Wywiad z Michałem Gembickim

Jesienna Konferencja CD Projekt 2011

Autor: Jan 'gower' Popieluch

Wywiad z Michałem Gembickim
Przez wiele lat CD Projekt był wyłącznie firmą dystrybucyjną. Chociaż teraz to studio RED znajduje się w centrum uwagi, dawny filar nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Przedstawiamy wywiad z Michałem Gembickim, dyrektorem zarządzającym CD Projekt. Mówimy między innymi o sytuacji na polskim rynku gier i planach wydawcy na najbliższe lata.


Jan 'Gower' Popieluch: Gdy rozmawialiśmy rok temu, powiedziałeś, że Twoim zdaniem rynek gier PC się zmniejsza i że CD Projekt chce coraz bardziej zwiększać udziały segmentu konsolowego. Jak teraz wygląda sytuacja?

Michał Gembicki: Stało się tak, jak przewidywałem. Czy raczej, cały czas się tak dzieje. Dalej mamy do czynienia z trendem, który sprawia, że udział gier na peceta w ogóle sprzedawanych gier spada. Tymczasem to, co kiedyś było w przypadku gier na konsole prawie niemożliwe, czyli sprzedanie po kilkanaście tysięcy sztuk na daną platformę staje się powoli standardem. Dobre tytuły, jak LEGO: Piraci z Karaibów wygenerowały sprzedaż powyżej 7 tysięcy egzemplarzy na platformę. Jeszcze rok temu, 3 tysiące było dobrym wynikiem. Można więc mówić o dużej dynamice sprzedaży. Równocześnie spójrzmy na takie tytuły, jak Total War – to mocna strategia pecetowa. Z roku na rok widać, że mniej się tego sprzedaje. Być może dlatego, że są takie platformy jak Steam, które "podkradają" klientów z rynku zwykłej sprzedaży. Być może też z tego powodu, że coraz więcej ludzi gra na coraz tańszych konsolach.


Gower: Waszym hasłem przewodnim od dawna było sprzedawanie bogatych edycji pudełkowych. Czy wpływa to na zainteresowanie tymi tytułami?

MG: Praktycznie rzecz biorąc, przy każdym dużym tytule, który wydajemy – tak jak teraz Space Marine czy wcześniej Shogun, LEGO i Auta 2 – staramy się zrobić chociaż wersję specjalną. Może to być koszulka, dodatkowa zawartość DLC czy to, na co nam pozwala w danym momencie wydawca. Faktycznie te edycje dosyć dobrze się sprzedają. Nie stanowią dużego udziału w całym nakładzie, to są dosyć limitowane wersje. Świetnie sprzedają się przez Internet i umiarkowanie dobrze w sieciach handlowych, takich jak Empik czy Media Markt. Tam sprzedają się dobrze raczej podstawowe edycje. Niewątpliwie w zwykłych sklepach głównie cena w tej chwili decyduje o tym, czy klienci kupują grę, czy nie. Ogromnego znaczenia nabrał także globalny hype. Jeśli globalnie gra jest dobrze rozreklamowana, to bardzo się to przekłada w Polsce na sprzedaż. Edycje specjalne mają znaczenie, ale tylko dla hardkorowych graczy.


Gower: Powróćmy na chwilę do Wiedźmina 2. Pojawiło się sporo spięć z fanami, gdy okazało się, że ci, którzy zamówili pre-ordery pół roku wcześniej, zapłacili za grę dwadzieścia złotych więcej niż kosztowała ona w takim Tesco w dniu premiery.

MG: Zgadza się, to jest kwestia tego, że w dniu premiery Wiedźmin, który kosztować miał 119,99, w kilku miejscach pojawiał się nawet za 79,99 złotych. Cena gry jest ceną sugerowaną. Sklep kupuje od nas grę z pewnym rabatem, który jest jego marżą i pozwala mu na zarobienie na tym. Nie można nawet z prawnego punktu widzenia – bo jest to uregulowane w Unii Europejskiej – wpływać na cenę.
Teoretycznie może być ona dowolnie kształtowana przez dany sklep czy sieć. Następuje oczywiście rywalizacja, chodzi o przyciągnięcie ludzi. Każdy z dużych sklepów, jak Tesco, Auchan czy Real, ma w jakiś sposób policzoną opłacalność. I czasami opłaca im się nawet sprzedać grę bez żadnego zarobku, jeżeli jest popularna, bo ona przyciąga ludzi, którzy w drodze do tej gry kupią cukier, chleb, na których sklep ma na przykład sto procent marży. W ten sposób odrabiana jest strata albo generowany jest ruch w sklepie – mniej więcej jak to działa w Internecie. Na to nie mamy wpływu. Jedyne, co można by robić, żeby zapobiegać tego typu praktykom, to trzeba by limitować ilość towaru dostarczaną do takich miejsc, jak właśnie hipermarkety. Ale to jest też z kolei niezgodne z prawem i dobrym obyczajem handlowym.

Z mojej perspektywy, to był błąd sieci handlowych, że obniżyły cenę do tak niskiego poziomu, bo – bardzo oględnie mówiąc – myślę, że produkt, jakim był Wiedźmin, zasługiwał na wyższą cenę i znalazłby klientów. Z punktu widzenia graczy, to oczywiście było fajne, że można było tak tanio kupić taką dobrą grę. Niestety ludzie, którzy kupują w pre-orderze (także edycję kolekcjonerską) przepłacają i nie dostają później tej samej wartości za te pieniądze. Jednak z kolei dostają grę trochę szybciej, więc jakoś to się wyrównuje. To jest nie tylko problem CD Projektu, myślę, że jest to problem globalny wielu rynków. Wiem, że nawet tak duże firmy jak Blizzard się z nim zmagają, bo ciężko jest realnie utrzymać przyjętą przez siebie cenę.


Gower: Czy na tę sytuację nie wpłynął też fakt, że gram.pl był jedynym dostawcą wersji kolekcjonerskiej i narzucił swoją cenę?

MG: Nie sądzę. Nasza umowa z Gramem na dystrybucję edycji kolekcjonerskiej była tak skonstruowana, że nie pozwalała na praktyki monopolistyczne. Z tej współpracy byłem bardzo zadowolony, bo mimo tego, że "kolekcjonerka" dostępna była tylko w jednym miejscu w sieci, to udało się tam wygenerować fajne ciśnienie i bardzo wysoki poziom sprzedaży, którego nie uzyskalibyśmy rozpraszając edycję kolekcjonerską po wszystkich sieciach. Nie było rywalizacji między różnymi sklepami, to co często teraz widać – jedną grę można kupić tu z karabinem, tam bez karabinu, tu ze skórką, tam bez skórki. Edycja kolekcjonerska Wiedźmina 2 była dostępna tylko w jednym miejscu, była bardzo mocno limitowana i każdy, kto ją kupił, miał pewność, że później nigdzie indziej nikt nie kupi jej taniej. Chcieliśmy uniknąć tego problemu, który był przy pierwszym Wiedźminie, czyli że edycja kolekcjonerska po premierze trafiała ponownie do sprzedaży i nagle się okazywało, że raz gracz płacił za nią dwieście złotych i miała być unikalna, a potem mógł ją kupić za pół ceny gdzie indziej, w Tesco na przykład. Tu przez ograniczenie do jednego miejsca gwarantowaliśmy unikalność.


Gower: Z drugiej strony jednak pojawiły się edycje specjalne Wiedźmina 2 z dodatkami, których nie było w kolekcjonerce.

MG: Była taka jedna edycja w Empiku – z notesem i medalionem. Jedna z rzeczy, które niestety w handlu występują i której nie da się pozbyć mimo chęci, polega na tym, że jeżeli jakiś sprzedawca posiada znaczną część rynku, to należy do niego dostosować ofertę w pewnym stopniu, tak żeby on ze swojej strony był w stanie zaproponować również wsparcie. Jeśli popatrzymy na Empik, to w dniu premiery Wiedźmin był tam bardzo godnie przedstawiony. Można było zobaczyć ponadprzeciętną ekspozycję, wyglądało to dużo lepiej marketingowo. W związku z tym, ta empikowa edycja specjalna, która powstała głównie z inicjatywy Empiku, była swojego rodzaju gadżetem unikalnym tylko dla tej sieci. Nam z kolei Empik gwarantował możliwość szerokiego dotarcia z Wiedźminem do klientów, która normalnie byłaby niemożliwa.


Gower: Jak w ogóle układa się Wam współpraca z Empikiem? Wiem, że na przykład wydawcy książek bardzo na tę współpracę narzekają, zarzucają Empikowi praktyki monopolistyczne. Jak to wygląda w Twojej branży?

MG: Na szczęście jest trochę lepiej w branży gier czy w branży DVD. Rzeczywiście jeśli chodzi o książki czy komiksy, Empik posiada rynku zdecydowaną większość na rynku książki, co faktycznie nie wygląda na zdrową sytuację. Teraz jeszcze doszły ostatnie zakupy Empiku: Gandalf, WAB, Wilga. One sprawiają, że cały czas rośnie udział i pozycja tego sklepu w segmencie książkowym. To rzeczywiście nie jest zdrowe i dobre dla konkurencji, a prowadzi prędzej czy później do jakichś dziwnych sytuacji monopolistycznych. W przypadku rynku gier czy filmów DVD ich udział jest mniejszy i nie tak bardzo dominujący, ale wystarczająco duży, aby twardo – czasami może zbyt twardo, dyktować warunki wydawcom i dystrybutorom. Empik jest na pewno bardzo wymagającym partnerem w negocjacjach. Nie są one łatwe i na pewno gdybym mógł, to wiele bym chciał zmienić w tej relacji. Jest też jednak partnerem, z którym potencjalnie można zrobić najwięcej, jeśli chodzi o promocję i dotarcie do klienta. Jest to zatem taka bardzo trudna, szorstka, męska przyjaźń. Tam się zbierają dużo bardziej ciekawi klienci – najciekawsi klienci kupują w Empiku.


Gower: W zeszłym roku mówiłeś też w 2011 zamierzasz zaskoczyć rynek, że rozważasz na przykład wprowadzenie kanałów cyfrowej dystrybucji nie tylko gier, ale także filmów i muzyki. Czy coś się ruszyło w tym temacie?

MG: Najbardziej, mam nadzieję, zaskoczyłem rynek tym, że CD Projekt odzyskał dystrybucję Blizzarda. To była jedna z rzeczy, które już wtedy w jakimś stopniu się toczyły. Oczywiście nie mogliśmy tego zdradzać przed finalnymi umowami. Natomiast jeśli chodzi o elektroniczną dystrybucję, to na pewno myślimy o tej formie, ale dzisiaj jest zbyt wcześnie, aby rozmawiać o niej w szczegółach. Z ciekawostek natomiast na pewno mogę powiedzieć, że od przyszłego roku będziemy chcieli rozpocząć dystrybucję kinową oraz jeszcze jedną zupełnie nową kategorię produktową – o której poinformujemy jeszcze w tym roku. CD Projekt zamierza prawdopodobnie wydać swój pierwszy kinowy film już pod koniec pierwszego kwartału 2012 roku. Było to dla nas takim naturalnym krokiem po dystrybucji DVD, spróbować swoich sił na rynku czy praw telewizyjnych, czy praw kinowych. Mamy jeden już dosyć ciekawy film, chcemy się pozycjonować na bardziej ambitne kino. Nie będziemy wprowadzać jakichś mainstreamowych wielkich produkcji. Dalej rozwijamy też pomysły dystrybucyjne. Większość z nich jeszcze jest tajemnicą, ale myślę, że do końca roku stopniowo będziemy coś tam zdradzać.


Gower: Co z dziurą, która powstała w Waszej sieci dystrybucji po sprzedaży Gram.pl? Czy zamierzacie ją załatać?

MG: Gramu już nie odtworzymy, nie wydaje mi się to być w ogóle w naszym zasięgu na dzisiaj. Był to projekt budowany przez lata i ciężko tak dużą bazę klientów zbudować ponownie od zera.
Natomiast do końca tego roku zamierzamy zmienić zarówno naszą stronę internetową, jak i przygotować pewne inicjatywy, które będą skierowane do graczy na naszym serwisie, które pozwolą nam zacząć odbudowywać społeczność. Raczej w kierunku budowania społeczności wokół naszej firmy, a nie wokół konkretnie produktów czy sprzedaży.. Niedawno podpisaliśmy też wstępną umowę z Paybackiem. Jest to największy w Polsce program lojalnościowy. Teraz każdy z graczy (lub widzów), którzy kupią nasze produkty, będzie dostawał punkty Payback, które będzie mógł wydawać na wszystko, co Payback oferuje. Myślę, że jest to przełomowa rzecz i wydarzy się jeszcze w tym roku. Już na Gwiazdkę pierwsze tytuły będą premiowane punktami Payback.


Gower: Mówiłeś, że plany spółki układacie w cyklach trzyletnich. Jakie są więc obecnie Wasze dalekosiężne plany?

MG: Po tych latach kryzysu, które mieliśmy w latach 2008-2010, rok 2011 był w ogóle bardzo dobry dla nas. Sporo z tych rzeczy, które zaczęliśmy zmieniać sprawdziło się. To jest dobry rok pod kątem wyników firmy, obrotów, jak i w ogóle takiego pewnego pozytywnego myślenia, które się pojawiło w naszej spółce. Ja bym chciał bardzo ten trend kontynuować. Najbliższe dwa lata zapowiadają się bardzo dobrze pod kątem produktów, które wydajemy, bo są to tytuły takie jak trzecie Diablo, drugi StarCraft, Guild Wars. Teraz zbliżają się duże premiery kinowe, czyli Król Lew, Auta 2, Piraci z Karaibów. Mamy fajne proporcje, jeśli chodzi o udział filmów i gier w naszym całym obrocie, więc czuję się zabezpieczony, gdyby, nie daj Boże, któraś z kategorii zaczęła podupadać. Dalej dywersyfikujemy, tak jak już wspominałem, chcemy zacząć dystrybucję kinową. Może jakiś jeszcze jeden biznes zrobimy wspólnie z Disneyem – to wszystko się jeszcze waży, ale prawdopodobnie w przyszłym roku się zacznie coś dziać w tym temacie. Pozytywnie i z optymizmem patrzymy w przyszłość.