Wielka Szóstka

Big Hero Avengers 6

Autor: Monika 'Tuperselai' Grabowska

Wielka Szóstka
Czy może być coś lepszego od disneyowskiej animacji z postaciami Marvel Comics? W czasie, kiedy produkcje telewizyjne i kinowe oparte na komiksach wygrywają rankingi popularności, ja – odwieczna fanka Disneya i superbohaterów – nie potrafię wymyślić niczego, co uszczęśliwiłoby mnie (filmowo) bardziej niż Wielka Szóstka.

San Fransokyo, niedaleka przyszłość. Czternastoletni Hiro Hamada bierze udział w nielegalnych walkach robotów. Jako młody geniusz, sam konstruuje swoje roboty i dzięki nim wygrywa duże sumy pieniędzy. Jego starszy brat, Tadashi, uważa, że chłopiec traci czas i marnuje swój talent. Pewnego dnia Tadashi zabiera Hiro na Uniwersytet, gdzie sam studiuje robotykę. Pokazuje mu swój projekt – robota medycznego Baymaxa. Na miejscu chłopiec poznaje między innymi profesora Callaghana, autorytet w dziedzinie robotyki. Szybko postanawia zdawać na uczelnię, przygotowuje więc projekt, który podczas organizowanych w mieście targów zyskuje aprobatę profesora. Tego samego wieczoru w budynku Uniwersytetu wybucha pożar – giną w nim Callaghan i Tadashi, który pobiegł mężczyźnie na ratunek. Kilka miesięcy później w mieście pojawia się zagrażający mieszkańcom Yokai. Jak się okazuje, ów łotr korzysta z wynalazku Hiro. Chłopiec, wraz z przyjaciółmi starszego brata i robotem Baymaxem, opracowują wynalazki, które pozwalają im stać się drużyną superbohaterów i ruszają do walki ze złym Yokai.

Najcudowniejszym elementem filmu Wielka Szóstka jest dla mnie postać Baymaxa. To niesamowite, ile wiedzy i wartości – przy naprawdę małej liczbie wypowiadanych słów i bardzo skromnej mimice – jest w stanie przekazać ten bohater. W bardzo prosty sposób Baymax mówi dzieciom siedzącym na sali kinowej o takich rzeczach, jak dobra dieta, zdrowie czy uczucia. Dzieci zaś prędzej posłuchają właśnie jego niż rodziców. Te, które były ze mną na sali, przyszły do kina znając zwiastun filmu na pamięć i czekając tylko na znany z trailera moment z "włochatą dzidzią". Ponieważ nikt małolatów nie uciszał (stety/niestety), słyszałam, jak reagowały na Baymaxa. Z reakcji tych łatwo można było wywnioskować, że z miejsca go pokochały. Robot ten, choć kojarzy się trochę z odległym o lata świetlne Było sobie życie, jest najjaśniejszą i największą gwiazdą Wielkiej Szóstki. Dosłownie.

Baymax i Hiro | Walt Disney Animation Studios (kanał YouTube)

Jak już wspomniałam, dzieci podczas seansu bawiły się świetnie, ale i rodzice się nie nudzili. Według mnie bawili się nawet bardziej od swoich pociech. Nie raz i nie dwa razy na sali masowo wybuchano śmiechem. W bardziej dramatycznych momentach nikt też nie śmiał przerwać pełnej skupienia ciszy. Fani Marvela, w tym ja, reagowali żywiej podczas scen, które kojarzyły się z filmami znanymi chociażby z Marvel Cinematic Universe. Wielka szóstka wpasowuje się w schemat tych obrazów. Mamy tu bohatera, który w wyniku tragicznego wydarzenia staje się superbohaterem – takim, który dopiero zaczyna walkę przeciw złu, szuka własnej tożsamości, a po drodze popełnia dużo błędów. Wiele elementów, takich jak na przykład humor czy muzyka, oraz scen przypominało mi film Avengers. Poza tym, wymuszającym chichot momentem jest również zabawne cameo w scenie po napisach.

Bez piosenek (oprócz leitmotivu "Immortals" Fall Out Boy) i bez love story twórcom filmu Wielka Szóstka udało się połączyć pokolenia – zainteresować zarówno dzieci, jak i dorosłych. Zdołali pokazać najmłodszym (jak i dorosłym), że nie można iść "na łatwiznę", że na sukces trzeba ciężko pracować; przekazać, że czasami należy się poświęcić i że nie warto chować urazy; uzmysłowić, że lepiej jest mieć przyjaciół, niż zamykać się na innych; zapewnić, że po smutnych dniach powraca radość i że tak naprawdę nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło; przekonać, że często trzeba pogodzić się ze stratą, zamknąć pewien etap i iść naprzód. Byle tak dalej, Disney!

Okiem New_One

Nie będę polemizował z Tuperselai w kwestii oceny Wielkiej Szóstki. To naprawdę świetny film, który w nieźle wyważonych proporcjach łączy elementy wzruszające z zabawnymi, rozrywkę z morałem, akcję z dramatem... i tak dalej. Niektóre aspekty najnowszej produkcji Disneya/Marvela budzą jednak w moim odczuciu pewne zastrzeżenia. Nie są to wszakże, co już teraz wyraźnie podkreślam, wady. To nic, co mogłoby wpłynąć negatywnie na ocenę całości. Wolę jednak o tym wspomnieć, ponieważ świadomość pewnych rozwiązań podjętych przez twórców może pomóc w zbudowaniu określonych oczekiwań względem tego filmu.

Osobiście, wybierając się na Big Hero 6 nie wiedziałem tak naprawdę, czego się spodziewać. Jedyne, z czego zdawałem sobie sprawę, to komiksowe tło stojące za całym konceptem przyświecającym powstaniu tej produkcji. Nie bez znaczenia był również fakt, że to Disney za nią odpowiada, co w jakimś stopniu wpłynęło na moje wyobrażenie o samym filmie. Ucieszyłem się także na kilka innych pomysłów, jak wszechobecna stylizacja na zglobalizowaną wersję Japonii czy idea uczynienia bohaterami grupy nerdów i geeków, co uznałem za swego rodzaju znak czasu. To, co otrzymałem w kinie podczas seansu, było jednak czymś znacznie więcej.

Wielka Szóstka w komplecie | Walt Disney Animation Studios (kanał YouTube)

Technicznie trudno mi się do czegokolwiek przyczepić. Postaci i świat przedstawiony wyglądają naprawdę ładnie, również animatorzy sprawdzili się całkiem nieźle, dzięki czemu akcja prezentuje się bardzo dynamicznie. Na soundtracku dominują zdecydowanie kompozycje ilustracyjne, które z kilkoma wyjątkami wydały mi się poniekąd "przezroczyste", tzn. nie przeszkadzają w odbiorze, ale i nie zapadają zanadto w pamięć. To wprawdzie nie wada, ale Disney przyzwyczaił jednak swoich widzów do świetnych ścieżek dźwiękowych, których miło słucha się nawet w oderwaniu od filmu. Chętnie sięgnę natomiast po Wielką Szóstkę na DVD/Blu-ray, żeby posłuchać angielskiej wersji językowej. Jestem ciekaw, jak oryginalna obsada sprawdziła się w swoich rolach, bo polski dubbing, pomimo ogólnie niezłej jakości, miał kilka słabszych stron.

Przede wszystkim zdziwiło mnie jednak to, jak bardzo Wielka Szóstka bawi dorosłych. Uczestnicząc w seansie miałem wrażenie, że popularna od mniej więcej dwóch dekad "dwutorowość" filmów animowanych, skonstruowanych z mieszanki treści adresowanych do młodych oraz dojrzałych widzów, została mocno zaburzona. O ile faktycznie część scen i żartów trafiała do wrażliwości najmłodszych, o tyle salwy śmiechu mojego, mojej znajomej i zebranych na sali opiekunów przybyłych ze swoimi pociechami zdawały się występować zdecydowanie częściej, zwłaszcza w pierwszej części filmu. Co więcej, spora liczba gagów czytelna była wyłącznie dla geeków dobrze zaznajomionych z komiksami bądź przynajmniej filmowymi adaptacjami komiksów superbohaterskich. Dotyczy to zresztą nie tylko twórczości Marvela.

Pewnym zaskoczeniem – w mojej ocenie pozytywnym, ale to kwestia indywidualnego podejścia – jest również podejście do tematyki śmierci. W przeciwieństwie do historii, w których śmierć któregoś z niewinnych bohaterów zostaje ukazana lub zasygnalizowana w prologu, bądź też stanowi kulminacyjny punkt rozwoju fabuły, w Big Hero 6 Tadashi umiera jako bohater, do którego można zdążyć się przyzwyczaić przez kilkanaście pierwszych minut filmu. Jego strata może zaboleć (zwłaszcza młodego) widza nieco inaczej, niż odejście postaci nie biorących czynnego udziału w rozwoju akcji, z którymi widz nie ma czasu się utożsamić. Uważam, że to odważna, na swój sposób przełomowa decyzja w historii animowanych produkcji Disneya.

"Feast" | Źródło: Walt Disney Animation Studios (kanał YouTube)

PS. Na koniec jeszcze kilka słów o Uczcie. Zgodnie z tradycją, każdemu pełnometrażowemu filmowi animowanemu Disneya towarzyszy króciutka kreskówka. W kinach seans Big Hero 6 poprzedzany jest sześciominutową krótkometrażówką zatytułowaną Feast, czyli właśnie Uczta. Opowiada ona historię związku dwójki ludzi, wraz z kilkoma jego wzlotami i upadkami. Wszystkie wydarzenia zaprezentowane są jednak niejako w tle, ponieważ narracja pozornie skupia się na psie mężczyzny, zaaferowanym przede wszystkim jedzeniem. Ten sprytny zabieg owocuje świetnym minimalizmem, opierającym się na sygnalizowaniu zmian w życiu bohaterów drobnymi akcentami, takimi jak dieta psiaka i jego właściciela, oraz śladowymi wycinkami rzeczywistości widocznymi gdzieś w głębi kadru. Ów ascetyzm stylistyczny podkreśla technika wykonania, zbliżona estetycznie do tej zastosowanej w oscarowym Papermanie – z tą różnicą, że tu mamy do czynienia ze znacznie bogatszą paletą barw. Zdecydowanie warto znać, o ile niestraszne nam wzruszenie naprzemienne ze śmiechem.