W 1989 roku 43 kobiety w różnych zakątkach globu urodziły dzieci, mimo że wcześniej nie były w ciąży. Siedmioro z nich zostało adoptowanych przez Reginalda Hargreevesa, genialnego milionera, który po odkryciu u dzieci nadprzyrodzonych mocy wyszkolił je na nastoletnich bohaterów. Wraz z upływem lat grupa doświadczała coraz głębszych podziałów, aż wreszcie każdy z wychowanków Umbrella Academy poszedł w swoją stronę – ci, którzy przeżyli, spotykają się jednak ponownie na pogrzebie mentora, podczas którego zaczynają wypływać wzajemne żale i animozje. Problem w tym, że nie ma czasu na spory, kiedy wychodzi na jaw, że światu grozi zagłada, a adoptowane rodzeństwo ma tylko niewiele ponad tydzień na przeprowadzenie śledztwa w tej sprawie, nie wspominając już, jak trudne będzie zapobiegnięcie apokalipsie...
Umbrella Academy nie marnuje zbyt wiele czasu na ekspozycję, już podczas pierwszego odcinka wprowadzając głównych bohaterów oraz związane z nimi wątki z nimi, ale nie do końca można to uznać za zaletę. Niewiele dowiadujemy się o alternatywnej rzeczywistości zamieszkiwanej przez protagonistów (a że nie jest to "nasz" świat możemy wywnioskować tylko po tym, że choć akcja zdaje rozgrywać się współcześnie, to technologia jest pod wieloma względami przestarzała) ani o tym, jak reszta świata zareagowała na fenomen nadprzyrodzonych poczęć – fabuła koncentruje się przede wszystkim na adoptowanej przez sir Reginalda grupce, a resztę informacji trzeba sobie dopowiedzieć. Dodając do tego fakt, iż opowiadana tu historia została oparta jednocześnie na dwóch różnych wątkach z komiksu, podczas oglądania można odnieść wrażenie pewnej fabularnej niespójności, jako że nie pasują one do siebie tak dobrze, jak zapewne planowali scenarzyści. Być może po obejrzeniu całości przyjdzie pora na zmianę zdania, ale na razie lepiej zachować ostrożny sceptycyzm w tej kwestii.
Serial pod względem wykreowanej przez scenarzystów atmosfery przypomina nieco Holistyczną Agencję Dirka Gently'ego – i tu, i tam mamy do czynienia z ciągłymi przeskokami między absurdalnym humorem i autentycznie budzącymi grozę motywami, przeplatanymi często brutalnymi scenami akcji oraz ciętymi i dowcipnymi dialogami. Tego typu pozorna chaotyczność nastrojów prawdopodobnie nie przypadnie do gustu każdemu, ale mnie urzekła głównie za sprawą tego, w jak bezpretensjonalny sposób dokonywane jest w Umbrella Academy odwracanie oczekiwań widzów, w związku z czym trudno jest odgadnąć, w którą stronę rozwiną się poszczególne wątki. Niestety, dostajemy też postać, której rozwój da się przewidzieć już od pierwszego odcinka, jeśli tylko choć odrobinę zna się rozmaite klisze występujące w popkulturze – w ich wykorzystywaniu nie ma nic złego, o ile zrobi się to z odpowiednią wprawą, co może się jeszcze wydarzyć w ostatnich odcinkach sezonu.
Wybaczanie poszczególnych wad serialu przychodzi dość łatwo, przede wszystkim ze względu na plejadę bohaterów pierwszoplanowych, którzy wypadają co najmniej interesująco. Każdy z wychowanków Hargreevesa cechuje się nie tylko interesują osobowością, ale również głęboko zakorzenionymi urazami i problemami, które wypływają na powierzchnię na wskutek ponownego spotkania z adoptowanym rodzeństwem. Relacje między nimi stanowią – obok zbliżającej się apokalipsy – motor napędowy fabuły, co groziłoby niewypałem, gdyby postacie nie były w stanie wzbudzić sympatii widzów. Na szczęście jest jednak inaczej, zatem śledzenie ich losów sprawia niewątpliwą satysfakcję. Wierny wpojonym mu za młodu ideałom Luther, buntowniczy i bezwzględny Diego, próbująca naprawić wyrządzone przez siebie krzywdy Allison, uzależniony od wszelkiego rodzaju używek Klaus, przekonany o własnym geniuszu Numer Pięć oraz zakompleksiona z racji braku własnych mocy Vanya tworzą wdzięczne grono protagonistów, którzy muszą się zmierzyć nie tylko z nieznanym zagrożeniem, ale też z własnym bagażem psychologicznym. Krótko mówiąc, mamy do czynienia z postaciami dynamicznymi, których wewnętrzny rozwój słusznie uczyniono ważnym elementem intrygi.
Całości dobrych wrażeń dopełnia fakt, że odtwórcy głównych rol świetnie pasują do swych postaci, smuci jedynie to, że Ellen Page wciela się w bohaterkę zdefiniowaną przez swój brak charyzmy. Dlatego nie widzę powodów, dla których miałbym komukolwiek odradzić zapoznanie się z Umbrella Academy. Pozostaje tylko wątpliwość, czy twórcom uda się utrzymać podobnie wysoki poziom również w końcówce sezonu – większość widzów już zauważyła, że wiele z seriali Netflixa cechuje się problematycznymi, niesatysfakcjonującymi finałami). Ale o tym przekonamy się dopiero 15 lutego. Oby warto było czekać!