Sucker Punch [DVD]

Dziwniej znaczy lepiej? Czyli efekciarskie cacko Snydera

Autor: Kamil 'New_One' Jędrasiak

Sucker Punch [DVD]
Czy miewacie w życiu takie sytuacje, w których nagle do głowy przychodzi wam jakiś pomysł: na dialog, one-linera, jakiś gest, akrobatyczną sztuczkę, efekt specjalny, rozwiązanie fabularne, ujęcie – słowem, na cokolwiek, co waszym zdaniem mogłoby się sprawdzić w filmie? Czy nachodzi was takie chwilowe natchnienie, w którym już wyobrażacie sobie te kilka słów wypowiedzianych przez konkretnego aktora albo ten krótki układ choreograficzny, który zrealizowany z rozmachem, wyglądałby na ekranie na tyle rewelacyjnie, by zachwycić widzów? Ja tak czasami miewam. Tak na dobrą sprawę trudno stwierdzić, czy tego typu spekulacje są słuszne, bo przecież większość z nas nie tworzy filmów i nie wysyła swoich pomysłów do wytwórni filmowych. Nigdy więc nie przekonamy się, czy nasz wymysł faktycznie byłby tak świetny, jak nam się wydaje. Chyba, że ktoś związany ze światem kina wymyślił coś podobnego...

Zack Snyder to reżyser, który zasłynął remake'iem Świtu żywych trupów, oraz ekranizacjami komiksów 300 i Watchmen. Strażnicy (choć drugi tytuł należałoby określić bardziej precyzyjnie mianem powieści graficznej). Na całym świecie, na przestrzeni kilku lat zyskał sobie masę zwolenników i anty-fanów. Przez tych pierwszych postrzegany jest jako wizjoner i esteta, przez drugich zaś jako reżyser stawiający na efekciarstwo, którym tuszuje wszelkie braki w swoich filmach. I w zasadzie, obydwa stanowiska można bez trudu obronić, choćby na przykładzie Sucker Punch.

Jeśli odpowiedzieliście pozytywnie na pytania postawione we wstępie, film ten powinien być dla was co najmniej ciekawostką i choćby z tego powodu warto go obejrzeć. Tym bardziej, że kilka dni temu miał on swoją premierę na DVD w naszym kraju, więc ktokolwiek jeszcze go nie widział, ma ku temu świetną okazję. Jest to pierwszy w dorobku Snydera w pełni autorski film, niebazujący na żadnym konkretnym, sprawdzonym już tekście kultury. Reżyser opowiada w nim napisaną przez siebie historię, pełną drobnych, efektownych pomysłów – właśnie takich, jakie niekiedy przychodzą nam do głowy na przykład tuż przed snem, ale nie trafiają do notatnika. Zapewne stąd, pod adresem Sucker Punch wielokrotnie kierowano epitety pokroju "przepełniony akcją", "epicki", "niesamowity".

Zamiast jednak zdradzać od razu, jak oceniam ten film, pozwolę sobie na mały eksperyment. Spróbuję spojrzeć na ów obraz z dwóch skrajnie różnych perspektyw. Najpierw ocenię go z punktu widzenia sceptyka, następnie rzucę na niego bardziej przychylnym okiem.

Sceptyk Fajnie, że ktoś w Hollywood ma głowę do atrakcyjnych wizualnie (i nie tylko) scen czy ujęć. Fajność kończy się jednak w chwili, kiedy forma zaczyna przysłaniać treść, a fabuła Sucker Punch jest po prostu idiotyczna. Dziewczyna, która po rodzinnej tragedii, za sprawą manipulacji ojczyma, trafia do zakładu psychiatrycznego, gdzie bez porządnej diagnozy i kuracji skierowana zostaje na zabieg lobotomii? I mean, c’mon! Wtf?! Jakby tego było mało, Babydoll, bo tak ma na imię bohaterka (brawo za inwencję!), kreuje sobie w wyobraźni różne światy, w których ona i inne pacjentki są paniami do towarzystwa lub walczą ze steampunkowymi nazistami, ogromnymi samurajami, robotami i innym ustrojstwem? Dude, seriously! That can’t be that lame!. Najwyraźniej panienka nie bez powodu wylądowała w "psychiatryku", skoro "pod kopułą" kłębią jej się takie "schizy". Dobrze, ale dajmy sobie spokój z fabułą. Nie wypada wszak kopać leżącego, a historia wyraźnie leży... i kwiczy.

Przyjrzyjmy się formie filmu. Najkrócej rzecz ujmując, nie byłaby ona zła, gdyby nie dwa czynniki. Po pierwsze, film powstał w 2011 roku, czyli o jakieś pół dekady za późno jak na poziom efektów specjalnych, których w nim użyto. Są one po prostu mocno przestarzałe i gdyby nie dobra praca operatora i estetycznie interesujące elementy scenografii czy kostiumy (zakładając, że nie rażą nas banalnie seksistowskie stroje dziewczyn), byłaby kolejna porażka. Po drugie jednak, nawet te pozytywne, w gruncie rzeczy, elementy są wtórne, zwłaszcza jeśli miało się już do czynienia z wcześniejszymi filmami Snydera (niektóre ujęcia i sceny to wręcz kalki z Watchmen. Strażnicy).

Aby nie znęcać się już za bardzo nad tym filmem, wspomnę tylko o aktorstwie i muzyce. W zasadzie, o pierwszym nie za wiele można napisać, bo na dobrą sprawę nie uświadczymy go w filmie. Aktorstwo to coś więcej niż strojenie min, a młode aktoreczki zatrudnione do ról pacjentek zakładu właśnie tyle tylko potrafią. Każda z nich ma tak drewnianą twarz, tak ograniczoną mimikę, że można odnieść wrażenie, że ogląda się animowane laleczki o mocno przesłodzonym wyglądzie. Nieco lepiej przedstawia się kwestia ścieżki dźwiękowej, w której usłyszymy parę interesujących piosenek, w tym kilka udanych coverów. Problem polega na tym, że jest ich dosłownie kilka i można odnieść wrażenie, że po wydaniu całej kasy na efekty specjalne i obsadzenie w najważniejszych rolach kilku ślicznotek dobrze znanych dzisiejszym nastolatkom, zabrakło pieniędzy na wykupienie licencji na większą ich ilość.


Zwolennik Przesadzony! – to słowo, użyte wraz z wykrzyknikiem, najlepiej oddaje charakter Sucker Punch. Zack Snyder postanowił zebrać parę świetnych pomysłów, które połączył w jedną całość. Niezwykle eklektyczną, różnorodną, efektowną, kunsztowną i oryginalną całość, stanowiącą hybrydę wielu gatunków i estetyki zaczerpniętej z kilku mediów. Spoiwem tego nietuzinkowego utworu jest charakterystyczny, rozpoznawalny dziś z łatwością styl rzeczonego reżysera. W efekcie, widzowie otrzymali bardzo dziwny – w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu – twór, który jednocześnie zachwyca i w pewnym sensie niepokoi, na pewno jednak zapada w pamięć i nie pozostawia obojętnym.

W pierwszej kolejności na parę słów komentarza zasługuje niecodzienna fabuła. Skupia się ona na losach Babydoll (w tej roli urocza Emily Browning), która będąc świadkiem okrucieństwa swojego ojczyma, postanawia uciec z domu. Trauma spowodowana przez bestialskie zachowanie mężczyzny, ułatwia mu tylko uknucie intrygi, mającej doprowadzić do uznania dziewczyny za chorą psychicznie oraz pozbawienia jej wspomnień i świadomości poprzez zabieg lobotomii. Bohaterka, zainspirowana słowami zatrudnionej w ośrodku psychiatrycznym Madame Gorski (gra ją, najwyraźniej lubiana przez reżysera, Carla Gugino, która pojawiła się także w Strażnikach), kreuje w swojej wyobraźni złożoną alternatywną rzeczywistość, przysłaniającą mentalnymi metaforami autentyczne zjawiska.

W tym miejscu należy wspomnieć w paru zdaniach o tym wyobrażonym świecie, a w zasadzie światach. Snyder stosuje bowiem w swoim filmie tak zwaną kompozycję szkatułkową, w której kolejne „poziomy” rzeczywistości istnieją w ramach innych, niczym mniejsze szkatułki umieszczone w jednej większej. W Sucker Punch mamy do czynienia: ze światem autentycznym, w którym Babydoll trafia do zakładu psychiatrycznego; z wyobrażeniowym światem, w którym wraz z innymi pacjentkami jest ona panią do towarzystwa (na tym poziomie bohaterki planują ucieczkę); oraz z czterema, inicjowanymi za pomocą tańca wykonanego we wspomnianym sztucznym świecie, fantastycznymi uniwersami, w których w epicki sposób ukazane są zadania konieczne do wykonania przed ucieczką.

Skoro już przy zadaniach jesteśmy, uwidaczniają one szczególnie mocno pewną konieczną do zaakcentowania cechę fabuły Sucker Punch. Mianowicie, jest ona pretekstowa, celowo uproszczona i sprowadzona do niezbyt klarownych schematów. Te ostatnie zaczerpnięte są głównie ze świata gier komputerowych – i tak na przykład plan ucieczki składa się z kilku etapów, które przypominają znane z gier questy.

Odniesienie do tej branży znajduje również swoje przełożenie na kojarzoną z interaktywną rozrywką, a zwłaszcza ze starszymi tytułami, niespójną i niekompletną logiką, wyczuwalną przede wszystkim w motywacjach postaci i ich dialogach. Szczególnie widoczne jest to w scenie tworzenia planu ucieczki, kiedy głównym zmartwieniem Sweet Pea są w pierwszej kolejności sposoby zdobycia poszczególnych artefaktów, nie to, do czego mają się one przydać. Reszta bohaterek również nie zastanawia się później, dlaczego właściwie narażają swoje bezpieczeństwo, mając w głowach jedynie mglistą wizję ucieczki. To jednak nie tyle błąd scenariuszowy, co świadoma stylizacja, która nie wszystkim widzom musi jednak przypaść do gustu.

Z "questowym" uporządkowaniem fabuły wiąże się też epizodyczna konstrukcja filmu. Ta, w połączeniu z charakterystycznym stylem wizualnym, obfitującym w spowolnione ujęcia, wyraźne kontrasty kolorystyczne i dynamiczny montaż, przywodzi na myśl estetykę wideoklipu. Skojarzenie to potęguje niezwykle interesujące wykorzystanie ścieżki dźwiękowej, na które zresztą twórcy zwracają uwagę w wywiadach załączonych do wydania DVD w menu dodatków. Mianowicie, poszczególne utwory stanowią bardzo dosadny, dopasowany komentarz do sytuacji zaprezentowanej w poszczególnych scenach, stanowiąc integralny, istotny element narracji, nie mniej ważny niż obraz czy dialogi postaci.

Pisząc o elementach formalnych należy zaznaczyć, że choć początkowo niektóre elementy, jak na przykład duża ilość komputerowej animacji czy – przede wszystkim – występujące z niemałą częstotliwością przeskoki pomiędzy poszczególnymi światami mogą wywoływać wrażenie lekkiej dezorientacji lub dyskomfortu, dość szybko można do tego przywyknąć. Kiedy wreszcie odnajdziemy się w tej konwencji, wszystko okazuje się bardzo klarowne, przejrzyste i proste. Uwaga ta dotyczy zresztą także strony fabularnej, ponieważ już po kilku chwilach można "nauczyć się" pewnych powtarzających się układów zdarzeń i funkcji postaci, których (konsekwentnie względem reszty aspektów – proste i schematyczne) charaktery zarysowane są bardzo wyraźnie. Siłą rzeczy, aktorstwo sprowadza się do bardzo przerysowanej ekspresji, za pomocą której oddano typy bohaterów.


Jak więc widać, odbiór filmu może być bardzo różnorodny. Szczerze powiedziawszy, mam problem z ustawieniem się w odpowiednim miejscu na szali sympatii względem Sucker Punch. Mając jednak na uwadze wyraźnie celowe uproszczenia i w pełni świadomą "przesadzoną" stylizację filmu, bliżej mi chyba do stanowiska, które określiłem powyżej jako Zwolennik. Tym bardziej, że od strony wizualnej, najnowszy film Snydera jest naprawdę świetnie wykonany – i nie chodzi tu tylko o efekty specjalne, które same w sobie są dość standardowe, ale o doskonałe wyczucie obrazu, przejawiające się w zastosowanych temperaturach barwnych, rewelacyjnych zdjęciach i równie dobrych pomysłach na poszczególne elementy świata przedstawionego (jak choćby steampunkowi naziści, z ran których wylatuje sprężone powietrze).

Nie da się ukryć, że droga obrana przez twórców nie wszystkim musi przypaść do gustu. Poza tym, nie obeszło się bez kilku pomniejszych wad, które nawet w tak pastiszowym filmie mogą razić, wśród których wyróżnić można grę aktorską części obsady (Vanessa Hudgens, Jamie Chung) sprowadzającą się niemal do poziomu drewnianych kukiełek, chwilami niezbyt komfortowo prowadzoną narrację i wtórność, zarówno w warstwie fabularnej, jak i formalnej. Sucker Punch po prostu nie jest w stanie zaskoczyć w zbyt wielu kwestiach, zwłaszcza tych widzów, którzy znają wcześniejsze dokonania Zacka Snydera. Czy jednak oryginalność jest cechą konieczną, czy wręcz możliwą w dzisiejszym kinie? Odpowiedź pozostawiam wam samym.

Tym niemniej, niezależnie od wszelkich "za" i "przeciw" uważam, że warto zobaczyć Sucker Punch – choćby po to, aby przekonać się, z jak wielkim nagromadzeniem rozmaitych, pozornie zupełnie niekompatybilnych, ale doskonale współgrających elementów, z jakim przepychem można mieć do czynienia w obrębie jednego filmu. Jeśli spodoba wam się ten specyficzny nastrój i estetyka, na krążku DVD znajdziecie dodatkowo animowane prequele do głównej historii, osadzone w czterech krainach fantasy, w których bohaterki wykonują swoje questy: Feudalni Wojownicy, Okopy, Smok i Odległa Planeta. Uzupełniają one wizję świata przedstawionego i dodają nieco głębi historii opowiedzianej w filmie. Nie wspominając już o tym, że poszerzają bogactwo stylistyczne całości, jeśli potraktujemy je jako integralną część Sucker Punch pojmowanego jako projekt artystyczny.