» Recenzje » Dystrykt 9

Dystrykt 9


wersja do druku
Redakcja: Marigold

Dystrykt 9
Ile możecie wymienić rewelacyjnych filmów SF po 2000 roku? Pewnie większość, jakie przychodzą wam na myśl, jest sprzed tej magicznej daty. Szukając nie-komiksów, a ”czystego” SF, można trafić na Equilibrium i Donniego Darko. Jeśli wolelibyśmy, żeby film był SF z wykopem i bez nadnaturalnych elementów, to Donnie wylatuje. Gdybyśmy chcieli obcych i statków kosmicznych, to zostajemy z pustymi rękami. Aż do teraz. Dystrykt 9 jest jak strzał z defibrylatora dla tego sponiewieranego gatunku. Nie brak mu wad, ale totalnie miażdży konkurencję. Wdeptuje w ziemię żałosne bzdety typu W stronę słońca, czwartego Terminatora czy marnujący potencjał Alien versus Predator.

Przede wszystkim należy docenić pomysł – mimo, że istnieje sporo filmów, w których ludzie byli tymi złymi, występowali też owadopodobni obcy, więc każdy może powiedzieć "to już było". Dystrykt 9 jest jednak wystarczająco odmienny, żeby te słowa nie cisnęły się na usta. Akcja rozgrywa się na terenie Johannesburga około roku 2010, ponad dwadzieścia lat po tym jak nad tym miastem zawisł kolosalny, ale uszkodzony statek kosmiczny. Niedożywieni obcy znaleźli się na łasce ludzi. Osiedlono ich w slumsach pod metropolią. Film rozpoczyna się przed wielką akcją przesiedlenia ”krewetek” do Dystryktu 10, z dala od ludzkich osiedli.

Sposób prowadzenia akcji jest niezwykle kunsztowny. Film rozpoczyna się jak niby-dokument o obcych i wydarzeniach, które nastąpiły w czasie próby ich przesiedlenia. W ograniczonym stopniu wprowadza widza w sytuację, w jakiej znaleźli się tak ludzie, jak i ”krewetki”. Następnie niezwykle płynnie przechodzi w zwykłą fabułę, budując napięcie aż do efektownego finału. Mam nadzieję, że Neill Blomkamp zostanie doceniony za reżyserię.

Dystrykt 9 nakręcono za ”jedyne” 30 milionów dolarów. To niewiele, w porównaniu chociażby z 200-milionowym budżetem Transformers. Dzięki temu nie był obarczony ryzykiem i - wspierany przez Petera Jacksona - Neill Blomkamp uzyskał zgodę na zrobienie filmu w kategorii wiekowej R. Efekt ostateczny jest niesamowicie dobry. Nie dość, że brak zmory ostatnich lat, czyli hollywoodzkiego ”ugrzeczniania”, to jeszcze efekty wyglądają co najmniej tak dobrze, jak w większości topowych superprodukcji. Obcy są przekonujący i świetnie wkomponowani w obraz, a do tego w D9 nie brakuje przemocy i wulgaryzmów, które dodają realizmu tej ponurej historii.

Poza efektami dopieszczono również muzykę obfitującą w liczne afrykańskie zaśpiewy. Bez zarzutu są także zdjęcia - wspierające zarówno dokumentalny styl na początku, jak i klimat w późniejszych sekwencjach. Świetnie spisały się autentyczne, uderzające nędzą, południowoafrykańskie chaty i plenery wykorzystane jako scenografia filmu.

D9 jest w dużej mierze teatrem jednego aktora. Sharlto Copley to debiutant, który kładzie na łopatki większość tegorocznych występów. W czasie niecałych dwóch godzin ulega sporej przemianie, która ani przez chwilę nie jest sztuczna, a w jednej scenie przyprawił mnie wręcz o dreszcze. Jakby tego było mało, warto docenić też drobne role innych aktorów, jak choćby złego do szpiku kości najemnika, który niemal zabija samym wzrokiem.

Koniec zachwytów. Czas na mniej przyjemną część, czyli wady. A właściwie jedna wada – pustka fabularna Dystryktu 9. Jest tu pewna sytuacja i pomysł, ale film rodzi masę pytań bez odpowiedzi. Nie chodzi o jakieś ciekawe, drobne niedopowiedzenia – tak naprawdę prawie nic nie wiemy, o tym co sprowadziło obcych, jak zachowywali się ludzie itd. Akcja również nie powala skomplikowaniem. Spora część filmu to obława na jednego faceta. Innymi słowy – nie ma potknięć, ale zostaje niedosyt.

Mimo ostatniego akapitu, D9 to bezapelacyjnie rewelacyjny film, reanimujący upadający gatunek. Rzadko trafia się coś tak świeżego i dopracowanego w tylu aspektach. Udowadnia, że ”niegrzeczne” kino za relatywnie niewielkie pieniądze może być opłacalne (zyski już teraz czterokrotnie przekroczyły budżet). Sukces finansowy chyba już przypieczętował kontynuację. Mam nadzieję, że zapewni Blomkampowi również fotel reżysera ekranizacji Halo.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
Tytuł: District 9
Reżyseria: Neill Blompkamp
Scenariusz: Neill Blompkamp, Peter Jackson
Obsada: Sharlto Copley, David James, Jason Cope
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2009
Data premiery: 14 sierpnia 2009



Czytaj również

Chappie
Wszystko to już było, ale nadal bawi
- recenzja
Europa Report
One way ticket into space...
- recenzja
2013: Top 5 filmów
Podsumowanie najlepszych filmów minionego roku

Komentarze


sirDuch
   
Ocena:
0
Ja muszę przyznać że film oglądało mi się dość dobrze - dałem się wciągnąć w losy bohatera (kapitalnie zagrana rola). Jednak zgadzam się w dużej mierze z zarzutami które padły. Żeby nie psuć sobie atmosfery co chwila przymykałem oko na nielogiczności.
Do listy większości zarzutów z którymi się zgadzam dodam takie spostrzeżenia które nie padły (możliwe SPOILERY):

- Przez 20 lat nie został przeprowadzony najwyraźniej żaden sensowny dialog między przedstawicielami obu ras (w końcu Krewety też miały tych inteligentniejszych). Przecież widać wyraźnie że są się w stanie komunikować. Wydaje się że obu stronom zależało na rozstaniu się. Dialogu brak.

- Nie ma słowa wzmianki o tym czy miasto nad którym wisi potężny, megatonowy kolos było kiedykolwiek ewakuowane. Nie ma najmniejszej wzmianki skąd taki spokój i wiara w wieloletnią stabilizację i nieszkodliwość obcego statku. Matki dalej karmią niemowlęta w cieniu gigantycznego pojazdu obcej cywilizacji, której pojawienie się na naszym globie jest nadal nie do końca jasne. Proszę, tylko to sobie wyobraźcie.

- Międzygatunkowa prostytucja to jakiś śmiech na sali. Nawet jeśli wśród ludzi znalazł by się jakiś mega perwer który za puszkę z kocim żarciem namówił by aliena do seksu (buchacha), to na pewno nie urosło by to do rangi zjawiska o którym się wspomina w kronikach. Nawet jeśli alieny kręcił by seks z ludźmi (buchacha), to czym by płaciły? Znów bronią?

- No właśnie - broń. Wychodzi na to że od dwóch dekad lat alieny płacą za wszystko bronią. Skąd ją biorą??? Składają te potężne klamki na bieżąco z wyrzuconych puszek po coli? Przecież zostały zabrane ze statku "na nagusa", a jedyne co się odczepiło od niego to wiadomy moduł - prom.

- Główny bohater wsiada do mecha stworzonego przez obcą cywilizację. Różnice anatomiczne w budowie fizycznej nie mają znaczenia (spójrzmy na wzrost, talię, budowę nóg przeciętnej Krewetki), wszystko pasi jak ulał. BIEGŁA obsługa mecha zajęła człowiekowi który pierwszy raz siedzi w takiej maszynie 5 minut. To łudząco przypomina bullshit z Dnia Niepodległości i pilota F-16 który z marszu mistrzowsko steruje myśliwcem obcej rasy. Tylko przynajmniej tamten film puszczał wyraźnie oko do widza.

- Tu co prawda powtórzę po przedmówcach, ale nie mogę się powstrzymać. Zbieranie podpisów to bzdura do kwadratu, żadne tłumaczenia twórców filmu nie są w stanie tego zapudrować.

Naprawdę szkoda, takim produkcjom niewiele brakowało by do poziomu czołówki. Wystarczyło by 10 minut filmu więcej z wyjaśnieniami pewnych niejasności, przemyślenie kilku scen. A tak - ogląda się nieźle, ale goryczka pozostaje...
19-10-2009 10:32
Qball
   
Ocena:
0
No właśnie - broń. Wychodzi na to że od dwóch dekad lat alieny płacą za wszystko bronią. Skąd ją biorą??? Składają te potężne klamki na bieżąco z wyrzuconych puszek po coli? Przecież zostały zabrane ze statku "na nagusa", a jedyne co się odczepiło od niego to wiadomy moduł - prom.

Pod tym się musze podpisać. I dlaczego główny bohater kosmicjanin zbiera śmieci po D9 w których leży nieco equipu z "cieczą"? Nie mógł zabrać dostatecznej ilości sprzętu do wydestylowania "cieczy" na pokładzie swojego modułu-promu? I skąd u jasnej cholery są te sprzęty z "cieczą" w smieciach D9?
Inna sprawa - skoro krewetki były ewakuowane przez ludzi, to który dowódca pozwolił wziąć im ze statku na pokład helikopterów ewakuacyjnych potężne klamki i egzozbroje?
19-10-2009 18:21
996

Użytkownik niezarejestrowany
    Ano
Ocena:
0
obecność broni jest jednym z większych dziur filmu. Bo skoro już mają swój sprzęt, to nie dziwi mnie, że część ląduje na śmietnisku i można z niego utoczyć trochę płynu.
Sama akcja przewozu miliona krewetek góra-dół w 1985 roku musiała być arcy-trudna.
19-10-2009 18:58
~Mario

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Sorki ale tam nie było bazooki. Tylko swojski RPG-7 i właśnie jego pocisk został złapany przez mecha.
18-11-2009 22:55
Repek
   
Ocena:
0
Genialny, nowatorski film.
03-09-2010 00:40
Puszon
   
Ocena:
0
dopiero teraz obejrzałeś?
03-09-2010 11:11
neishin
   
Ocena:
0
Halo, to repek! Pewnie ciągnie nie widział Iron Mana :P
03-09-2010 12:21
Repek
   
Ocena:
0
Zbieram sobie powoli na dvdkach to, co mnie interesuje. Do kina chodzę tylko na pewniaki, a w kinie rozrywkowym różnie z tym bywa.

Iron Mana widziałem, dwa razy. Fajny. :)

Pozdr.
03-09-2010 14:32

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.