» Recenzje » Zemsta Nieboszczyka

Zemsta Nieboszczyka


wersja do druku
Redakcja: Marigold

Zemsta Nieboszczyka
Gdy przeglądam okładki filmów dvd, często w kąciku moich ust pojawia się delikatny uśmiech. Spowodowany jest zawartymi tam opisami, tagline'ami i wszelkiego rodzaju "zachęcaczami", którymi dystrybutorzy starają się mydlić oczy potencjalnym klientom. Czysty marketing, który jednak jak najbardziej rozumiem – w końcu film trzeba sprzedać. Rozumiem tym bardziej, że w większości przypadków reklama ta nie wykracza zbytnio poza film. Ubarwienie fabuły polega na uwypukleniu, słusznym czy niesłusznym, pewnych jej aspektów, które jednak się w niej znajdują, a koloryzacja całości sprowadza się przeważnie do dodania kilku ładnych przymiotników do poszczególnych części składowych filmu, w stylu "znakomita muzyka Pana X", "zachwycający Pan Y w głównej roli" czy "piekielnie dobrze skonstruowana intryga". Jeśli więc to ubarwianie jest osadzone w rzeczywistości, jest ok. Jednak w przypadku Zemsty Nieboszczyka tak się nie stało, osoby odpowiedzialne za film popuściły wodze fantazji na tyle, że to, co ma zachęcać potencjalnego widza do sięgnięcia po tytuł, opisuje proponowany produkt niezgodnie z rzeczywistą zawartością. I choć sam film nie prezentuje się specjalnie okazale, powiedziałbym, że jest co najwyżej średni, to jeśli ktoś wybierze go ze względu na informacje zamieszczone z tyłu okładki, z dużym prawdopodobieństwem srogo się zawiedzie.

Zemsta Nieboszczyka (tytuł oryginalny, Ghost Writer, stanowił widać niemal idiomatyczną barierę nie do pokonania, choć przecież nic nie ożywia filmu jak trup, więc najlepiej umieścić go już w fazie tytułu...), to pomyślana jako czarna komedia opowieść o Johnie Vandermarku (Alan Cumming) oraz Sebastianie St. Germain (David Boreanaz). Pierwszy jest zgorzkniałym nauczycielem muzyki o ambicjach na miarę zostania drugim Puccinim, na dodatek neurotykiem i homoseksualistą (co istotne dla opisu postaci) desperacko szukającym kontaktu (mentalnego). W tym celu gości w swoim domu wielu młodych ludzi, którym niby pomaga w rozwijaniu umiejętności, a tak naprawdę przelewa na nich swoje niespełnione ambicje. Drugi natomiast to hulaka i cwaniaczek, który żeruje na napotykanych kobietach i nie za bardzo się przejmuje kimkolwiek poza sobą i podobno jest pisarzem i podobno pisze powieść. Jak widać, film proponuje trochę skąpo nakreślone postaci.

Nie zdradzę wielkiej tajemnicy, jeśli napiszę, że dojdzie do konfliktu pomiędzy panami, który z kolei doprowadzi do śmierci tego drugiego – demaskuje to już tytuł, widać to na trailerze, a opis z tyłu okładki nie pozostawia żadnych złudzeń. Problem w tym, że – i tutaj w trosce o czytelników zdradzę coś, czego reklama nie zaznacza – śmierć Sebastiana (na pewno nie aż tak przypadkowa, jak sugeruje okładka) następuje w 56. minucie filmu, który trwa ich 85, a jego duch pojawia się dopiero po kolejnych kilku minutach. Czyli nieboszczyk ma około dwudziestu minut czasu ekranowego na odwalenie tytułowej zemsty. Pomijając już kontrowersyjne użycie słowa ”zemsta”, gdyż nie nazwałbym tak zamiarów słodko wyglądającego ducha, w opisie znajdują się jeszcze inne, nazwijmy to – niekonsekwencje. Ale nieważne, bowiem opis fabuły idzie dalej. Dodano, że John publikuje odnalezioną powieść Sebastiana i odnosi komercyjny sukces, ale jego radość nie trwa długo, właśnie z powodu doroślejszej wersji Caspera. Proszę więc sobie policzyć, ile przedstawienie tychże wydarzeń może zająć i zobaczyć, ile zostaje czasu do końca, żeby pokazać zapowiadaną hucznie w opisach filmu oraz w zwiastunie obietnicę zemsty nieboszczyka w konwencji czarnej komedii.

"Znakomita czarna komedia o tym, że czasem nadmiar dobrego serca może prowadzić do zbrodni" – tak brzmi zdecydowanie nazbyt ubarwiony tagline filmu. John nie jest aż takim dobrym samarytaninem, za jakiego się uważa – przyjmuje pod swój dach kolejnych młodych ludzi, ponieważ nie znosi samotności i liczy na to, że gdy się wybiją, jego akcje również wzrosną. Jest furiatem i schizofrenikiem, który nie potrafi dostosować się do życia w społeczeństwie, żyje więc w świecie fantazji, w których jest niezrozumianym geniuszem. Stwierdzenie, że to znakomita czarna komedia potrafiłbym może przemilczeć, gdyby nie fakt, że niewiele w tym filmie komedii, tym bardziej czarnej, która stawia przecież większe wymagania przed twórcami, bowiem do wisielczego humoru i ewentualnej makabry należy podchodzić z wyczuciem, żeby nie przesadzić w żadną stronę. Jeśli miałbym określić gatunkowo film Cumminga, to skłaniałbym się bardziej w stronę czegoś na kształt dramatu, który nie za bardzo wie, czy iść w stronę filmu lżejszego, przedstawiającego postaci jako niegroźnych dziwaków, czy może w stronę czarnej komedii operującej w zupełnie innym fabularnie świecie przedstawionym. W efekcie humor jest serwowany ciężką ręką, historia płaska i nudna, a postacie niezbyt ciekawie rozpisane, z wieloma irytującymi zachowaniami szarżującego głównego bohatera, którym jest John, a nie Sebastian, nawet w wersji przezroczystej.

Wielu najlepszych wypowiedziało się już o tym, że obsadzanie samego siebie w głównej roli filmu, który się reżyseruje, jest samobójstwem dla układu nerwowego. Alan Cumming wyraźnie nie dał sobie rady z postawionym przed sobą zadaniem - aktorsko przeszarżował większość swoich scen, reżysersko wypadł lekko niechlujnie i zbyt chaotycznie. W pierwszym wypadku nie ma się co dziwić, aktor wielkim talentem nie grzeszy i sprawdza się jedynie w pewnym zakresie ról. A na reżysera-rzemieślnika się na razie nie zapowiada. Jak napisałem wcześniej - ani w tym za wiele komedii, ani tym bardziej czarnej, chyba że ktoś za taką uzna lekko skeczową scenę, w której motywem komicznym jest krew sikająca niczym w parodii kina wampirycznego autorstwa Mela Brooksa. Lubię gore, ale wciskane do filmu bez wyczucia staje się niestrawne (a zaznaczyć należy, że w Zemście Nieboszczyka gore znajduje się w ilościach śladowych). Więc jeśli już ten film oglądać, to dla niezłego Borreanaza oraz epizodów (podkreślam – EPIZODÓW) Anne Heche oraz Carrie Fisher, bo pomimo płycizn fabularnych dają radę wykrzesać trochę zainteresowania dla swoich postaci. A najlepszym przykładem idealnie czarnej komedii są... dodatki polskiego dystrybutora, które ograniczają się do zwiastunu kinowego, zwiastunów i prezentacji innych premier Vision oraz sylwetek czwórki głównych aktorów, które poziomem wykonania doprowadziły mnie do płaczu ze śmiechu – nie dość, że są kompletnie nieatrakcyjne, to dowiedziałem się z nich na przykład, że David Borreanaz był współreżyserem filmu, a Carrie Fisher pisała scenariusz do Zabójczej Broni 3...



Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

2010: TOP 5 filmów
Czyli redakcyjne podsumowanie najlepszych filmów minionego roku
Nie patrz w górę [DVD]
Po prostu nie patrz
- recenzja

Komentarze


Mandos
   
Ocena:
0
tagline'ami

Nie ma polskiego odpowiednika tego słowa?

Drugi natomiast to hulaka i cwaniaczek, który żeruje na napotykanych kobietach i nie za bardzo się przejmuje kimkolwiek poza sobą i podobno jest pisarzem i podobno pisze powieść.

Rozumiem, że to celowy zabieg? Szkoda, że nie pasuje.

Recenzja mi się nie podoba. Najpierw autor przez ponad połowę tekstu znęca się nad rozmijaniem się tekstu z opakowania z fabułą. Jak dla mnie zupełnie niepotrzebnie. Dopiero dwa ostatnie akapity są jakieś bardziej sensowne.

Do tego za dużo informacji o fabule. Rozumiem, że wszystko to jest podane przez dystrybutorów ale ja osobiście jeżeli wiem o czym jest film (na przykład z recenzji) to nie czytam tych tekstów.
29-08-2008 15:23
~Beowulf

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
-1
"Nie ma polskiego odpowiednika tego słowa?"

Może i jest, ale zawsze wybieram oryginał, bo najlepiej wyraża to, co ma wyrażać. I każdy go zna. To samo ze słowem 'spoiler', które niby funkcjonuje jako 'filmopsuj', ale mi się nie opdoba.


"Rozumiem, że to celowy zabieg? Szkoda, że nie pasuje. "

Dlaczego?

29-08-2008 17:03
Mandos
    @Beowulf
Ocena:
0
Może i jest, ale zawsze wybieram oryginał, bo najlepiej wyraża to, co ma wyrażać. I każdy go zna. To samo ze słowem 'spoiler', które niby funkcjonuje jako 'filmopsuj', ale mi się nie opdoba.

Używanie oryginalnych słów które z łatwością można zastąpić rodzimymi świadczy o ubogim słownictwie. Wyjątkiem jest brak dobrego odpowiednika w naszym języku. Akurat tagline można spokojnie zastąpić sloganem reklamowym (pewnie jeszcze jakieś tłumaczenia by się znalazły).

Zresztą "spoiler/spojler" w recenzji też nie jest mile widziany. Rozumiem że zamiast "nie chcę za bardzo zdradzać fabuły" w tekście wybrałbyś "nie chce za bardzo spoilerować"?

Wiem, że "język mówiony" jest bardzo popularny w sieci. Komunikatory, fora czy blogi pełne są anglojęzycznych skrótow, słów czy odzywek bardziej pasujących do luźnej gatki młodych ludzi ale przy niektórych publikowanych tekstach przydałaby się odrobina wstrzemięźliwości.

Dlaczego?

Bo po przeczytaniu zamiast uśmiechu pozostaje wrażenie, że recenzent ma kłopoty z układaniem zdań w języku polskim.
29-08-2008 17:35
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Używanie oryginalnych słów które z łatwością można zastąpić rodzimymi świadczy o ubogim słownictwie."

Przepraszam, ale zawsze gdy czytam to zdanie (dokładnie to zdanie), to zaczynam się śmiać. Świadczyć może jedynie o osobistych preferencjach autora, na pewno nie świadczy w żadnym stopniu o wyrobieniu językowym czy jakimkolwiek innym. Szczególnie, że to jedno słowo, które funkcjonuje w języku polskim tak, jak choćby video czy chat.

"Zresztą "spoiler/spojler" w recenzji też nie jest mile widziany. Rozumiem że zamiast "nie chcę za bardzo zdradzać fabuły" w tekście wybrałbyś "nie chce za bardzo spoilerować"?"

W tym zdaniu - nie. Ale w innych kontekstach mógłbym się pokusić o wykorzystanie tego słowa zamiennie.

"Wiem, że "język mówiony" jest bardzo popularny w sieci. Komunikatory, fora czy blogi pełne są anglojęzycznych skrótow, słów czy odzywek bardziej pasujących do luźnej gatki młodych ludzi ale przy niektórych publikowanych tekstach przydałaby się odrobina wstrzemięźliwości."

Mamy najwyraźniej inne pojęcie języka mówionego. A propo, Panie Obrońco Języka Polskiego - nie 'gatki' tylko 'gadki', popracowałbym również nad interpunkcją, bo jaki to daje przykład?

"Bo po przeczytaniu zamiast uśmiechu pozostaje wrażenie, że recenzent ma kłopoty z układaniem zdań w języku polskim. "

Przyznaję Ci rację w tej kwestii. Już napisałem adminowi, żeby to zmienić.
29-08-2008 19:01
Mandos
   
Ocena:
0
Szczególnie, że to jedno słowo, które funkcjonuje w języku polskim tak, jak choćby video czy chat.

Jeżeli chcesz porównywać "tagline" do video czy chata które na tyle mocno weszły do polskiego jezyka, że nawet uzyskały polską pisownię to chyba nie mamy o czym dyskutować. Wbrew temu co sugerujesz "tagline" jeszcze nie wszedł do ogólnego użytku.

W tym zdaniu - nie. Ale w innych kontekstach mógłbym się pokusić o wykorzystanie tego słowa zamiennie.

Rzuć przykładem.

A propo, Panie Obrońco Języka Polskiego - nie 'gatki' tylko 'gadki', popracowałbym również nad interpunkcją, bo jaki to daje przykład?

Dziwne, że nie wymieniłeś tych błędów interpunkcyjnych i dobrze, że nie przeczytałeś mojego 'komcia' wcześniej bo pewnie wyłapałbyś "blok-blog" oraz powtórzenie słowa "rozumiem". Być może jeszcze jakieś babole tam pozostawiłem. Oj zły przykład daję, ale niestety moich komentarzy nikt nie redaguje, a i samemu nieczęsto zdaża mi się je czytać powtórnie.

Dzięki Ci Boże również za to, że nie jesteś świadkiem moich rozmów z kolegami informatykami. Bo wtedy moje poszanowanie jezyka polskiego jest naprawdę niewielkie. Ale tak jak wspomniałem wcześniej, za pisanie recenzji się nie biorę, a Ty tak.

Więc więcej luzu ~.
29-08-2008 19:31
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
"Jeżeli chcesz porównywać "tagline" do video czy chata które na tyle mocno weszły do polskiego jezyka, że nawet uzyskały polską pisownię to chyba nie mamy o czym dyskutować. Wbrew temu co sugerujesz "tagline" jeszcze nie wszedł do ogólnego użytku. "

Rzeczywiście trochę się zagalopowałem. W przypadku słowa 'tagline' chodziło mi wyłącznie o środowisko filmowe, w którym zakorzeniło się dosyć mocno, stąd nie uważam jego użycia za błąd.


"Rzuć przykładem. "

Na chwilę obecną nie potrafię podać konkretnego przykładu, gdyż widzę to tak, że trzeba by mieć kontekst całej recenzji lub chociaż jednego paragrafu. Niemniej jednak jako przykład ogólny mogę rzucić teksty okołofilmowe lub w przypadku recenzji - opisy filmów głęboko zakorzenionych w kulturze anglosaskiej, przede wszystkim amerykańskiej (choćby "6-ty Zmysł", który walnie przyczynił się do spopularyzowania słowa 'spoiler'). Tak, wiem, że to spory zakres, ale nic konkretnego nie jestem w stanie podać.

"Dziwne, że nie wymieniłeś tych błędów interpunkcyjnych "

Nie wymieniłem, bo ironizowałem. Nie mam zamiaru nikogo pouczać, bowiem sam błędy często popełniam. Po prostu bronię swojego tekstu.

"Oj zły przykład daję, ale niestety moich komentarzy nikt nie redaguje, a i samemu nieczęsto zdaża mi się je czytać powtórnie."

Wybacz, ale w tym wypadku nie powinieneś stawać tak mocno na straży języka.

"Dzięki Ci Boże również za to, że nie jesteś świadkiem moich rozmów z kolegami informatykami. Bo wtedy moje poszanowanie jezyka polskiego jest naprawdę niewielkie."

Jak i pewnie moje, ale nie o to się rozeszło.

"Ale tak jak wspomniałem wcześniej, za pisanie recenzji się nie biorę, a Ty tak. "

Oczywiście, że tak, nie chcę zostać źle zrozumiany - chętnie przyjmuję konstruktywną krytykę (w przyszłym tygodniu będzie do tego kolejna okazja), ale to nie oznacza, że się z każdą zgadzam.

"Więc więcej luzu ~. "

Ażeż żadnych nerwów nie ma. Dyskutujemy sobie po prostu i przedstawiamy argumenty. A to, że dykusja potrafi się zaostrzyć, nie musi oznaczać czegoś złego. Byleby nie przekroczyć pewnej granicy.

Pokój bracie, i do następnej wymiany zdań.
29-08-2008 21:05
Mandos
   
Ocena:
0
Rzeczywiście trochę się zagalopowałem. W przypadku słowa 'tagline' chodziło mi wyłącznie o środowisko filmowe, w którym zakorzeniło się dosyć mocno, stąd nie uważam jego użycia za błąd.

Czyli wychodzi, że to recenzja pisana przez eksperta dla eksperta. Oczywiście "trochę" nadużywam tego słowa. Zapominasz o jednym, recenzja powinna być skierowana do przeciętnego Kowalskiego, a nie do osoby obeznanej ze "środowiskiem filmowym". Dlatego nawet użycie słowa "spoiler" wydaje mi się nieodpowiednie.

Po prostu bronię swojego tekstu.[...] Wybacz, ale w tym wypadku nie powinieneś stawać tak mocno na straży języka.

Oczywiście, możesz bronić ale w tym wypadku atak jest słabą obroną. Bo to po pierwsze nie porównuje się pisanych na kolanie komci z "profesjonalnym" tekstem tworzonym przez dwie osoby. Po drugie wskazałeś tylko, że moje wypociny powinny być przez kogoś sprawdzone przed publikacją ;). Po trzecie łatwiej jest prawidłowo ocenić tekst niż samemu go napisać. Jeżeli redagowałeś coś to powinieneś o tym wiedzieć.

(w przyszłym tygodniu będzie do tego kolejna okazja)

Już nie mogę się doczekać.
29-08-2008 21:32
~Beowulf

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Zapominasz o jednym, recenzja powinna być skierowana do przeciętnego Kowalskiego, a nie do osoby obeznanej ze "środowiskiem filmowym". "

Bez przesady. Każdy wie co znaczy tagline i spoiler. To nie są jakieś specjalistyczne terminy, na litość...

"Dlatego nawet użycie słowa "spoiler" wydaje mi się nieodpowiednie."

Prezentujesz jakiś dziwny przykład językowego nacjonalizmu, którego nie potrafię zrozumieć.

"Oczywiście, możesz bronić ale w tym wypadku atak jest słabą obroną. "

To nie atak, tylko stwierdzenie, że jeśli się krytykuje, warto mieć na uwadze własne predyspozycje do takiego krytykowania.

"Po trzecie łatwiej jest prawidłowo ocenić tekst niż samemu go napisać. Jeżeli redagowałeś coś to powinieneś o tym wiedzieć. "

Oczywiście, że łatwiej ocenić tekst niż go napisać. Z tym, że to 'prawidłowe' ocenianie jest sprawą jednak odrobinę bardziej skomplikowaną, i doświadczenie w redagowaniu tekstów nie ma tu nic do rzeczy. Ale w tę dyksuję już się nie będę wdawał.

W każdym razie, to moje ostatnie zdanie w tym temacie.
29-08-2008 22:38
Mandos
   
Ocena:
0
Bez przesady. Każdy wie co znaczy tagline i spoiler. To nie są jakieś specjalistyczne terminy, na litość...

A jednak. Może wydać Ci się to śmieszne ale nie wiedziałem co znaczy "tagline". Moja znajomość angielskiego jest dosyć przeciętna ale mimo wszystko pozwala mi od czasu do czasu na imdb czytać jakieś tam ciekawostki czy oceny (z mniejszym bądź większym zrozumieniem).

Prezentujesz jakiś dziwny przykład językowego nacjonalizmu, którego nie potrafię zrozumieć.

Prezentuję przykład dziwnego podejścia jakim jest duży nacisk na klarowność przekazu.

Z tym, że to 'prawidłowe' ocenianie jest sprawą jednak odrobinę bardziej skomplikowaną, i doświadczenie w redagowaniu tekstów nie ma tu nic do rzeczy.

A czym według Ciebie zajmuj się redaktor jak nie wychwytywaniem błędów językowych i logicznych? Aby je wychwycić najpierw musi tekst/fragment tekstu 'prawidłowo' ocenić.

W każdym razie, to moje ostatnie zdanie w tym temacie.
Miło było. Czekam na następną recenzję.

ps. Właściwie to rozmawialiśmy o jakimś szczególe. Głównym moim zarzutem było to "znęcanie się" o którym pisałem w pierwszym poście.
29-08-2008 23:15
Furiath
   
Ocena:
0
Ładną chwilę myślałem, cóż to takiego jest tagline, u mnie w dziale marketingu wszyscy mówią na to po prostu "slogan".
31-08-2008 20:47

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.