The Limits of Control

Autor: Krzysztof 'Azgaroth' Pietrzyk

The Limits of Control
Każdy film w reżyserii Jima Jarmuscha jest niezwykłym wydarzeniem. Dlatego też podchodziłem do The Limits of Control z dużym entuzjazmem. Dodatkową zachętą była świetna obsada, w tym jedna z moich ulubionych aktorek - Tilda Swinton. Gdyby tego było mało film utrzymany jest w stylistyce kina gangsterskiego. To nie mogło się nie udać. Niestety mój entuzjazm spotkał się z rzeczywistością i było to spotkanie dość bolesne.

Główny bohater ma do wypełnienia misję w Hiszpanii. Nie wiemy, na czym ma ona polegać, widz podąża za gangsterem od jednej osoby, z którą ma się skontaktować na miejscu, do drugiej. Przy okazji dostaje coraz to nowe informacje na temat zadania, które mają go doprowadzić do szczęśliwego zakończenia misji.

Fabuła najnowszego filmu Jarmuscha nie prezentuje się zbyt okazale. Bohater jeździ po Hiszpanii, słucha monologów swoich kontaktów (samemu nic nie mówiąc) i otrzymuje na kartce informacje dotyczące zadania, które natychmiast połyka, przez co dalej nie wiadomo, o co chodzi. Przez cały seans The Limits of Control kompletnie nic się nie dzieje. To co prawda nie zawsze jest zarzut, filmy bez natłoku akcji są równie ciekawe, ale musi je wypełniać jakaś treść. Tu zamiast niej możemy obserwować zwyczaje głównego bohatera: poranna gimnastyka, podwójne espresso (koniecznie w oddzielnych filiżankach), sen i tak przez cały film. Monologi napotykanych osób są bełkotliwe, puste i chyba tylko twórcy wiedzą, o co w nich chodzi. Zamiast treści dostajemy więc grafomanię, zamiast kina gangsterskiego - takie, w którym nie dzieje się nic. Można by to przeboleć, gdyby film zmierzał ku jakiemuś sensownemu zakończeniu, ale tak niestety nie jest, gdyż jest ono równie złe co cały film. Na szczęście The Limits of Control ratują odrobinę urzekające zdjęcia i widoki Hiszpanii. Scenerie są przepiękne, aż chciałoby się podróżować śladami bohatera. Powolna narracja, która doskonale koresponduje z obrazami spokojnej, malowniczej Hiszpanii, też ma pewien urok. Wreszcie aktorstwo, które stoi na bardzo wysokim poziomie, co w sumie nie jest zaskoczeniem, biorąc pod uwagę obsadę.

The Limits of Contol jako całość niestety rozczarowuje. Reżyser chyba zapomniał, że film to nie folder turystyczny i należałoby zapełnić go jakąś treścią. Jarmusch usilnie chciał coś przekazać, ale zrobił to w tak zagmatwany sposób, że trudno wywieść z filmu jakiekolwiek wnioski. Poza tym obserwowanie w niemal każdej scenie, jak bohater popija kawę w którymś momencie po prostu irytuje. Gdyby nie specyficzny, hipnotyzujący klimat, pewnie usnąłbym w połowie seansu, a tak choć jedna rzecz podtrzymywała moje skupienie. Osobom nieznającym twórczości Jima Jarmuscha polecam wcześniejsze, bardziej przyjazne widzowi filmy. Fani i tak pewnie obejrzą, ale ostrzegam, że pewnie się mocno rozczarują.