Venom 2: Carnage

Krwawa jatka na wesoło

Autor: Justyna 'Junia' Zarudzka

Venom 2: Carnage
Pomimo początkowo mieszanych recenzji, Venom z 2018 roku zaskarbił sobie pokaźne grono fanów. Nie jest więc niczym zaskakującym, że wielu z nich z niecierpliwością czekało na premierę drugiej części. I chociaż wiele elementów wygląda podobnie jak w poprzedniej odsłonie, Andy Serkis za sterami produkcji skierował film na nieco zaskakujące tory.

Gdy pod koniec poprzedniego filmu widzowie żegnali się z Venomem, symbiont z kosmosu wydawał się całkiem pogodzony ze swoim losem oraz gospodarzem – dziennikarzem śledczym Eddiem Brockiem (Tom Hardy). Już początek filmu pokazuje, że sytuacja nie jest wcale tak sielankowa, a obaj towarzysze mają całkiem odmienne zdanie na temat tego, jak powinni wykorzystywać moce Venoma, jak ma wyglądać ich życie towarzyskie, a nawet jak udekorować ich wspólne poniekąd mieszkanie. Wszystko to niepozbawione jest pewnego uroku i komediowej lekkości, ale każe się zastanawiać, co stało się z mrocznym i niepoprawnym nastrojem poprzedniej części.

Na szczęście w pewnym momencie Andy Serkis wydaje się przypominać sobie, że widzowie niekoniecznie przyszli na seans, oczekując komedii familijnej, i wprowadza do akcji zarysowanych jeszcze przed kartą tytułową antagonistów. Zdradzenie zbyt wielu szczegółów zdecydowanie popsułoby zabawę tym, którzy zdecydują się obejrzeć film, więc wystarczy powiedzieć, że Venom dostaje przeciwnika, który jest dla niego prawdziwym wyzwaniem.

Główną zaletą filmu jest fakt, że trwa jedynie nieco ponad półtorej godziny, więc nie wywołuje znużenia. Nie ma też specjalnych dłużyzn i zbędnych wątków, które odciągałyby uwagę od głównej intrygi. Znalazło się nawet miejsce na kilka mniej lub bardziej zaskakujących zwrotów akcji, a przede wszystkim na pokaźną sekwencję walki pomiędzy Venomem a Carnage'em. Efekty specjalne są przyzwoite i nie biją po oczach, chociaż trudno powiedzieć, by wyróżniały się na tle innych filmów superbohaterskich, które miały premierę w ostatnim czasie.

Na plus zdecydowanie wybijają się za to kreacje postaci drugoplanowych, czyli byłej partnerki Eddiego, Anne Weying (Michelle Williams), oraz jej nowego narzeczonego, dr. Dana Lewisa (Reid Scott), który przeszedł chyba najciekawszą przemianę w stosunku do poprzedniego filmu, mimo że w tej części pojawia się może na 5 minut. Błyszczy również Peggy Lu jako pani Chen, właścicielka sklepu, w którym Eddie i Venom zaopatrują się w czekoladę. Trudno jednoznacznie stwierdzić, dlaczego tak dobry aktor jak Tom Hardy wypada w tym towarzystwie stosunkowo nieciekawie, ale pozostaje mieć nadzieję, że kiedy znowu zobaczymy Eddiego i Venoma na ekranie, kolejny reżyser znajdzie na nich porządny pomysł.

W kwestii braku pomysłu na postać bohatera – nie najlepiej jest z granym przez Woody’ego Harrelsona Cletusem Kasadym, który ma być przerażającym seryjnym mordercą, którego sprawą Eddie jako dziennikarz śledczy zajmował się od lat, ale jednocześnie nie wywołuje u widza ani trochę niepokoju czy strachu, a co najwyżej lekkie niedowierzanie, że ktoś tak pozbawiony charyzmy ma być w jakikolwiek sposób ważny dla fabuły.

Ostatecznie Venom 2: Carnage ląduje na pograniczu brutalnego kina akcji (choć poziom przemocy wydaje się znacznie ograniczony w stosunku do poprzedniej części) i komedii o niedopasowanych partnerach prowadzących razem śledztwo, ze znaczącą przewagą elementów komediowych. Biorąc pod uwagę, że reżyserii podjął się Andy Serkis, niebezpodstawne wydaje się porównanie, że efekt jest taki, jak gdyby Gollum i Smeagol naprzemiennie zasiadali w fotelu reżysera. Niektórym widzom na pewno spodoba się taka mieszanka, inni wyjdą z kina z poczuciem zawodu, bo zdecydowanie nie jest to ten sam Venom, którego pokazano w filmie z 2018 roku. Nie oznacza to, że jest zły, a fani innych produkcji spod znaku Marvela powinni być zachwyceni elementami humorystycznymi, ale nie jest to do końca doświadczenie, którego można się spodziewać, idąc na film ze słowem "rzeź" (carnage) w podtytule.