Widzieliśmy White Lines

Kryminalne zagadki Ibizy

Autor: Tomasz 'Landovsky' Mendyka

Widzieliśmy White Lines
Alex Pina to człowiek, który stoi za sukcesem Domu z Papieru. Jego dzieło niedawno doczekało się czwartego sezonu, ale na tym nie koniec. Za moment scenarzysta pokaże swoją nową markę.

Promowanie nowego tytułu jako "serialu twórcy Domu z Papieru jest naturalne – ma dać jasny sygnał, że nad projektem czuwa ktoś, kto zdobył już uznanie. Może się jednak okazać krzywdzące. Historia o napadzie na Mennicę Królewską jest już w pewnych kręgach kultowa i taki rodzaj reklamy może się okazać dla nowej produkcji oryginalnej Netfiksa ciężkim brzemieniem, jeżeli widzowie nie dostaną odpowiedniego poziomu. Otrzymaliśmy przedpremierowo trzy pierwsze odcinki, więc możemy się zastanowić, jaki obrót sprawy przyjmą po premierze zaplanowanej na 15 maja.

Główna bohaterka – Zoe – ma na koncie załamanie nerwowe bezpośrednio związane z podróżą jej brata na Ibizę. Brat chciał realizować się tam w ukochanej roli DJ-a, a po wyjeździe kontakt z nim całkowicie się urwał. Protagonistkę poznajemy 20 lat po wspominanych wydarzeniach, kiedy to na sprawę rzucone zostaje nowe światło. Na pustyni w hiszpańskiej Almerii znalezione zostają zwłoki, które okazują się być szczątkami zaginionego chłopaka. Według tamtejszego prawa, sprawie grozi przedawnienie, więc Zoe wyrusza do ostatniego znanego miejsca jego pobytu, czyli wspomnianej już wyspie archipelagu Baleary, aby samodzielnie rozwiązać zagadkę.

White Lines bardzo szybko przechodzi do rzeczy w kontekście opowiadanej fabuły, bo główna bohaterka rozpoczyna swoje śledztwo właściwie po pierwszych piętnastu minutach seansu. Nie znaczy to jednak, że zaniedbane zostaje tło, czyli wydarzenia oddalone od właściwiej opowieści o dwadzieścia lat wstecz. Serial zgrabnie operuje retrospekcjami pozwalającymi lepiej poznać zarówno Axela, jak również jego relacje z siostrą i innymi bohaterami serialu. Na Ibizie wciąż obecne są bowiem osoby, które o tajemniczej śmierci mogą mieć jakąś wiedzę.

Ciężko stwierdzić, jak wypadnie całość opowieści, jednak po pierwszych trzech odcinkach można być dobrej myśli. Fabułą stoi na dosyć wysokim poziomie i mimo że opiera się na dosyć popularnej kliszy (ktoś rozwiązuje kryminalną zagadkę, z którą nie poradziła sobie policja), to na każdym kroku stara się dorzucić coś od siebie. Co prawda główna bohaterka momentami podejmuje decyzje, które uznać można za bezmyślne i głupie, jednak da się to wytłumaczyć jej wyjątkowo emocjonalnym podejściem do całej sprawy. Bardzo ciekawie wypada też kontrast, bo Ibiza pięknie wygląda, ale ma też swoje mroczne wnętrze. Widz najpierw ogląda piękne krajobrazy, by zaraz zobaczyć klubowy świat narkotyków, przestępstw i seksu. I mimo że całość utrzymana jest raczej w lekko niepokojącym klimacie, to znajdzie się tutaj coś również dla fanów czarnego humoru.

Piękne zdjęcia to zresztą nie ostatnia rzecz, która zasługuje na pochwałę. Aktorzy również wywiązują się ze swojego zadania wzorowo, a warto wspomnieć, że mamy tutaj prawdziwą mieszankę brytyjsko-iberyjską. Szczególnie trójkąt Laura Haddock, Nuno Lopes i Daniel Mays zasługuje na uznanie. Pierwsza dwójka, czyli Zoe i "Boxer" – człowiek do brudnej roboty lokalnej rodziny przestępczej – szybko nawiązują współpracę i tworzą duet, który chce się dalej oglądać. Trzeci odgrywa rolę Marcusa, dawnego kumpla Axela, który wciąż bawi się w DJ-kę, a przy okazji w handel narkotykami. Jego postać, którą ciężko określić mianem jednoznacznie pozytywnej w kontekście całej opowieści, jest jednak napisana i zagrana w taki sposób, że wzbudza sympatię. Z kolei, gdy nadchodzi pora na cofnięcie się w czasie, na główny plan wysuwa się Tom Rhys Harris (Axel), który tworzy autentyczny obraz młodego chłopaka, lubującego się w zabawie i ryzykownie podążającego za swoimi marzeniami.

Jako że w tle bardzo dużą rolę odgrywają kluby i zawód DJ-a, to nie mogło zabraknąć porządnej ścieżki dźwiękowej. Cieszy fakt, że twórcy nie postawili tylko i wyłącznie na muzykę kojarzoną wyłącznie z tego typu miejscami. Dla kogoś, kogo nie kręci temat nocnego, imprezowego życia mogłoby się to okazać wyjątkowo męczące. A tak dostajemy naprawdę szeroki wachlarz gatunkowy – w jednym momencie słuchamy uwertury Mozarta, chwilę później uderza The Prodigy, po którym przychodzi czas na "Movin’ On Up" z repertuaru Primal Scream. Na dokładkę słuchamy jeszcze O-Zone i ich światowego hitu "Dragostea Din Tei". A najlepsze jest w tym wszystkim to, że w każdym przypadku muzyka jest perfekcyjnie dopasowana do tego co dzieje się na ekranie. Jeżeli w całym sezonie będzie się to prezentowało podobnie, to mamy tu potencjał na wydanie porządnego albumu ze ścieżką dźwiękową. Ciężko natomiast coś powiedzieć o muzyce oryginalnej, która przygrywa gdzieś w tle i "nie rzuca się w uszy". Zdaniem niektórych świadczy to o dobrych kompozycjach świata kina, ale po takim kompozytorze jak Junkie XL, można spodziewać się więcej.

Oprócz tego, że całość opiera się na znanej już kliszy, a główna bohaterka może momentami mocno irytować mniej wyrozumiałego widza, White Lines zapowiada się na kawał porządnego serialu. Przynajmniej takie wnioski można wysnuć na podstawie trzech odcinków, bo trzeba pamiętać, że tak jak napisał Asthariel w pierwszych wrażeniach z The Umbrella Academy, Netflix ma ostatnio problem z satysfakcjonującymi finałami swoich produkcji oryginalnych. Na pewno serial ma potencjał na wysokie noty oraz grono wiernych odbiorców. Odpowiadając jednak na pytanie ze wstępu, raczej nie stanie się tak kultowy jak z Dom z Papieru i tak jak on doczeka się swojej linii ubrań czy tematycznych dodatków w grach. Ale kto wie – może żaden ze mnie prorok. Nie pozostaje więc nic więcej niż czekać na premierę, po której warto dać szansę właśnie pierwszym trzem odcinkom – jeżeli zakończenie ostatniego z nich nie wywoła "muszę zobaczyć co będzie dalej", to śmiało można dać sobie spokój.