[Rec]

Strach hiszpańskie ma imię

Autor: Marcin 'malakh' Zwierzchowski

[Rec]
Za materiał promocyjny hiszpańskiego horroru [Rec] posłużyły nagrania reakcji widowni podczas pokazów przedpremierowych w ojczyźnie twórców. Kilka osób krzyknęło, większość się krzywiła, a co bardziej bojaźliwi odwracali wzrok – niemniej prasa (niewątpliwie inspirowana przez producentów) rozdmuchała to do granic, pisząc o omdleniach, opuszczaniu sali i tym podobnych (bynajmniej, nic takiego nie widziałem). Sprawiło to, że na seans wybrałem się raczej z obowiązku (nie lubię skreślać filmów już na starcie), oczekując kolejnej krwawej jatki, z durnowatymi bohaterami i jeszcze głupszymi monstrami w rolach głównych. Tymczasem okazało się, że otrzymałem może nie kawał, ale na pewno sporą dozę dobrego kina grozy.

Pomysł na film opiera się na motywie paradokumentu: bierzemy kamerę i udajemy, że wszystko stanowi relację z autentycznych wydarzeń, a potem ktoś odnajduje nagranie na miejscu tragedii. Małe déjà vu, prawda? Powtórka z The Blair Witch project czy Witajcie w dżungli. Tak więc, Angela i kamerzysta Pablo wybierają się do remizy, gdzie mają nadzieję zebrać materiały do nocnego programu Kiedy ty śpisz. Zwiedzają budynek, poznają strażaków, oglądają sprzęt i małe muzeum – krótko mówiąc, nudzą się niemożebnie, z utęsknieniem czekając na dźwięk alarmu (mają zezwolenie na towarzyszenie strażakom podczas interwencji). Gdy w końcu do ich uszu dobiega utęskniony sygnał, zrywają się czym prędzej i, wraz z Alexem, Manu i ich przełożonym, jadą do starej kamienicy, w której pewna staruszka utknęła w swoim pokoju. Na miejscu czeka już dwóch policjantów, rozwrzeszczany tłumek lokatorów budynku… i coś jeszcze.

Ogólnie rzecz biorąc, historia prosta jak konstrukcja cepa: to coś ich goni, czai się w mroku, a oni nie mogą opuścić budynku. Owszem, na samym końcu twórcy postanowi nieco się wysilić i lekko uchylili rąbka tajemnicy, dotyczącej źródła zła, ale tak naprawdę było to niepotrzebne, bo przekombinowali. Pod względem zarysu fabularnego mamy do czynienia z powtórką z rozrywki. Większość horrorów opiera się przecież na schemacie pogoni straszliwego potwora za ofiarą, niemniej niewątpliwą zaletą [Rec] jest fakt, iż w jego przypadku pomysł paradokumentu się sprawdził.

Dzieło Hiszpanów pozwala widzowi uwierzyć, że ogląda relację z autentycznych wydarzeń. Na pewno przysłużył się temu fakt, iż filmowcy dbali o realizm (żadnych herosów, panika, czysta walka o przetrwanie), stawiając na prostotę i nie faszerując horroru na siłę gwałtownymi scenami. Nie efekciarskość, tylko efekt. Gdybym miał to zwięźle podsumować, powiedziałbym: "nic na siłę". Krwi dużo, ale bez przesady, trochę makabrycznych ujęć, ale nie aż tyle, żeby zniesmaczyć widza oraz skupianie się nie na aktach przemocy, tylko na relacji z ucieczki – dzięki czemu podczas seansu wczuwamy się w atmosferę filmu i dzięki czemu się boimy. Na bohaterów [Rec] nie patrzy się jak na grających swe role aktorów (no, może na początku, w scenach w remizie), tylko jak na autentyczne postacie, przez co są nam bliżsi, udziela się nam ich strach. Kluczowy był fakt, iż obsada grała naturalnie (z wyjątkiem Azjatki i matki dziewczynki). Nieco irytująca była Manuela Velasco (Angela), ale za to pozytywnie wyróżniał się Ferrán Terraza (Manu).

Co ważne, podczas gdy w przypadku The Blair… kamerowanie z ręki było dla mnie denerwujące, tak w [Rec] praktycznie nie zwracałem na to uwagi. To, że niekiedy nie wszystko było widać, stanowiło zaletę, bo budowało atmosferę grozy (znowu równowaga – pokazano nam tyle, ile należało pokazać). Szczególnie w końcowych scenach, z użyciem trybu nocnego - aż ciarki przechodzą po plecach.

Podsumowując, [Rec] stanowi dla mnie miłą niespodziankę. Ostatnio bałem się na horrorze gdy byłem mały (przerażał mnie Xenomorph z Obcego i Freddy Krueger), a większość obecnie kręconych filmów grozy bardziej mnie irytowała niż napawała lękiem. Prościej mówiąc: Hiszpanie nie gęsi, swoje monstra mają, a co ważne, to, co przeraża widzów z Półwyspu Iberyjskiego, przeraziło i mnie (no, może nie przeraziło, ale dreszczyk był). Polecam film każdemu, kto ma dość amerykańskich produkcji rodem z mikrofalówki (notabene, kręcą oni remake hiszpańskiego dzieła, który wyjdzie pod tytułem Kwarantanna). Nie czekajcie, aż hamburgerożercy wypuszczą do kin swoją wersję, idźcie na oryginał!