Vanilla Sky - cóż za optymistyczny tytuł tak mało radosnego filmu… Według mnie jest on bardzo trafny, gdyż nasze myśli o końcu żywota na ziemi często krążą wokół nieba, a tu na dodatek waniliowego. Czyż może być coś piękniejszego do wyobrażenia niż fakt, że po śmierci trafimy na piedestał tak słodkiej perspektywy?
FABUŁA
Chciałam zagłębić się w film ze względów czysto egzystencjalnych, ale najpierw krótkie przypomnienie fabuły: David, główny bohater i właściciel dobrze prosperującego wydawnictwa prasowego oddaje się próżnościom cielesnym, będącym swego rodzaju "lekarstwem" na ogarniającą go samotność. Pewnego dnia na imprezie urodzinowej spotyka Sofię – kobietę, dla której traci głowę. Sofia jest dziewczyną, którą umiłował sobie najbliższy przyjaciel Davida i to właśnie on przyprowadził ją na przyjęcie. Sofię i Davida od początku łączą wielkie emocje i rzec można, że tworzyliby zgraną i uzupełniającą się parę. Nikt jednak nie przewidział, że każdy czyn ponosi za sobą konsekwencję i że kobieta zdolna jest czasem do wszystkiego. Szczególnie kobieta, która we wcześniejszym życiu Davida pozostawiła duży ładunek emocjonalny i tak rozpoczyna się akcja w Waniliowym Niebie.
SZYBKI REMAKE
Zastanawiam się nad samym założeniem "nieba" i myślę, że skoro jest to pewnego rodzaju "remake" wcześniej powstałego dzieła Alejandro Amenábara pod tytułem Abre Los Ojos (Otwórz oczy), to automatycznie budzi to pewnego rodzaju kontrowersje. W jakim celu "coveruje" się film w tak krótkim przedziale czasowym – na przestrzeni czterech lat? Po zastanowieniu, dochodzę do dość zaskakującego wniosku. Otóż pierwotna wersja filmu - Otwórz oczy jest trudniejsza w interpretacji, a co za tym idzie ma mniejszą oglądalność, za to Vanilla Sky ma znakomita obsadę (Tom Cruise, Penelope Cruz, Cameron Diaz, Kurt Russell), do tego jest to produkcja amerykańska – prosta, kolorowa, nierzadko nasiąknięta "plastikiem"- po prostu łatwiejsza w zrozumieniu.
PROBLEMATYKA
Wyobraźmy sobie, że istnieje możliwość zamrożenia własnego ciała, "umieszczenia" w umyśle odpowiedniego oprogramowania i prowadzenia egzystencji w krainie wiecznego snu, ale zależnego od wielkości środków na karcie kredytowej. Myślę, że każdemu z nas przeszła, po obejrzeniu Vanilla Sky, przez głowę taka myśl. Ciężko jest rozpatrzeć tematykę filmu w kwestii moralności, w kategoriach dobra i zła, albowiem chyba każdy ma prawo do własnych marzeń, do świata, z którego nie wyrzucą nas problemy dnia codziennego. Nawet główny bohater, który przez cały film miga się od odpowiedzialności i dzięki swojemu statusowi społecznemu ma możliwość zafundowania sobie wiecznego dobrobytu po śmierci. Zastanawiam się, czy w pewnym sensie rozgrzeszają go późniejsze losy, w tym wypadek drogowy, depresja i brak samoakceptacji, czy jest to pewnego rodzaju pokuta za wcześniejsze występki. Jeżeli tak, to mogę wnioskować, że skoro David przeżył traumę powypadkową i jest to kara za próżność, to dzięki możliwościom finansowym mógł zapewnić sobie "Raj" i to z opcją wymazania z pamięci momentu śmierci.
Godne uwagi jest przemyślenie, czy skoro nasz świat ciągle rozwija się technologicznie, to procesy za tym idące mogą nam w przyszłości zapewnić wykupienie miejsca w wirtualnym raju. Być może tylko krok w postaci braku odpowiednich funduszy będzie nas kiedyś dzielił od krainy wiecznego szczęścia, a Sąd Ostateczny będzie "rarytasem" dla ubogich.
PODSUMOWANIE
Film godny uwagi i myślę, że warty "hollywódzkiego zmartwychwstania".
Czasem warto zastanowić się nad kwestią podświadomego życia i nieświadomej śmierci, gdyż, jak powiedział Paolo Coelho - w końcu "Umiera się nie dlatego by przestać żyć, lecz po to by żyć inaczej".