Wiedźmin

Autor: Maciek 'starlift' Dzierżek

Wiedźmin
Ostatniej niedzieli wybrałem się do kina na osławionego Wiedźmina w reżyserii pana Brodzkiego. Przeczytałem przedtem kilka recenzji i paręset obiegających internet opinii na temat tego dzieła. Wciąż jednak miałem nadzieję, że film nie okaże się aż tak beznadziejny, a recenzenci to banda ignorantów. Jak jednak przysłowie mówi: "nadzieja jest matką...".

Wiele kontrowersji wzbudzał Michał Żebrowski obsadzony w roli tytułowej i zupełnie niesłusznie, bo jest jednym z niewielu mocnych elementów tego filmu. Co z tego, że być może nie zrozumiał postaci Geralta skoro zagrał go naprawdę dobrze. Co prawda okazji do popisów aktorskich nie miał zbyt wiele, jednak jego gra to porządne aktorskie rzemiosło. Gdyby nie nieudolna charakteryzacja byłoby jeszcze lepiej. Otóż blizna na lewym policzku wiedźmina zmienia nieznacznie swój kształt w różnych scenach, włosy są przetłuszczone i ohydnie utlenione (a wydawało mi się, że Geralt miał śnieżnobiałe włosy - nie żółte), a do tego nieudolnie podczepione, co doskonale widać na zbliżeniach. Wtedy to fryzura bohatera do bólu przypomina mi discopolowy "dywan"... Tak, tak... Na górze krótko, a z tyłu długo. Czy tak ciężko postarać się o dobrego fryzjera?

Natomiast bardzo dobrze rozwiązano kwestię wiedźmińskich oczu: dwa rodzaje szkieł kontaktowych (oczy kocie lub duże, całkowicie czarne) i naturalne oczy Żebrowskiego robią momentami niesamowite wrażenie.

Wiadomo, że fachem wiedźmina jest walka, a do tego służą mu dwa miecze: zwykły, na ludzi oraz srebrny - na potwory. Filmowy wiedźmin również posiada owe dwa miecze. Jeden z nich (na ludzi) jest kataną, a drugi zwykłym półtorakiem (srebra nie widać, aczkolwiek mówi się o tym). Katana wydawała się pomysłem chybionym jednak pasuje do filmowego wizerunku Geralta i to głównie nią on walczy, a miecz srebrny gubi w czasie walki.

Walka, podstawa egzystencji wiedźminów. W filmie pokazana nijako, nieciekawie. Brak dynamiki, pracy kamery. Ujęcia nieciekawe, ograne. Styl walki Geralt nawiązuje do aikido. Jako, że jest to system skuteczny wiedźmin wygrywa, aczkolwiek nie widać wcale książkowego kunsztu walki. Brak piruetów, obrotów. Perfekcyjnych cięć i niezachwianej równowagi. Tyle o walce z ludźmi, bo z potworami jest inaczej. Wiedźmin Geralt rąbie je tą swoją kataną na oślep jak kawał mięsa na stole. Szczególnie widać to w scenach na bagnach. To nie jest już mistrz fechtunku wykreowany przez Sapkowskiego, a prostacki rzeźnik. Szkoda, bo zmarnowano dobry wzorzec. Twórcy polskiego fantasy powinni najpierw obejrzeć francuskie Braterstwo wilków żeby zobaczyć jak teraz robi się filmy, a później zabierać się za własne dzieło.

Inni bohaterowie prezentują się różnie. Poziom gry aktorskiej od bardzo przyzwoitego - matka Nenneke, do tragicznego i ujmującego godności prezentowanego przez dziewczynkę grającą Ciri. Wiem, że to tylko dziecko, ale i od dziecka można czegoś oczekiwać. A jak dziecko nie potrafi to się szuka innego...

Yennefer. Aktorka, pod względem urody, nawet dobrana. Tylko niech ktoś mi wytłumaczy dlaczego ona ma wąsy? Rozumiem, że ma ciemne włosy i kamera wychwytuje takie rzeczy jak niechciany zarost, ale przecież można to usunąć. I nawet to nie boli, co miliony facetów sprawdza codziennie rano. Zarost kłuje oczy i powoduje inny odbiór postaci. Na dodatek nawet nie starano się wytworzyć wokół Yen magicznego nastroju. Ot, zwykła czarodziejka. Brak tak charakterystycznego dla niej przedmiotu jak gwiazda na szyi. To nie jest Yennefer Sapkowskiego: wygadana, inteligentna, błyskotliwa, wredna i okrutna - nie, nie. Tego wszystkiego Yen z dużego ekranu nie posiada. Jest po prostu pusta.

Całkiem nieźle za to wypadł Jaskier. Choć w filmie nie spełnia absolutnie żadnej roli. Ot, pojawia się od czasu do czasu na ekranie. Co prawda nie jest to przystojny cwaniak AS'a, ale jednak cwaniak. Zresztą w filmie mało co jest takie jak u autora książek które zainspirowały reżysera.

Dźwięk i oprawa muzyczna. Nierówno. Muzyka za mało klimatyczna, a dźwięki nie zawsze trzymają poziom. Rozłożenie odgłosów na kanałach trochę nielogiczne. Np. w czasie uczty odgłosy biesiadników dobiegają tylko z tyłu, a na ekranie toczy się dialog przy głównym stole. Co się stało z biesiadnikami zasiadającymi po bokach?

Odgłosy walki są za to całkiem przyzwoite w przeciwieństwie do krzyku Pavetty którego tylko druga część wywołuje odpowiednie wrażenie: chce się zatkać uszy. Pierwsza część przypomina krasnoluda wpadającego w berserk lub startujący odrzutowiec (skłaniam się bardziej ku samolotowi). Sama Pavetta zresztą jest dziewczyną brzydką, wychudzoną (na królewskim dworze...) i wolę nie wiedzieć co skłoniło reżysera do takiego obsadzenia tej roli.

Skoro już mówimy o dworze Lwicy z Cintry to należy wspomnieć, że "Lwica" jest w filmie tylko "lwicą". Czuć, że to nie ta osobowość. Nie jest mocna i silna, dlatego też, scena w której błaga Geralta by zrezygnował z niespodzianki nie niesie ze sobą takiego ładunku emocjonalnego jak mógłby.

Słówko o efektach specjalnych, a myślę tu o krytykowanych renderingach 3D. Nie jest tak tragicznie. Gdyby nie były tak rozmazane i niedobrane kolorystycznie mogło by to być nawet ciekawe, a tak... Jest to smutne, bo wierzę, że są ludzie którzy potrafią robić dobrą animację 3D, tylko dlaczego nikt ich nie "zamówił" do pracy przy tym filmie?

Teraz czas już na to, co autorzy filmu schrzanili najbardziej. Co? Wnętrza. Popękane ściany, brudne (czyżby władców nie stać było na kredę?), brak ozdób, gobelinów, przepychu. Jeden świecznik przewija się przez cały film. Wnętrza są żenujące, a scenografów powinno się publicznie napiętnować, by nie przyłożyli więcej ręki do innych filmów, bo "Wiedźmin" stracił na tym bardzo dużo. O ile lepiej byłoby gdyby ukazano kontrast wiedźmińskiego żywota z życiem innych właśnie poprzez kolorystkę. Niestety, cały film jest obrazem zimnym i przygnębiającym. Nawet piosenki Jaskra prezentowane w czasie, gdy widz podziwia krajobrazy są jakieś takie nijakie. Jak zresztą cały film.

Tak. Wiedźmin jest po prostu nijaki. Dużo się mówi o brakach w scenariuszu, ale nawet to dałoby się nadrobić przemyślaną kompozycją scen, grą aktorską, scenografią itd. Niestety, oglądając "pierwsze polskie fantasy" czuć amatorszczyznę. Szkoda, że zmarnowano fundusze i dobry pomysł. Pozostaje nam czekać na następną ekranizację, ale najpierw polscy reżyserzy muszą jeszcze dokończyć drugą kolejkę ekranizacji lektur szkolnych.