Mogłoby się wydawać, że po zabiciu swojego prześladowcy Jessica Jones (Kristen Ritter) odnajdzie wreszcie spokój. Nic bardziej mylnego – obdarzona nadnaturalną siłą prywatna detektyw trafia bowiem na trop, który może wyjaśnić, w jaki sposób zyskała swoje superzdolności. Gdy najlepsza przyjaciółka bohaterki, Trish Walker (Rachael Taylor), odkrywa, że w powypadkowej dokumentacji medycznej Jessiki brakuje dwudziestu dni, rozpoczyna się śledztwo pełne tajemniczych korporacji i złowieszczych eksperymentów.
Nowy sezon bezpośrednio kontynuuje niektóre wątki pierwszej części przygód Jessiki Jones, ale wprowadza je bez żadnego przypomnienia czy wyjaśnienia. Tak jakby od premiery poprzednich odcinków upłynęły nie ponad dwa lata, a co najwyżej dwa tygodnie. Jeszcze dziwniejsze jest całkowite pominięcie wydarzeń z serialu Defenders, w którym również niebanalną rolę pełniła Jessica. Była to, co prawda, bardzo słaba produkcja, ale zupełne zlekceważenie jej fabuły nie wpływa dobrze na spójność uniwersum Marvela, zwłaszcza w obrębie tak bliskich sobie tytułów.
Drugi sezon Jessiki Jones trafi na Netfliksa w Dzień Kobiet, ale po pięciu odcinkach, które mogliśmy obejrzeć, widać, że niektóre rzeczy się nie zmieniają. To wciąż serial o zmagającej się z przeszłością i nadużywającej alkoholu bohaterce, która ukrywa altruizm pod maską zdystansowania i cynizmu. Niestety, fabularnie jest dużo gorzej. Bez charyzmatycznego i przerażającego Davida Tennanta w roli Killgrave'a zostaje sztampowa opowieść o złej korporacji, która przeprowadza nielegalne medyczne eksperymenty i zrobi wszystko, by zachować swoją działalność w tajemnicy. Widzieliśmy to już w Wolverinie czy Deadpoolu, a nawet w – również marvelowsko-netflixowym – Luke'u Cage'u.
Pojawia się kilka ciekawych nowości, takich jak relacja Trish z matką czy nowym chłopakiem i wielokrotnie nagradzanym dziennikarzem, Griffinem Sinclairem (Hal Ozsan), a także zmagania dotychczas bardzo chłodnej Jeri Hogarth (Carrie-Anne Moss) z chorobą. Jest tu więc nieco potencjału i być może w dalszej części sezonu powróci znane z pierwszej odsłony napięcie, ale na razie niestety nic na to nie wskazuje. Próby zbudowania nastroju noir przez wewnętrzne monologi Jessiki wypadają natomiast po prostu śmiesznie. Chociaż warto pochwalić twórców za porzucenie mistyczno-magicznej otoczki Ręki czy K'un-L'un i powrót do przyziemnych osobistych problemów, które świetnie sprawdzały się w pierwszych sezonach Jessiki i Daredevila, tym razem brakuje po prostu ciekawego scenariusza.
Po zupełnie nieudanych Defenders dobrze jest zobaczyć Jessikę Jones i jej przyjaciół we właściwych okolicznościach. Niestety okazuje się, że bez Davida Tennanta serial traci olbrzymią dawkę definiującego go nastroju i na razie nic nie wskazuje na to, by nowi bohaterowie i nowa historia byli w stanie ten brak nadrobić. Tym bardziej, że trudno o bardziej sztampową historię superbohaterską niż tajne eksperymenty medyczne.