Piraci z Karaibów: Na krańcu świata

Co może być lepsze niż Jack Sparrow?

Autor: 996

Piraci z Karaibów: Na krańcu świata
Kolejna trylogia, w której dwie finałowe części kręcono równocześnie. Kolejny raz trudno mi w to uwierzyć. Jedno jest pewne. Piratów mamy z głowy - przynajmniej do czasu kolejnej trylogii. Uczucia po seansie mam bardzo mieszane. To najsłabsza część cyklu - zawiniły głównie dłużyzny i zdradzenie konwencji. Jest też więcej grzeszków. Szczęśliwie nie brakuje jej zalet.

Już w Skrzyni Umarlaka twórcy zdecydowali się na przejście w mroczniejsze klimaty, zatracając w niewielkim stopniu radosną lekkość kina pirackiego, które sami wyciągnęli z Luku Davy'ego Jonesa. W Na Krańcu Świata niepotrzebnie poszli jeszcze dalej. Do tego należy dołożyć pewną niekonsekwencję. Mimo licznych przyciężkich scen, pełno w filmie humoru dla najmłodszej widowni. Już w drugiej części można było mieć zastrzeżenia do potykania się i przewracania, jednak finał trylogii proponuje jeszcze prostszy humor. Zdarzają się też sceny, których najmłodszej widowni nie trzeba było pokazywać, jak choćby makabryczny moment, w którym Davy Jones morduje człowieka mackami. Są wreszcie sceny, przy których widz może osłupieć (Davy Jones krzyczy i furkocze mackami), niepewien czy była to scena humorystyczna czy element horroru.

Prace nad filmem rozpoczęto jeszcze zanim ukończono scenariusz. To widać - trudno też wyobrazić sobie, ile razy musiał być on zmieniany przed ukończeniem. Mam przy tym wrażenie, że ktoś stał nad scenarzystami i podpowiadał, jacy mają być Piraci. Co najmniej dwa fragmenty filmu sugerują, że ten zły człowiek (czyżby producent, Jerry Bruckheimer?) wyszedł do toalety lub by zrobić sobie kawę, bo oto nagle czułem się jak na seansie Klątwy Czarnej Perły. Wątków jest dużo, ale to nie jest wadą. Wadą jest nieumiejętne zmontowanie całości. Trzygodzinny film można by odchudzić wycinając około dwudziestu minut dłużyzn - powiewających żagli i podobnych przeciąganych ujęć z rozwlekanymi, powolnymi dialogami włącznie. Następnie możnaby go odciążyć usuwać kolejne dwadzieścia minut, które zajmują sceny niepotrzebne, łopatologiczne, niekonieczne.

Aktorzy spisali się świetnie. Widać, że czują się wyśmienicie w swoich rolach, a kiepskie dialogi nie są ich winą. Jack Sparrow nie zagarnia całego filmu dla siebie, choć rzecz jasna błyszczy. Gorzej jest z odpowiedzią na pytanie, które postawili sobie twórcy - co może być lepsze niż Jack Sparrow? Tuż obok na ekranie błyszczy Geoffrey Rush, powracający w roli Barbossy. Orlando Bloom troszkę poprawił rzemiosło sceniczne. Keira Knightley - aktorka, z którą dzielę dzień i rok narodzin, również. Przemiło również oglądać pokaźną galerię dalszoplanowych postaci - tych znanych i tych nowych (z pirackimi lordami na czele). Słabo wypada jedynie Sao Feng - wygląda na to, że nie było pomysłu na postać dla Chow Yun-Fata.

Na koniec oprawa. Efekty w całej trylogii są wyśrubowane do granic możliwości. Dariusz Wolski, autor zdjęć mógł świetnie się spisać w Klątwie Czarnej Perły i Skrzyni Umarlaka, tym razem jednak otarł się o geniusz, może nawet już od drugiej strony. Do tego cudne plenery, fantastyczne stroje i statyści (bliźniaczki, grubasy w Singapurze). Lekki zgrzyt przy obowiązkowym ujęciu a'la Władca Pierścieni - czy twórcy efektów rywalizują o to, kto zrobi najdłuższe ujęcie cyfrowej fortecy migoczącej pierdylionem pochodni, z wygenerowanym zylionem pomostów i przejść, wokół której kamera wykona co najmniej dwa obroty? Muzyka Hansa Zimmera jest wyśmienita, być może nawet najlepsza z całej trylogii (a może jedynie kontrastowała pozytywnie z drętwymi i rozwlekłymi dialogami).

Jak widać, Piraci z Karaibów: Na Krańcu Świata mają sporo zalet. Szkoda że pozytywny efekt skutecznie psują trzy przewijające się przez trzygodzinny seans wady. Dłużyzny, które dało się pominąć. Kiepski humor, który nie był konieczny. Brak wspaniałej lekkości części pierwszej. Kto widział pierwszą część, z pewnością jest fanem, obejrzał już Skrzynię Umarlaka i bez względu na opinie recenzentów wybierze się do kina na ostatni epizod trylogii. Kto jej nie widział (są tacy?), na pewno nie powinien zaczynać przygody z piratami od końca. W związku z tym nie ma tu miejsca na rekomendację, a jedynie na finał w jednym zdaniu: Mogło być lepiej.