X-Men: Mroczna Phoenix

Zmierzch mutantów

Autor: Jan 'gower' Popieluch

X-Men: Mroczna Phoenix
Uniwersum X-Men nie obchodziło się delikatnie z postacią Jean Grey. Wprowadzona w Przeszłości, która nadejdzie nowa linia czasowa zresetowała znaczną część jej życia, ostatecznie prowadząc w Apocalypse do tego samego niszczycielskiego finału. Można się więc było spodziewać, że ostatnia odsłona serii X-Men dostarczy nam więcej informacji o przeszłości Jean i pochodzeniu jej mocy. Niestety scenarzysta miał inny pomysł.

Tym razem poznajemy Jean jako ośmioletnią dziewczynkę odkrywającą niezwykłe zdolności. Pewnego dnia traci nad nimi panowanie i powoduje wypadek, w którym giną jej rodzice. Na szczęście w szpitalu zjawia się prof. Charles Xavier, który proponuje bohaterce miejsce w swojej szkole, a po latach włącza ją do drużyny X-Men. W trakcie jednej z misji dorosła już Jean trafia na tajemniczą kosmiczną energię, która łączy się z ciałem mutantki.

Mroczna Phoenix bardzo umiejętnie buduje nową dla serii X-Men atmosferę tajemniczości i zagrożenia. W kolejnych scenach czujemy skradający się mrok i ukrywającą się w oczach Jean Grey (Sophie Turner) zapowiedź nadchodzącego wybuchu. Simon Kinberg buduje ten nastrój również przez konsekwentne kwestionowanie dotychczasowych pewników – razem z bohaterami zaczynamy się zastanawiać, czy prof. Xavier (James McAvoy) na pewno jest altruistą, czy też kierują nim bardziej egoistyczne pobudki. A może Magneto (Michael Fassbender) miał rację, zrywając kontakty z Profesorem i jego szkołą? W trzymaniu widza na krawędzi fotela bardzo pomogła muzyka Hansa Zimmera, zwłaszcza powracający jak refren motyw Mrocznego Feniksa.

W tym mrocznym nastroju i poważnej tematyce są zalążki świetnego filmu, ale nie mogą one rozkwitnąć, bo scenarzysta zapomniał o podstawowej zasadzie budowania filmowych uniwersów – spójności fabularnej. Wszyscy widzieliśmy, jak pod koniec X-Men: Apocalypse Storm dołącza do X-Menów, a Jean uwalnia potęgę Mrocznego Feniksa. Tymczasem widzimy X-Menów ze Storm na pokładzie (zatem Apocalypse został już pokonany), jednak Jean dopiero łączy się z Feniksem. Kinberg całkowicie przekreślił więc historię, którą sam napisał do Apocalypse i chciałby, żeby widzowie przeszli nad tym do porządku dziennego. Ten wątpliwy zabieg skutkuje jednak wyłącznie towarzyszącą nam przez cały seans konfuzją, gdy próbujemy mozolnie poukładać w głowie klocki fabularne pochodzące po prostu z zupełnie różnych zestawów.

Po raz pierwszy w filmie superbohaterskim mogliśmy zobaczyć Jessikę Chastain. Gwiazda Wroga numer jeden, Gry o wszystko i Interstellar wcieliła się w przywódczynię obcych podążających śladem Feniksa i świetnie oddała jej obcość i bezwzględność. Na więcej nie było jednak szansy, bo motywacja i charakterystyka przybyszów z kosmosu nie ma ani grama oryginalności – "chcemy zniszczyć ludzi i przejąć Ziemię" to już dzisiaj zbyt mało. Jako Jean Grey powróciła Sophie Turner, znana również z roli Sansy w Grze o tron. Do pewnego momentu zagubienie i wewnętrzne zmaganie z nową mocą tworzyły trzymające w napięciu połączenie, ale później z jakiegoś dziwnego powodu Jean krok za krokiem upodabniała się po prostu do Kapitan Marvel. Jasnymi punktami obsady są oczywiście jak zawsze James McAvoy i Michael Fassbender, kilka razy błyszczy także talent aktorski Jennifer Lawrance.

X-Men: Mroczna Phoenix jest samodzielnie dobrym filmem i ogląda się go z przyjemnością, ale jako zamknięcie serii X-Men wypada fatalnie. 20th Century Fox ma jeszcze w kalendarzu jedną produkcję opartą na komiksach Marvela: zapowiedziany na przyszły rok horror New Mutants. Co dalej stanie się z mutantami? Wcale nie dyskretną wskazówką może być scena, w której bohaterowie zostają aresztowani, a kamera wielokrotnie pokazuje plakietkę "MCU" na mundurach żołnierzy. Mutant Containment Unit? Czy może raczej Marvel Cinematic Universe?