Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka

Istna skrzynia skarbów

Autor: Scelton

Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka
Filmów o piratach w historii kina było wiele. Korsarze z produkcji takich jak Wyspa skarbów, Kapitan Blood czy też Karmazynowy pirat weszli w kanon filmów o morskich buntownikach. W 1995 roku Renny Harlin zrealizował kolejną Wyspę Skarbów – wysokobudżetowe kino akcji. Osiem lat później do kina trafiła prawdziwa perełka w swoim gatunku. Mowa tu oczywiście o obrazie Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły, który odniósł niespodziewany sukces i zyskał przychylność publiczności. Nie trzeba było długo czekać, aby na afiszach kin zagościła kontynuacja przeboju z 2003 roku. I tak oto minęły trzy lata oczekiwania, a na horyzoncie pojawił się film zapowiadany jako hit tego lata - Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka. Produkcja skazana na sukces od samego początku. Pytanie jednak, czy nie dotknie jej klątwa sequeli?

Akcja nowych Piratów rozpoczyna się kilka miesięcy po zakończeniu pierwszej części. Zakochani Elizabeth Swann i Will Turner trafiają do więzienia za pomoc udzieloną swemu przyjacielowi. Kompania wschodnio - indyjska daje im szansę oswobodzenia, jeśli zdobędą dla nich busolę Jacka Sparrowa. Tymczasem nad kapitanem Czarnej Perły zbierają się ciemne chmury. Otóż musi on spłacić dług zaciągnięty trzynaście lat temu u Davy’ego Jonesa, kapitana Latającego Holendra. Jedynym wyjściem jest odnalezienie tytułowej Skrzyni Umarlaka, która może uratować jego duszę. Wkrótce losy Jacka połączą się ze zbiegłymi z więzienia Willem i Elizabeth. Wraz z nimi i swoją oddaną załogą wyrusza w drogę, z której może już nigdy nie wrócić.

Na początku trzeba zaznaczyć, że Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka są obrazem o wiele mroczniejszym i mniej realistycznym od swojego pierwowzoru. Mamy w nim więcej magii i elementów fantastycznych. Spoiwem wiążącym obie produkcje jest natomiast postać głównego złego, który tak jak w filmie Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły stoi na drodze naszej wesołej załodze. W części pierwszej był to kapitan Barbossa, tutaj zaś mamy do czynienia z Davym Jonesem, kapitanem Latającego Holendra. Tym razem na pierwszy plan wyszły relacje między bohaterami, co nie znaczy oczywiście, że w Piratach... nie odnajdziemy dynamicznych scen. Nadal jest to sprawne kino akcji z elementami romansu i typowymi smaczkami z pirackich produkcji. Sama fabuła filmu Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka jest trochę zagmatwana. Reżyser Gore Verbinski zasypuje nas kilkunastoma wątkami, które z czasem sprawnie łączy jednak w logiczną całość.

W głównych rolach ponownie zobaczymy trojkę znanych nam z pierwszej części Piratów aktorów - Orlando Blooma, Keirę Knightley oraz Johnnego Deppa. Różnica polega na tym, że w porównaniu do pierwszej części filmu, nasza para zakochanych odegra większą rolę niż w obrazie Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły. Akcja nie skupi się wyłącznie na Jacku Sparrowie, jednak Johnny Depp i jego postać są niewątpliwym filarem tej produkcji. Brawa należą się również dla Keiry Knightley. Co najważniejsze, jej kreacja wzbudziła we mnie pozytywne emocje, a nawet śmiech. Na tym tle postać kreowana przez Orlando Blooma wypada znacznie gorzej. Nie jest to rola zadziwiająca, a według mnie, nawet najsłabsza w filmie. Will nie wyróżnia się niczym prócz sucho recytowanych, epatujących patosem, dialogów.

Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka to obraz, w którym tak naprawdę nie można pominąć ani jednej postaci. Każdy ma wkład w tą magiczną przygodę. O każdym trzeba wspomnieć. Były komandor Norinngton, kapitan Latającego Holendra, lord kompanii wschodnio – indyjskiej i para dwóch niezbyt rozgarniętych piratów porównywanych do Flipa i Flapa – Pintel i jednooki Ragetti. Bez tych postaci z pewnością nie byłby to już ten sam film.

Wspaniałą atmosferę produkcji Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka tworzą nie tylko aktorzy i sama opowiedziana historia. Warto wspomnieć również o bardzo dobrych zdjęciach i efektach specjalnych, których zresztą zobaczymy aż osiemset. Do tego dochodzą jeszcze znakomite sceny walki i piękne okręty – Latający Holender i karaka o czarnych żaglach. Dzieła dopełnia muzyka skomponowana przez Hansa Zimmera. Co prawda nie jest zachwycająca, a kompozytor w swojej karierze tworzył lepsze ścieżki dźwiękowe, ale i tak dodaje smaku.

Zakończenie nowych Piratów to okrutne, hollywodzkie wręcz zagranie mające na celu zwiększenie oglądalności i postawienie widza w stan niepewności. Film skończył się w miejscu, gdzie akcja miała rozpocząć się nowo, w miejscu, w którym miałem nadzieję, że to nie koniec zapierających dech w piersiach przygód. Niestety dalszy ciąg losów naszych bohaterów zobaczymy dopiero za rok, mimo że druga i trzecia część produkcji była kręcona w tym samym czasie. Czy Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka uniknęli klątwy sequeli? Według mnie tak. Nie jest to film gorszy od swojego pierwowzoru, ale czy lepszy? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam po wizycie w kinie, bo jak wiadomo De gustibus non est disputandum.