Saga Zmierzch: Przed świtem cz.2

Młodzi, lśniący i bogaci

Autor: Marigold

Saga Zmierzch: Przed świtem cz.2
Uwaga, tekst zdradza elementy fabuły.

Mam koleżankę, która jest wielką fanką Zmierzchu, a że jest przy tym matką dziecka małoletniego i pracuje, czasu ma tyle, co kot napłakał. W związku z niedawnymi sukcesami zawodowymi ustaliłyśmy, że czas się spotkać, a że świętowanie z ogórkiem kiszonym i śledziem nie wchodziło w grę, koleżanka zapytała: "A może na Zmierzch?" I tak wylądowałam na drugiej części Przed świtem.

Szczęśliwie dotarliśmy do końca opowieści. Błyszczący Ed ożenił się z ciamajdowatą Bellą i bez zwłoki poczęli potomka płci żeńskiej, co niemal pozbawiło ludzkie dziewczę życia, więc zdesperowany małżonek postanowił ją uratować i sprawił, że także ona zaczęła lśnić. Wierny wilkołak Jacob trwa u boku rodziny, dbając teraz głównie o bezpieczeństwo dorastającej błyskawicznie dziewczynki. Sielankę pod hasłem: "jesteśmy piękni, wiecznie młodzi i bajecznie bogaci" przerywa przypadkowy gość, wampirza kuzynka, Irina, która posądza Cullenów o największą zbrodnię - stworzenie nieśmiertelnego dziecka i donosi o popełnieniu przestępstwa czyhającemu na tę okazję królewskiemu rodowi Volturi.

Przyznaję uczciwie, że Zmierzch mnie niesamowicie bawi i sprawia, że odpoczywam - nie muszę myśleć, więc nie traktowałam wycieczki do kina niczym wywózki na Syberię. Minusy serii pozostały bez zmian. Są powłóczyste spojrzenia czy chwytające za serce wyznania, które nieodmiennie powodują wybuch śmiechu połączony z uczuciem zażenowania. Mój faworyt to: "Mamy teraz tę samą temperaturę" - jak uroczo(!), aż żal, że nie chorujemy razem na grypę. Nic nie poradzę na to, że nie jestem sentymentalna i perypetie uczuciowe Belli i Eda mnie nie wzruszają.

Ale, ale! Jest lepiej niż było - mogę nawet powiedzieć, że to najlepsza część serii. Wygląda na to, że reżyser przestał się bać, że odbiorą mu możliwość zarobienia kolejnych talentów. W Przed świtem znajduje się kilka sekwencji z założenia parodystycznych. Twórcy wyśmiali zwyczaj prezentowania przez Jacoba kaloryfera na brzuchu. Kiedy ujawnia szeryfowi Charliemu wilczą naturę, wykonuje mało pociągający striptiz. Szansę zagrania maksymalnie przerysowanej postaci wykorzystuje Michael Sheen - a oczy jego Aro płonęły i płonęły czerwienią. Element parodii uzupełniają wampiry z Rumunii, określane jako "Drakula jeden" i "Drakula dwa". Znana ze zwiastuna scena, w której boski Ed wykorzystuje małżonkę jako pocisk, także wpasowuje się w ten klimat.

W ostatniej odsłonie Zmierzchu znalazło się miejsce na jedną naprawdę udaną scenę i kilka niezłych postaci. Rodzina Cullenów zajmuje tym razem nieco mniej miejsca, ustępując pola nowym bohaterom. Z obawy przed Volturi Ed i spółka wyruszają na poszukiwanie sojuszników. Niemal każdy uzbrojony jest w dary: panowanie nad żywiołami, oślepianie, rażenie prądem, ba, nawet Bella odkrywa jeden u siebie - tworzy tarczę, która chroni drużynę "tych dobrych".

Na plus wyróżnia się Alistair, grany przez Joe Andersona (Across the Universe), pospolity tchórz, który niczym Kasandra zwiastuje klęskę i wiecznie szuka schronienia. Najbardziej w pamięć zapadł mi jednak Garrett. Lee Pace tym razem nie zajmuje się ożywianiem zgniłych truskawek, pszczółek i trupów jak w Gdzie pachną stokrotki, bo sam jest martwy, ale jako doświadczony wojak zna się na taktyce i snuje gawędy. Jest też centralną postacią najlepszej sceny w Przed świtem. Kiedy sojusznicy Cullenów przygotowują się do ostatecznej bitwy, płonie ognisko, szumią knieje, wampirzy wojownicy zaczynają opowiadać historie o walkach, w których uczestniczyli. Garrett wspomina, że brał udział w każdej amerykańskiej wojnie, na co wtrącają się Irlandczycy, twierdząc, że nikt nie robi takich powstań jak mieszkańcy Irlandii.

Technicznie jest nieźle - ładna czołówka, muzyka Burwella, której ciężko cokolwiek zarzucić, końcówka podsumowująca wszystkie części w prezencie dla fanów. Efekty nie są nadzwyczajne, ale bolą tylko w scenach przedstawiających dziecko - raz wygląda jak lalka, a innym razem, w wizji Alice, jak kosmitka z niezwykle długimi kończynami i pociągłą twarzą.

Nie jest dobrze, bo nie może być, ale jest całkiem nieźle. Było trochę żenująco, momentami dość zabawnie, ale cieszę się, że zostałam zaproszona do kina. Nie chciałabym wydawać na seans Zmierzchu zarobionych własnymi rękami pieniędzy.