» Recenzje » 300

300


wersja do druku

czyli odgrzewany Frankenstein w kolorze sepii

Redakcja: Wojciech 'Wojteq' Popek

300
"będziemy walczyć o wolność przeciw mistycyzmowi i tyranii"

Bardzo rzadko chodzę do kina. Dlatego też nie mienię się ekspertem. Mam jednak swój gust i muszę protestować przeciwko niesprawiedliwości, która mnie spotkała. Ponieważ nieczęsto uczęszczam, pozycje które obejrzę na wielkim ekranie dobieram starannie. Tak było i z 300. Zdecydowałem się na ten film, mając w pamięci fenomenalne i nowatorskie Sin City oraz pod wpływem powszechnych superlatyw wygłaszanych pod adresem filmu. Nie dziwią mnie zresztą te opinie – gdy się wyczekiwało na jakiś film przez dwa lata z czerwonymi uszami, a czerwień ta umiejętnie podsycana była trailerami i zapowiedziami, trudno przyznać potem przed samym sobą, że oczekiwane przez nas Dzieło okazało się być żenującą szmirą. Redukcją dysonansu poznawczego się to fachowo nazywa.

Jedno o 300 mogę powiedzieć – zgodnie z zapowiedzią jednego z wojowników, film ten doskonale walczy przeciw wszelkiemu mistycyzmowi w kinie. W filmie jest absolutnie wszystko, poza mistycyzmem. I może jakąś głębszą treścią. Jeśli ktoś lubi oglądać w kółko te same filmy – 300 jest jak najbardziej dla niego, bo ma w sobie po trochu z każdego dobrego filmu. 300 okazał się być typową hollywoodzką produkcją wyzbytą z oryginalności, ba, wyzbytą nawet z ducha komiksu. Oglądając go miałem wrażenie, że scenarzyści siedzieli z Wzorcowym-Formularzem-Dobrego-Hollywodzkiego-Filmu i odhaczali niezbędne pozycje. Seks – jest. Miłość – jest. Krew – jest. Honor, patriotyzm, wolność – jest. Dobrzy, źli, brzydcy – są. Umięśnione torsy – są. Trolle – są (bo bez trolla żaden współczesny film się nie obejdzie). Typowa amerykańska kanapka poskładana z dobrych scen i dobrych dialogów. Z podwójnym patosem na wynos. Odgrzewany McFrankenstein, czyli kolejny dowód na to, że lepsze jest wrogiem dobrego. Mogę się mylić, ale nie znalazłem w nim ani szczypty oryginalności. Żeby nie być gołosłownym, przyjrzę się kilku aspektom tego epokowego dzieła.

Dialogi. Te dzielą się na dwa rodzaje: beznadziejne i zapożyczone. Te pierwsze są sztampowym przykładem hollywoodzkiej nowomowy odwołującej się do honoru i patriotyzmu, a zupełnie miałkiej i pozbawionej jakiejkolwiek treści (wzorcowym przykładem jest tu przemówienie królowej przed radą starców). Drugi rodzaj dialogów to te z 2,5-tysiącletnią brodą (zapożyczone z Herodota, Plutarcha i innych), dobrze znane i funkcjonujące w mowie potocznej. Te są już znacznie lepsze, szkoda tylko że ograne. Nie przeczę, pewnie dla Amerykanów stanowią atrakcję, ale osoba wykształcona w cywilizacji śródziemnomorskiej co rusz ma wrażenie, że ten czy ów dialog jest jej dziwnie znajomy (przykład: "pokryjemy niebo strzałami, to będziemy walczyć w cieniu") i tak osłuchany, że już nie stanowi zbytniej atrakcji (zresztą pewnie te same dialogi były już w komiksie – mamy zatem kopię kopii, idealny pulpowy symulakr).

Sceny bez dialogów? O niebo lepsze od tych z dialogami. Co z tego, skoro równie wtórne. Co rusz jakaś przywołuje znany skądinąd motyw. Zboże – Gladiator. Finałowa scena śmierci – Hero. Garbus – Gollum. Przemowa królowej – przemowa Amidali. W niektórych momentach dokładnie wiedziałem co się zaraz stanie – kiedy zginie syn kapitana, co zrobi jego ojciec, komu odda się królowa i czy go potem dźgnie. Autorzy filmu uznali chyba nagromadzenie pompatycznych scen, cudzych dialogów i sprawdzonych motywów za gwarancję sukcesu.

Sceny batalistyczne. Równie wtórne. Ile już razy widziałem latające kończyny i bryzgającą krew, nogi odcinane w locie jednym cięciem miecza. Słonie, nosorożce, las strzał. Władca Pierścieni, Braveheart, całe rzesze produktów matrixopodobnych to już miały. Podobno ujęcia kamery były ciekawe i nowatorskie. Być może - ja jakoś nie zauważyłem. Na scenach batalistycznych się nudziłem, bo widziałem takich setki i dokładnie wiedziałem co się w którym momencie stanie.

Realizmu filmu oczywiście nie tykam, bo założenie formalne jest takie, że ma być utrzymany w poetyce komiksowo-baśniowej. I dobrze! Nie mam nic przeciwko takiej formie. Niestety, autorzy najwyraźniej nie zdają sobie sprawy że komiks oraz film to dwa różne media i przekładać je trzeba bardzo ostrożnie. Zamiast próbować przełożyć język komiksu na język filmu, wtłoczono komiks siłą na ekran. Dialogi i sceny, które na papierze nie rażą, tutaj stają się okropnie groteskowe. I, na Boga, dlaczego film ma być bardziej komiksowy od komiksu, skoro komiks potrafił realizm – przynajmniej do pewnego stopnia – utrzymać? Dlaczego w komiksie walczą falangą, skoro i tak wiadomo, że bohaterowie do końca nie zginą? Czemu w komiksie nie ma trolli? Gdzie ludzie z toporami zamiast rąk? Trzeba komiks poprawić! Czy to zamierzona groteska? Jeśli tak, to czemu miała służyć? I czy naprawdę bez trolla dobry film się dzisiaj nie obędzie?

Zostawiam Was z tymi frapującymi pytaniami i idę obejrzeć Sin City, gdzie forma i poetyka filmu jest dostosowana do fabuły, a nie na odwrót. A jak chcecie obejrzeć znacznie lepszy film o podobnej tematyce i epickiej poetyce – polecam Troję.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 1 / 6



Czytaj również

300: Początek imperium
Dobijanie legendy
- recenzja
300
300
Sin City 1,5
300
300
Szaleństwo? To jest Hollywood!
- recenzja
Liga Sprawiedliwości
Generyczny scenariusz i prymitywne CGI
- recenzja
300
300
Sztuka interpretacji
- recenzja
Dracula: Historia nieznana
Nowa historia stara jak świat
- recenzja

Komentarze


996

Użytkownik niezarejestrowany
    Dla mnie im więcej recenzji
Ocena:
0
tym lepsza wypadkowa i tym więcej spojrzeń na film. No i trudno by wszystkie były ekstremalnie różne, w końcu to ten sam film ;)
18-04-2007 14:22
~Żółw z offu

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nie czytałem komiksu. Przejrzałem go po obejrzeniu filmu (i przed napisaniem recenzji) żeby sprawdzić, czy czy komiks jest równie pompatyczny i faktycznie są w nim takie groteskowe sceny. Znałem fabułę więc nie chciało mi się go czytać, pewnie dlatego mnie znudził, choć okazał się wiele lepszy od filmu. Stąd moja niepewność które dialogi były w komiksie a które nie - nie chciało mi się ich wszystkich szukać. Ale walki z mistycyzmem w komiksie nie było :)
18-04-2007 15:14
~Żółw z offu

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
ps. mam na imię artur nie adam. Wolvie ma na imie adam. nic nie szkodzi :)
18-04-2007 15:17
Repek
    Mathius...
Ocena:
0
...... Repek, jednak uważam, że nie powinna być opinią całkowicie subiektywną i osobiste poglądy recenzenta na temat polityki, kultury czy też układu gwiazd nie mogą w przesadnym stopniu rzutować na jej treść, bo staje się przez to bezużyteczna.
Bezużyteczna dla Ciebie. Dla mnie np. nie. Jeśłi zgadzam się z poglądami autora [lub nie zgadzam] w kwestii polityki czy kultury, to tym lepiej. Od razu wiem, czy utwór mi się podoba, a autor pokazuje, do jakiej skali się odwołuje.

Recenzja nie musi się silić na obiektywizm, bo jest gatunkiem nastawionym na subiektywizm. To nie praca analizująca napięcie w komputerze w zależności od temperatury powietrza na wiosnę.

300 jest chałą. Dla Żółwia. I dla wielu ludzie, którzy myślą tak jak on. Dla mnie np. i jest chałą, i nie jest. Jeśłi przymknąć oko na mielizny i dno intelektualne - jest to film wybitny. Jeśli nie przymykać - to chała. JAk każde pewnie dzieło oparte na estetyce kiczu.

Pozdrawiam
18-04-2007 15:55
Saise
   
Ocena:
0
Zgadzam się z Repkiem.
Jeżeli ktoś idzie na 300, oczekując doskonałem fabuły, intelektualnej głębi, pasjonujących zwrotów akcji i wspaniałych, niejednoznacznych bohaterów, to niech lepiej oglądnie "Mojego Brata Niedźwiedzia". 300 to film który wręcz na całego krzyczy "Ludzie! To jest kicz! To taki Mortal Kombat, tylko że z dużą ilością mięcha, wypaśnymi efektami i feerią kolorów!" - ja na przykład z filmu jestem diablo zadowolony. Oczekiwałem przyjemnej dla oka pompatycznej rzeźni, i się nie zawiodłem.

Podobna sytuacja może np. wyniknąć z oglądania filmów Tarantino - powszechnie uważany za geniusza, a przecież jego filmy przesiąknięte są kiczem :) Tylko, że właśnie o to w nich chodzi. Takoż samo w tym wypadku.
19-04-2007 09:40
~Żółw

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Z wieloma rzeczami sie zgodze, ale mimo wszystko w tym wypadku nie chodzi o to samo co u Tarantino.

(chociaz Kill Bill tez mnie momentami nudzil)
19-04-2007 19:44
Mayhnavea
    Co do recenzji:
Ocena:
0
Recenzja z założenia jest tekstem prezentującym prywatne stanowisko recenzenta - który tak ma argumentować je, żeby przekonać czy wręcz uwieść czytelnika.

Pomysły, że recenzja ma przedstawiac jakieś obiektywne stanowisko jest XIX-wieczną mrzonką ludzi, którzy nie mają pojęcia na jej temat.

Co do "300" - to biorąc pod uwagę, że kicz jest w tym filmie zamierzona strategią estetyczną, to robienie z tego zarzutu na podstawie którego odrzuca się cały film i nie poddaje go innym analizom jest udowodnieniem braku kompetencji, czy tez czystej ignorancji. To tak, jakby powiedziec o freskach sykstyńskich, że 'kto by się tam zajmował pacykowaniem po suficie'.
19-04-2007 22:42
~Żółw

Użytkownik niezarejestrowany
    Mayhbavea
Ocena:
0
biorac pod uwage ze antysemityzm jest zamierzona strategia polityczna to robienie z tego zarzutu na podstawie ktorego odrzuca sie caly nazizm i nie poddaje go innym analizom jest udowodnieniem braku kompetencji, czy tez czystej ignorancji.

Na litosc boska, czemu afirmujecie kicz?
20-04-2007 01:34
Repek
    Jedni afirmują...
Ocena:
0
...inni tylko dostrzegają go jako typ stylizacji [Julian pewnie nazwie to profesjonalniej]. Nie zacznę pisać, że jest to najwyższe osiągnięcie artystyczne ludzkości, ale można to na chłodno ocenić bez ideologicznej nadbudowy czy prób wartościowania [np. czy kicz jest lepszy od jakiegoś bardziej stonowanego stylu].

Pozdrawiam
20-04-2007 12:48
~Zolw

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Jasne, zdaje sobie sprawe ze oceniajac ten film tak surowo de facto bronie pewnych wartosci przeciw innym wartosciom (konkretnie: tworczosci przeciw odtworczosci). Koniec koncow nie mozna sie uwolnic od wartosciowania wiec nawet nie proboje. Toleruje to ze inni maja inne wartosci i inaczej go oceniaja, ale ich nie rozumiem i nie akceptuje.
A ocene faktycznie nieco zanizylem, jak by to Craven okreslil "pod flejma", bo gdyby ta recenzja nie byla inna niz poprzednie nie byloby po co jej pisac.
20-04-2007 13:59
Mayhnavea
    Żółw
Ocena:
0
To było żenujące.


Poza tym nazizm poddaje się naprawde bardzo wnikliwym analizom. Głównie po to, żeby się nie odrodził - przyjmując inną formę. Bo jeśli całą dyskusję o nazizmie skwituje się że to "taki antysemityzm", to jest się slepym na całą głęboką - choć okropną - treść w nim zawartą.
20-04-2007 14:13
~Nuta

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Wysłał bym was pod Termopile...malkontenci!!!
20-04-2007 20:18
~Zolw

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Przeczytaj jeszcze raz co napisalem misiu.

nazizm sie poddaje a 300 nie mozna :)
20-04-2007 22:55
Mayhnavea
   
Ocena:
0
Porównywanie nazizmu i kiczu jest mało zgrabnym nadużyciem. Nazizm jest naganny moralnie. Kicz jest zjawiskiem estetycznym - a czy jest naganny? Zazwyczaj stwierdzenie, że tak jest pociąga odruchowe odrzucenie kiczowatego przedmiotu, analizowanie go po łebkach, bo to 'przecież kicz'.

Średnio podoba mi się ta analiza i tyle. Poza tym symulakrum to raczej "kopia bez oryginału" a nie "kopia kopii" - w tym wypadku podpadają pod tę kategorię nie dialogii (które chyba sa dalszym przywołaniem), ale potwory (a'la Abominacje z Warcrafta).
21-04-2007 01:33
~Zolw

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Byc moze jest to naduzycie, ale chodzilo mi
tylko o podanie wyrazistego przykladu podobnej analogii a nie tworzenie paraleli miedzy nimi.
Ale moze nie do konca naduzycie, nazizm mial wcale sporo wspolnego z kiczem i niektorzy nazizm i kicz porownuja. Niestety, przyznam sie szczerze, nie pamietam kto to robil., ale poszukam na necie...

Wiem! Walter Benjamin.

I jeszcze jakis cytat znaleziony na necie:

"Nazizm oznaczał, niewykluczone że przede wszystkim, miłość własną, nie miłość do samego siebie, ale do własnego odbicia w lustrze. Ów narcyzm został zamieniony w ruch polityczny i w końcu ogarnął cały naród. Odbicie w lustrze, obraz jaki naziści mieli o samych sobie: jasnowłosych, niebieskookich, silnych jak stal Kruppa wiecznie młodych obdarzonych nietzscheańską wolą władzy, to był mit. [...] W narcyzmie egzystencja staje się kwestią estetyki, kwestią przenmienienia życia w przedmiot piękna, nie słuszności czy dobra, ale piękna. [...] Nazizm był usiłowaniem okłamania w pięknym stylu narodu niemieckiego i świata. Piękne kłamstwo jest istotą kiczu. Nazizm był najwyższym wyrazem kiczu."

(Modris Eksteins, Święto Wiosny. Wielka Wojna i narodziny nowego wieku, Warszawa 1996, Państwowy Instytut Wydawniczy, s. 339-340)


Alez ma prawo Ci sie nie podobac moja analiza! Tak jak mnie ma prawo nie podobac sie film. Kwestionuje tylko twoje twierdzenie, ze nie moge swojej opinii wyrazac, bo jak cos z zalozenia jest kiczowate to nie mozna tego krytykowac, a jak by kicz wyszedl przypadkiem to by bylo mozna. Nazizm z zalozenia byl ideologia ksenofobiczna, rasistowska, zbrodnicza wrecz. Ale to nie znaczy ze nie mozna go skrytykowac, skoro takie byly jego zalozenia.


Jasne, kwestia czy cos jest symulakrem czy nie jest to trudna do ustalenia sprawa. Baudrillard powiedzialby - wszystko. U mnie to raczej chwyt artystyczny (to modne wrzucic gdzieniegdzie troche postmodernizmu ;P) niz dywagacja filozoficzna. Ale na pewno bardziej sa nim dialogi, ktore kopiowane setki razy stracily swoj pierwotny sens i do zadnego sensu sie juz nie odwoluja (nie ma juz oryginalu, zostala tylko kopia ale oryginal - teoretycznie - kiedys byl) niz potwor z Warcrafta, ktory nie jest kopia ale oryginalem (chociaz istnieje tylko wirtualnie ma swoj pierwotny sens).
21-04-2007 13:41
996

Użytkownik niezarejestrowany
    hmm...
Ocena:
0
Kwestionuje tylko twoje twierdzenie, ze nie moge swojej opinii wyrazac, bo jak cos z zalozenia jest kiczowate to nie mozna tego krytykowac, a jak by kicz wyszedl przypadkiem to by bylo mozna.

Czyli ma sens pisanie recenzji Supermana w której obsmarowuję film bo to bez sensu, żeby facet latał i miał promienie laserowe w oczach?
21-04-2007 14:15
Mayhnavea
    Craven +1
Ocena:
0
Otóż to. Można zacząć recenzję od tego, że 'to kicz, a kicz jest ble', ale to dopiero początek analizy a nie jej koniec. Jezeli kicz nie jest wpadka, ale strategią, to prawdopodobnie autorzy coś w nim jeszcze zakodowali (choćby to, dlaczego uciekli się do kiczu a nie jakiejś innej poetyki). Przyjmując takie podejście, ma się większe szanse na wyjęcie smaczków i nieoczywistych kontekstów.

Co do Benjamina, to jest jeszcze bardziej modny niz postmodernizm ;) Metafora może i oryginalna ale nie pozwala na zbyt ambitne odniesienia, kicz jest tak nieostrym pojęciem, że nie mozna go traktowac modelowo.

Co do symulakrów - ja bym tak lekko nie mieszał sym. z cytatami, przywołaniami i kopiami. Źródło cytatu mozna łatwo znaleźć, większość jest nawet oczywista w pierwszym nawiązaniu (choćby sam komiks, choć to raczej adaptacja tekstu, a nie cytat - bo nie wkąłda się go w inny kontekst).

A Abominacje a'la WoW są w 100% symulakrami - sugeruje się, że Xerxes faktycznie mógł coś takiego sobie wyhodować, korzystając z dostępnej mu wiedzy medycznej / chirurgicznej / patologicznej :D W tym momencie 'oryginałem' jest figura historyczna. Ktoś, kto nie zna historii mógłby przyjąć za pewnik, że dawniej posuwano się do takiego zezwierzecenia, żeby hodować ludzkie potwory. Zresztą - kto ze 100% pewnością zaprzeczy, że czegoś podobnego nie było? Ten właśnie brak pewności pokazuje, że to symulacja, nie można zbadać jej źródeł bo ich nie ma.
22-04-2007 00:31
~Lars7

Użytkownik niezarejestrowany
    JUŻ NIE MOGĘ
Ocena:
0
Przyznam, że zaczynam dostawać lekkiej "cholery" gdy po raz któryś tam z rzędu czytam niepochlebne recenzje filmu "300". Co jak co ale to właśnie z tych durnych recenzjopodobnych wypocin wyziera schemat jak się patrzy! Jaki? "Och, Sin City, jaki to cudowny i wspaniały film!!! Oj, nie mogę, cóż za poetyka, cudo, cudo, cudo, ale 300? Eeee, to chała, bez porównania!" I tak w koło panie Macieju. Pomijam już kuriozalne teksty pana recenzenta typu "Komiks to zupełnie coś innego aniżeli film" Nie cytuję dokładnie bo mi się nie chce. Otóż panie pseudorecenzeńcie, komiks i film to media bardzo ale to bardzo do siebie zbliżone, rzekłbym, że niejako blizniacze, o czym może świadczyć, że wielu twórców zanim przystąpi do realizacji tworzy tkzw STORYBOARDY. Ale pan nibyrecenzent wie oczywiście lepiej mimo, że chodzi do kina bardzo rzadko. Kapitalne! Naprawdę. Znalazł się fachowiec, żal mi cię człowieku. Zwyczajnie. Całkowice zgadzam się z którąś z opinni, że w świetle tych dwóch komiksowych adaptacji to istotnie Zack Snyder okazał się o niebo zdolniejszy od grafomana Rodrigueza bo nie przeniósł komiksu na ekran w stanie czystym. Nawiasem mówiąc spór o "300" zaczyna mi powoli przypominać wypowiedzi co niektórych a propos naszych dwóch pięknych miast. Kraków, ooo, to jest piękne miasto ale Warszawa???? Bleeee. Rasumując, zarówno Sin City jak i 300 to filmy bardzo dobre i zasługujące na to, żeby je obejrzeć i to nie tylko raz.
22-04-2007 08:38
~Lars7

Użytkownik niezarejestrowany
    JESZCZE RAZ
Ocena:
0
Tak sobie myślę, że może sam film zostawię tym razem na boku i zajmę się samym panem - godnym pożałowania - recenzentem. Ja rozumiem, że to jest ot, po prostu strona internetowa, a nie czasopismo branżowe -"Kino" np, próżno więc oczekiwać profesjonalizmu w recenzowaniu, jednak buta i arogancja Żółwia jest zwyczajnie nie do zniesienia. Tak więc ja Lars 7 z tego miejsca wyśmiewam twój bełkot panie Żółwiu, bo tylko tak można nazwać to co napisałeś i nie ma tutaj specjalnego znaczenia jakim filmem jest "300", jak powiadam dajmy temu filmowi trochę odpocząć a zajmijmy się pragnieniem aby mimo, że internet internetem i wszelkiej maści ludeńkowie mogą sobie radośnie tworzyć (czytaj - pisać filmowe recenzje) To jednak może da sie w jakiś sposób wyeliminować tych którzy zwyczajnie nie powinni tego robić. Ja rozumiem - internet, ale niech internet też będzie w jakiś sposób PROFESJONALNY. A teraz do rzeczy. Wymienię teraz co ciekawsze kwiatki pana recenzenta - żółwia. Na końcu pisze on tak: 1) ...Gdzie forma i poetyka filmu dostosowana jest do fabuły, a nie na odwrót" I co powiecie na ten słowotok? Pomijam już błędne postawienie przecinka. Śpieszę donieść ci Żółwiu, że forma i poetyka filmu to jest jedno i to samo, nie będę argumentował dlaczego bo nie traktuję w przeciwieństwie do ciebie ludzi jak idiotów i każdy średnio zorientowany kinoman doskonale o tym wie. Ale to jeszcze nic. Końcówka zdania jest taka "A nie na odwrót" Boże miłosierny, co to ma być????? To znaczy, że jak forma jest dostosowana do fabuły to ok, a jak fabuła jest dostosowana do formy to nie ok. Ale jak u Boga Ojca dostosować fabułę do formy??? Niech mi ktoś podowie bo naprawdę nie wiem. To tak jakby, bo ja wiem... wciskać zniesione jajko z powrotem do kury. Jakieś kompletnie paranoiczne bez sensu sformułowanie. Pan Żółw pisze, że bardzo rzadko chodzi do kina, a więc można przypuścić, że "Bardzo rzadko" to jest... Hm... raz na rok? Może raz na dwa lata? Zaraz potem wymienia za jednym zamachem ile to on już filmów widział i te matrixpodobne i niepodobne i rózne inne takie, słowem tyle już tego widział i to wszystko tak do siebie było podobne, że pewnie sam już nie wie czy ja rzadko bywam w kinie czy też mniej rzadko a może nawet bardzo często? Następne zdanko: "Dlaczego w komiksie bohaterowie walczą falangą( "WALCZĄ FALANGĄ", no, no...) skoro i tak wiadomo, że do końca nie zginą. Potrafi ktoś z was drodzy internauci rozwikłać tego "potworka"? bo ja nie potrafię. Dalszych kretynizmów Żółwia nie mam już siły ani ochoty przytaczać, i tak za długo już chyba piszę. Powiem na koniec tak. NAJBARDZIEJ KRETYŃSKA RECENZJA JAKĄ W ŻYCIU CZYTAŁEM i co do jednego masz rację Żółwiu. Nie jesteś ekspertem, nie umiesz nawet pisać z sensem. Więc czytaj, czytaj, czytaj, chadzaj CZĘSTO a nie bardzo rzadko do kina a jak już się naczytasz, nachodzisz i naoglądasz wtedy spróbuj coś napisać. A nóż, widelec ci wyjdzie.
22-04-2007 16:19
~Zolw

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Mayhnavea - powaznie sie zastanawialem nad tym co powiedziales, ale jednak sie nie zgodze. Mam wrazenie, ze troche splycasza. Symulakr to cos, co UKRYWA ZE NIE MA ORYGINALU, a nie pokazuje ze ten oryginal mogl kiedys istniec. To znak, ktory nie odsyla juz do zadnego glebszego sensu ale do samego siebie. Dla mnie kluczowe jest to pojecie sensu - symulakr to kopia wyplukania z pierwotnego sensu. W przypadku symulakru wierzymy, lub chcemy wierzyc ze jest oryginal. Ale oryginalu juz nie ma. To jak Bog, ktory zniknal. Mysle ze masz racje i potwory moglyby byc symulakrami w tym sensie, ze NARZUCAJA SWOJA NIERZECZYWISTOSC. Przez co staja w ostrym kontrascie z rzeczywistoscia, tym samym sankcjonujac jej realnosc. Tzn pokazuja - my jestesmy wymysleni, wiec istnieje cos, co jest prawdziwe. Ukrywaja nierzeczywistosc rzeczywistosci.

Craven - a czemu nie? Trzeba tylko wiedziec, ze przeciw czemu sie wystepuje (w twoim przypadku - przeciw realizmowi), a moim - przeciw sztampowosci, wtornosci potosie, kiczowi. Ktos ma prawo nie lubic latajacich facetow, ktos ma prawo lubic kicz. Kazdy ma prawo wyrazac swoja opinie.

Nota bene - argument ze nie moge stosowac kiczu jako precyzyjnej kategorii jest nietrafiony, bo nigdzie w tekscie tego slowa nie uzylem. Wprowadzil je repek w komentarzu :) A co to jest "ambitne odniesienie"?
22-04-2007 16:59

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.