry zaschniętego szlamu.
Przyjemny dla oka, miła muzyka, kilku niezłych aktorów tego nie zmienią. Film ma nieliczne momenty, kiedy można odczuć dreszczyk związany z przygodą/horrorem w kosmosie, ale i tak są błyskawicznie przytłaczane przez głupotę. Wątek Davida jest ok, i niedorzeczności w nim chyba najmniej, względnie najłatwiej je przełknąć. Design inżynierów też fajny. Sceny przed wybudzeniem z hibernacji, ekstra. Potem szkoda gadać.
Wszystkie zarzuty zostały wypunktowane w licznych recenzjach i komentarzach pod nimi. Dla mnie szkoda, że zabrakło, chociaż tego mocno powierzchownego, przedstawienia załogi Prometeusza. O 10 marinach w Aliens, dużo więcej się dowiadujemy i bardziej zapadają w pamięć, niż anonimowi statyści w Prometeuszu. Ilu było członków załogi Prometeusza 17-19? Za dużo?
24-07-2012 11:47
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Przed chwilą wyszedlem(SPOILERY) z kina i jestem zawiedziony, nie zgodzę się z tą recenzją jak dla mnie góra to 4,5. Film wręcz przewidywalny, ogladając poczatek, mozna domyślic się końca. Efekty 3d hmm film spokojnie mógłby się bez nich obejść. Sceny śmierci Hollowaya(wiesz co zrobić, kocham Cie i miotaczem ognia go - oj jakie to tragiczne i romantyczne zarazem), czy Therone(taka mała przygnieciona przez tak wielki statek) były tak żałosne że szok. Wielki kalmar też był komiczny. I bohaterski lot Janka w statek inzynierow fenomenalne, epickie... mogli cos orginalniejszego wymyślić; i znów mamy pełno zagadek i mało odowiedzi tzn. skąd się wzięli inzynierowie, po co stworzyli ludzi, a następnie chcieli ich zabić, jak stworzyli tych pierwszych pseudo obcych, co nie wyszlo w tym eksperymencie, ale spokojnie reżyser zostawił otwartą furtkę - Dr Shaw wraz z Davidem już lecą szukac macierzystej planety inżynierów. Z niecierpliwośćią czekam na Prometeusza II...
Ale nie żebym tylko narzekał, parę świetnych scen tez było np. urwanie głowy robotowi, układy gwiazd, co do aktorów mi w pamięć najbardziej zapadł geolog chociaz nie długo nacieszył się kamieniami... Ale w ogóle najlepsza to była piosenka Janka "And if you can't be with the one you love honey
Love the one you're with" dzięki temu dla mnie film się uratował.
24-07-2012 20:19
Szczur
   
Ocena:
+3
"Prometeusz to kawał porządnego kina i bardzo _dobre _science_fiction_."

Po tym fragmencie nie pozostaje nic innego jak skwitować recenzję i jej autora współczującym uśmieszkiem.
25-07-2012 11:31
~blazius

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Jeśli ktoś w połowie tego filmu przewidział zakończenie to jest geniuszem. Tylko pogratulować.
26-07-2012 10:09
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"po co stworzyli ludzi, a następnie chcieli ich zabić"

Pierwsi ludzie powstali, najpewniej przez przypadek, z DNA tego kosmicznego odpowiednika Sokratesa, co to trzasnął sobie cykutę nad wodospadem. A dlaczego chcięli nas zniszczyć? Jakimś cudem przewidzieli założenie Polteru, Wojny Trollów, a co za tym idzie, późniejsze zdziczenie i powrót do barbarzyństwa cywilizowanych (powiedzmy...) nerdów.
26-07-2012 11:29
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
żondam od ałtora recenzji zwrotu piniendzy za seans
26-07-2012 11:38
~blazius

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Jeśli ktoś w połowie tego filmu przewidział zakończenie to jest geniuszem. Tylko pogratulować.
26-07-2012 14:55
KFC
   
Ocena:
0
~Przemysław K.

Użytkownik niezarejestrowany
    he...
Ocena:
0
UWAGA SPOILERY...

A kwitujcie sobie mnie czym chcecie, na 'ósmym pasażerze nostromo' byłem jeszcze będąc w brzuchu... Moja opinia, nie będzie obiektywna... Mam wszystkie komisksy które zostały wydane w polsce o xenomorphah... Itd... Itp... W kinie byłem dwa razy do tej pory, film mi się bardzo podobał i tyle. Ale też ogromnej rozrywki intelektualnej, szczególnie po recenzjach nie oczekiwałem. Ktoś tam napisał o 'ogromnym czymś z mackami' jako dowód absurdalności tego filmu... No cóż jeśli nie nadążył skąd się tam wziął gigantyczny facehugger, to co dopiero mówić o możliwości myślenia nad implikacjami tego faktu, i tego co potem z SpaceJokeya wychodzi... Mapa zastanawiająca... No i na pewno statek rozbijany na końcu to nie ten do którego wchodzi załoga Nostromo... Jest we mnie trochę o obawy, że to początek jakiejś trylogi, co do której najwięcej mają zamiar włożyć w pierwszą część...
31-07-2012 18:24
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
jak to powiedział mój dentysta, byl na filmie bo chciał się dobrze bawić, a nie przeżywać film...i podobało mu się, efekty specjalne super ma rację w sumie. Ja też mam obawy, że powstanie trylogia i (nie daj Boże) wyjdzie z fabuły, że Ziemia to miała być hodowla obcych, przygotowywanych do walki z predatorami w innej części galaktyki... Jak dla mnie film przeciętny, do obejrzenia, ale nie spodziewam się, zeby zapisał się jakos szczególnie w historii kina, i ogolnie "Mroczny rycerz powstaje" (przynajmniej dla mnie) byl o wiele lepszym filmem...

31-07-2012 21:05
narsilion
   
Ocena:
0
Mnie tam dziury w scenariuszu nie przeszkadzały (wcale nie były takie znowu wieksze niż w Alien), za to zupełnie mnie zniechęca miałkość tematyki i pomysłów.

W poprzednim filmie Scott dał coś od siebie na poletku fantastyki: wprowadził nową, bardzo nośną postać, ze swoistym pasożytniczym cyklem rozmnażania i kapitalną, nową estetyką.

A co dostajemy tym razem? Papkę przemieloną już tysiąc razy - denikenowskie pomysły o kosmitach siejących życie czy wspomagajacych życie na ziemi. Ładnie to podane, ale niestety naiwne i bez jakiejkolwiek iskry w samych pomysłach.

edit:------------------
Jesli ktoś pamiętał numery planety z Aliena, to moze porównać: dzieje się to w zupełnie innym rejonie galaktyki
24-08-2012 16:36
sirDuch
   
Ocena:
0
Musze przyznac, ze daaawno zaden film z polki SF nie sprawil mi tyle przyjemnosci. Znacznie bardziej pasuje mi fabula Prometeusza niz fatalna IMO alienowo czworka. Owszem - zarzuty o niektore reakcje zalogi i procedury (a w zasadzie ich brak) sa zasadne, kilka razy brew mi podskoczyla. Znacznie bardziej pod tym wzgledem przypadl mi film 'Sunshine' ktory niedawno mialem okazje zobaczyc po raz pierwszy. Ale i tak uwazam, ze 'Prometeusz' to dobry film - broni sie i wizualnie i aktorsko, a fabula nie jest taka tragiczna jak utrzymuja niektorzy wyjacy w nieboglosy i dracy na swej klacie t-shirty z napisem Aliens.
Co do niektorych zarzutow - choc finalowy kalmar nie byl zbyt ciekawy i moze faktycznie nieco przerosniety to jednak przypomne mega szybki przyrost biomasy w Alienie, gdzie z pelzajaczego pokurcza zrobil sie w ciagu paru godzin ponad 2 metrowy dorosly osobnik i jakos nikt oburzony nie byl. Rowniez zszywki operacyjne faktycznie wygladaly na pierwszy rzut oka dziwnie, ale cos podobnego jest obecnie uzywane przy niewielkich ranach - takie sciagacze - mozna zalozyc ze w unikalnym urzadzeniu za pierdyliard $ jednak umieszczono cos co sensownie operuje, niezaleznie od tego jak wyglada.
Moim zdaniem co najmniej dobre kino, mniej wtorne niz np Alien 3, czy gloryfikowany przez niektorych nie wiadomo za co Pitch Black, znacznie ciekawsze niz niepotrzebny Alien 4 ... Jak dla mnie to niezla pozycja.
18-09-2012 14:36
~Jacek_Ku

Użytkownik niezarejestrowany
    realizm...
Ocena:
0
Czytam te wszystkie oświecone komentarze, dojechałem do wypocin osobnika "chaos_spawn" i dalej niestety nie zdzierżę. O jakim realizmie chrzanisz? To jest fikcja! Sci-fi! Skoro ta badziewna maszyna zszyła ją "czymś a'la zszywki" to widocznie taki był zamysł. Po co w ogóle zaprzątać sobie tym głowę? Rozumiem, że jak w grach komputerowych pojawiają się absurdy odbiegające od Twojej wizji świata to też plujesz jadem na prawo i lewo.

Wyluzujcie trochę, bo zachowujecie się jak banda rozwrzeszczanych bachorów, które dostały na święta bujanego konika zamiast prawdziwego kucyka. Cała seria "alien" naszpikowana jest bzdurnymi nieścisłościami, ale na to jakoś nikt nie raczy zwrócić uwagi.

Raz jeszcze apeluję: więcej luzu. Błagam.
03-12-2012 03:18
~KotDziewiątyPasażerNostromo

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
""Prometeusz to kawał porządnego kina i bardzo _dobre _science_fiction_."

Po tym fragmencie nie pozostaje nic innego jak skwitować recenzję i jej autora współczującym uśmieszkiem.""

W zasadzie nie masz racji. Jeśli się nie widziało pozostałych części - to można się cieszyć tym filmem jako całkiem niezła produkcją SF. Ja widziałem - więc się nie cieszyłem, ale wchodzac w skurę jakiegoś małolata który dopiero zaczyna oglądać filmy SF a wszystko co widział do tej pory z kina ogólno-fantastycznego to Transformers, Nowe GW i Zmierzch - film może wydać się interesujący i ciekawy.

Nielogiczności w postępowaniach członków załogi zasadniczo są przez was źle odczytywane - to nie są nielogiczności scenariusza - raczej założona z góry głupota postępowania postaci.

Wy na nich patrzycie jak na ekspertów w swoich dziedzinach - a zapominacie o tym że to nie jest misja Gwiezdnej Floty pod dowództwem cmd. Spocka. To nawet nie jest misja pod dowództwem kapitana Bomby. To jest misja prywatnej korporacji. Podkreślam prywatnej! PRYWATENEJ!

Kosztowała bilion dolców i nie wiadomo czy się zwróci albo chociaż wyjdzie na zero. Korporacja prywatna zawsze będzie na czymś oszczędzać. A to na materiałach, a to na czymś innym. Tutaj w grę wchodziło dotransportowanie 2 najważniejszych osobistości zarządu tam i z powrotem. Nie mogli ciąć kosztów w statku - musiał być najlepszy. W przypadku kapitana i jego zauszników też chyba nie cieli - jako jedyny Janeck ma chyba pojęcie z czym mają do czynienia, co sugeruje jego uprzednią wojskową karierę.

Ale w czymś ciąć kosztam musieli - bo inaczej by zbankrutowali. Szczególnie że u nich też tam pewnie jest kryzys i nie ma lekko. No to cieli na human resorces - bo widać wyraźnie że Szarliz, mająca decydujący wpływ na dobór ząłogi, uważa tą misję za stratę czasu (a więc chce się maksymalnie zabezpieczyć - zminimalizować ew. straty).

Nie zatrudnili więc najlepszych z najlepszych - w przypadku których koszty ekspedycji pewnie by wzrosły o jakieś 50% a może nawet więcej. Zatrudnili biernych, miernych ale zawsze wiernych - ew. jakiś 3 czy 4 garnitur specjalistów na tyle głupich i niedopłacanych na Ziemi żeby zaryzykowali podróż z której mogą niw wrócić żywi. Widać to wyraźnie po ich zachowaniu i kwalifikacjach. Dlatego popełniaja takie kardynalne błędy.

Spójrzcie prawdzie w oczy:
Kogo my tam mamy na tym pokładzie?
- dewotkę, fanatyczkę religijną, która uzbdurała sobie że małe zielone ludziki wiedzą więcej o bogu/bogach/kreacji wszcheściwata niż papież rzymski; ma skłonności do nadużywania leków i środków przeciwbólowych; taki Erich von Deniken, tylko w lepszym stylu i złożony z bardziej chrześcijańskich motywów
- jej męża, niezrównoważonego do końca (polecam obejrzeć jedną z wyciętych scen ;) ) agnostyka z depresją egzystencjonalną, który najwyraźniej chce nawrzucać swoim stwórcą że po go ich stworzyli, skoro teraz on musi się męczyć na jakiejś nisko płatnej pracy archeologicznej z żoną-fundantalistką u boku, która w dodatku jest wyjałowiona jak pustynia w Dolinie Śmierci; oboje ci ludzie ze względu na profile charakterologiczne raczej nie klasyfikują się jako typy którym pozwalano by wchodzić na pokład statków kosmicznych zmierzających do zewnętrznych rubieży bo stanowią zbyt duże zagrożenie dla otoczenia i siebie nawzajem; czy wspominałem że mężuś ma skłonności do bicia żony jak sobie wychyli parę głebszych (patrz wyciete sceny :) )
- geologa który jest narkomanem, socjopatą (nie szuka przyjaciół a jedynie zarobku) i do tego załamuje się stresowych sytuacjach;
- biologa który jest kompletną betą-omegą bez własnego zdania - takim zawodowym przydupasem który sam nie potrafi podejmować jakiejkolwiek inicjatywy i zawsze ulega wpływom innym - szczególnie gdy wpadnie w złe towarzystwo (patrz jego ziomek-narkoman); dyplom zapewne zdobywał na którejś z Polskich prywatnych uczelni oferujących kursy przyśpieszone typu magisterka w 3 lata zaocznie + zdalnie, ew. matura w 6 tygodni ;)
- lekarkę (kimkolwiek jest ta szkotka), która nie wie o tym że podchodzenie do obcych artefaktów bez skafandia bio-haz może się źle skończyć; zapewne straciła licencję zawodową z powodu alkoholizmu (sugeruje to jej zniszczona życiem twarz i zachrypły głos) i ta misja jest jej jedyną szansą na jej odzyskanie; możliwe też że w ogóle nie skończyła medycyny ze stopniem doktora, albo w ogóle nie zna się na medycynie ale była chemikiem terraformingu (zna się na odczytach atmosferycznych więc coś tam coś tam umie) albo pielęgniarką i na staktu nie ma wykfalifikowanego lekarza (Szarliz wyraźnie chce przejąc schedę po tatusiu więc po co prać lekarza skoro mamy eksperymentalną maszynę do operacji a tatuś tak ślepo wierzy w maszyny - jak coś mu się stanie to przecież czysty zysk, firma będzie należeć do niej).
- szefa ochrony który jest tchóżem i wyraźnie nie zna się na robocie albo jest kolejnym wiernym, biernym i miernym bo ślepo podąża za rozkazami; pamiętacie Ripley? Porucznik Riplej? Oficera/rkę Bezpieczeństwa na Nostromo? Wyobrażacie sobie że najbardziej profesjonalna pani porucznik po tej stornie Wrót Tannhausera ot tak po prostu pozwoliła by żeby jakiś moher narażał jej ekipę poprzez wydanie rozkazu zostawienia broni na statku i w ogóle pozostania żołnierzy na statku???
- o podwładnych oficera bezpieczeństwa nie wspomnę - mają miotacze, pistolety i strzelby pulsacyjne (okej - daleko im do m-41 to pewnie jakieś awaryjne prototypy - no ale jednak) a nie potrafia sobie poradzić z tryglodytą na sterydach

Widać po tym że to nie jest ekipa którą byście chcieli zabrać ze sobą na misję 1 kontaktu - to jest prowizorka złożona po to żeby tatuś Szarliz przyleciał na LV, zobaczył że nic tam nie ma, a nawet jeśli jest to żeby tym miernotom nie udało się nic zrobić, być może przy okazji odwalił kitę i można było wracać do domu przeliczać simoleony. To jest brawurowe, korporacyjne damage controll w wykonaniu wiceprezes zarządu oraz polityka restrukturyzacji. Z góry założona w scenariuszu przez twórców. Proste i logiczne. Tzn. przynajmniej w świecie białych rękawiczek i dopasowanych krawatów

Albo to - ale reżyser i scenarzysta są skończonymi idiotami - chciałbym wierzyć że to nie prawda. Wybieram wierzyć że to nie prawda ;)
20-12-2012 02:05

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.