» Recenzje » The Lobo: Paramilitary Christmas Special

The Lobo: Paramilitary Christmas Special


wersja do druku

Kto i dlaczego słabo zekranizował Lobo?

Redakcja: Maciej 'Repek' Reputakowski

The Lobo: Paramilitary Christmas Special
Na pierwsze postawione w tytule pytanie nie odpowiem, bo nie mam pojęcia, kim był reżyser i jak potoczyła się jego kariera. Gdyby ktoś pytał mnie o rokowania, zaryzykowałbym stwierdzenie, że kariera tego jegomościa skończyła się wcześnie, ale świat bywa zaskakujący, więc rozważniej jest trzymać tego typu przewidywania dla siebie. Mogę natomiast z pewną dozą odpowiedzialności zastanowić się nad tym, dlaczego ekranizacja jest słaba. Zarówno na płaszczyźnie merytorycznej, jak i realizacyjnej filmu.

Lobo. Ważniak. The main man. Jedna z najważniejszych postaci amerykańskiego komiksu, w moim odczuciu ikona zmian, które zaszły w pojmowaniu definicji "główny bohater". Postać bardzo konkretna, silnie zarysowana i generalnie – kopiąca tyłek czytelnika. W filmie? Pod względem aparycji niezły aktor o podejrzanie brzmiącym nazwisku (Andrew Bryniarski) wykreował napuszonego dupka lubującego się w przeciągniętych i teatralnych gestach, którego prawdziwy Lobo musiałby skasować z czystego poczucia obowiązku. Tym, którzy pamiętają komiks Lobo Goes to Hollywood, ta sytuacja powinna być znajoma. Mamy więc poprawnie ucharakteryzowanego, słabo grającego głównego bohatera – słowem, podstawy fenomenu serii Lobo zostały zrównane z ziemią.

Charakteryzacja, scenografia i inne takie. Śmiem podejrzewać, że budżet tego filmu nie był wysoki (wedle niepotwierdzonych źródeł wynosił 2400 dolarów), ale mam również podstawy sądzić, że nie była to czysto "domowa" produkcja. Postacie wyglądają nieźle, ludzie odpowiedzialni za charakteryzację włożyli sporo serca w swoją pracę, którą nota bene dobijają zdjęcia, ale o tym później. Scenografia w filmie istnieje, widać ją gdzieś w kadrach przytłoczonych postaciami. A szkoda, bo gdy przywołuję w pamięci rysunki Bisleya, widzę ponuro-rozrywkowy świat lokali drugiej kategorii kosmicznej, przez które przewija się akcja. W ekranizacji dostaję kolorowe światła, pół neonu "BAR" i fotel Świętego Mikołaja. Podskórnie czuję, że wiąże się to z chybioną stylistyką zdjęć, która rzetelnie zabija wszelką przestrzeń w filmie. Już od pierwszego kadru coś jest nie tak. Ujęcia ograniczają się do półzbliżeń lub sprytnie zasłanianych czerniami planów ogólnych.

Jakby tego było mało, kamera pozostaje statyczna przez prawie caluteńki film. Filmując w ten, nawet nie akademicki, lecz zwyczajnie bezpłciowy sposób, autorzy musieli być chyba pod wpływem środków odurzających. Dynamika obrazu, a raczej jej brak, zabija ostatnie podrygi atmosfery, którą tak pięknie kreowano w komiksie. To tak, jakby Spielberg nakręcił desant na plaży Omaha nieruchomą kamerą rzuconą w piach. Kolejną ciekawostką w filmie jest światło, które również nijak ma się do bardzo dobrego komiksowego wzorca. Maskowano nim niedostatki scenograficzne, ale nie pokuszono się o podrasowanie atmosfery. Kolorystyka przywodzi na myśl telewizyjny program dla dzieci ze zgaszonym głównym światłem.

Co zostało z fabuły? Z perspektywy czytelnika powiedziałbym, że niewiele, ale – biorąc pod uwagę, z jakimi trudnościami technicznymi wiązałoby się wierne przeniesienie historii z papieru na kliszę filmową – jestem skłonny docenić to, co dostałem. Fakt, płaczę nad brakiem walki na noże między Ważniakiem a Krissem Kringle, ale doceniam kilka dobrych dialogów, które pojawiły się w zamian w trakcie ich konwersacji. W ostatniej scenie dzieje się jednak rzecz niewybaczalna: otóż ktoś uzbroił Lobo w mały, srebrny pistolecik z odpustu. Szanowni autorzy, posiadałem ciekawsze uzbrojenie jako dzieciak bawiący się w "wojnę". Ważniak z plastikową pukawką szpiegowską wygląda śmiesznie.

Poraził mnie również brak muzyki w filmie. Coś brzęczy w scenie barowej i podczas napisów końcowych, ale realizując film o Lobo można by przecież pokusić się o jakieś industrialne brzmienia, a może nawet poeksperymentować z klimatami retro? Konwencja komiksu daje nieograniczone możliwości, lecz autorzy wykazali się finezją godną udźwiękowienia Last Action Hero. Moim zdaniem Lobo i ciężki rock to zbyt proste skojarzenie.

Film oczywiście jest zmontowany, ale, jak mawiają: "tak krawiec kraje, jak mu materiału staje". Tam, gdzie jego ilość pozwalała na próbę budowania jakiejkolwiek atmosfery, tam pewne zabiegi się pojawiają (vide spotkanie Ważniaka i Króliczka Wielkanocnego). Ale już scena ataku na bazę, w której Lobo zabija kilka marnych elfów (swoją drogą skandalicznie bezkrwawo – gdzie jest legendarna, czarna, bisleyowska jucha?), wręcz zalatuje amatorszczyzną i brakiem dramaturgii.

Ekranizacja Lobo to koszmarna pomyłka. Wspaniały materiał komiksowy, niezła praca charakteryzacji i scenografii zostały zabite przez drewnianego aktora, beznadziejne zdjęcia oraz wyraźne braki w budżecie i wyobraźni. Wątpię, żeby film zrealizował ktoś, komu komiksy z Ważniakiem były obce, więc albo je zignorował, albo próbował wcisnąć Twardziela w konwencję teatru telewizji. Jakkolwiek było naprawdę, efekt w postaci filmu mówi sam za siebie.

Zobacz film na YouTube

Blog Wojtka 'prozaca' Anuszczyka
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Lobo: Portret bękarta
Sympathy for the Devil
- recenzja
Lobo. Wyzwolony #6
Szanowny Panie Lobo, part two
- recenzja
Lobo. Wyzwolony #4-5
Szanowny Panie Lobo...
- recenzja

Komentarze


Malkav
   
Ocena:
0
Btyniarki grał Zangiefa w Street Figtherze ;P
01-03-2008 15:09
~obi

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
grał jeszcze leatherfacea w "Texańskiej Masakrze" i syna chipa shrecka w "Batman Returns" .... w sumie z tego co mi wiadomo to ten filmik miał byś jako projekt z jakiejś szkoły filmowej (chociaz mogę się mylić)
01-03-2008 19:18
beacon
   
Ocena:
0
Super recka - to najważniejsze ;p A film kiedyś gdzieś, kurczę, widziałem...
01-03-2008 22:28
~Y

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Uhumn, totalna porażka, nie wiem dlaczego chciało Ci się tyle o nim pisać, o tym filmiku należy zapomnieć.
02-03-2008 11:04
Fomoraig
   
Ocena:
0
To ja moze odpowiem na to pytanie postawione w tytule. Ekranizacją zajęli się studenci filmówki, którzy ograniczeni byli przez fundusze, bo praktycznie robili to ze swojej keiszeni. Film ten był pracą dyplomową na zakończenie tejże uczelni, stąd też tak "marny" efekt...
02-03-2008 11:37
Prozac
   
Ocena:
0
@ Fomoraig. Wiem, wstęp do recenzji jest raczej zabiegiem stylistycznym niż częścią informacyjną.Scott Leberecht jakoś sobie radzi, kręcił różne "speciale" do filmów kinowych i chyba zrobił jeszcze jedną fabułę.

Studenci szkół filmowych nie finansują dyplomów z właśnej kieszeni, inna sprawa że pieniądze mogły być małe. Ale nie to jest największą wadą tej produkcji, o czym powyżej.
02-03-2008 13:36
Qball
   
Ocena:
0
Muszę zobaczyć. I odświeżyc komiksy z Lobo. Ale te stare Bisleya albo Studia Parente bo te innych autorów już nie powalają ani fabuła ani rysunkami.
02-03-2008 23:23
~Tygrysek Niewidomoco

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Veto!
Film widziałem wieki temu, gdy jeszcze był dostępny na jakiejś stronie i uważam, że jest świetny i doskonale oddaje ducha serii komiksowej! Przede wszystkim zapominacie, że komiksy o Lobo są z założenia pastiszem i parodią, a wiele z nich jest ilustrowanych specjalnie niechlujną kreską. Teatralne gesty? Amerykańskie komiksy bardzo mocno na tych gestach i `unisex- ciuchach` się opierają. Budżet to inna para kaloszy, ale od pracy dyplomowej `starwarsów` nie można oczekiwać :) A gra Bryniarskiego może nie powala, ale i w odbiorze nie przeszkadza.
Dla mnie ten film jest lepszy od `Batman: dead end`, bo zrobiono go z pasją i przymrużeniem oka.
08-03-2008 21:46
Prozac
   
Ocena:
0
@ Tygrysek.

Przede wszystkim zapominacie, że komiksy o Lobo są z założenia pastiszem i parodią, a wiele z nich jest ilustrowanych specjalnie niechlujną kreską.

Nie zapominam, natomiast pewien jestem że oddanie plastycznej atmosfery komiksów "Lobo" w filmie nie powinno polegać na rzeczywiście niechlujnym podejściu do zdjęć, które objawia się brakiem jakiegokolwiek charakteru.

Teatralne gesty? Amerykańskie komiksy bardzo mocno na tych gestach i `unisex- ciuchach` się opierają.

Co mają wspólnego teatralne gesty i unisex ciuchy? A co do rzeczonych gestów - czy Lobo podnosi rękę do góry i krzyczy "Up, up, and away"?

O gustach dyskutować nie mogę, ale z pełną odpowiedzialnością powiem, że "Batman: dead end" jest zrealizowany na poziomie, o którym "Lobo" może jedynie pomarzyć. I jest to kwestią nie tylko dziesięciokrotnie większego budżetu, ale także pewnego wyczucia :]

pozdrawiam
11-03-2008 23:29

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.