Pan Peabody i Sherman

Czy tych wisienek na torcie nie jest za dużo?

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Pan Peabody i Sherman
Pan Peabody i Sherman to najnowsza propozycja DreamWorks, wytwórni słynącej ze znakomitych animacji skierowanych do całych rodzin. Już od ponad dekady jej animacje podnoszą poprzeczkę dla innych produkcji bardzo wysoko, często wyznaczając trendy na kolejne lata. Niniejszy obraz w założeniu ma kontynuować obrany przez studio kierunek, ale czy tak się stało, o tym poniżej.

Opowiedziana historia jest całkiem pomysłowa. Pan Peabody, super inteligentny pies, laureat Nagrody Nobla, twórca wehikułu czasu i jednocześnie persona ciesząca się powszechnym uznaniem i szacunkiem, wychowuje ludzkie dziecko. Zadanie niełatwe, albowiem taki układ pies-człowiek łamie wszelkie utarte konwenanse. Młody Sherman z tego powodu szybko staje się pośmiewiskiem w szkole, co prowadzi do konfliktu z koleżanką z klasy – Penny Peterson – oraz sprowadza na kark Pana Peabody'ego kuratora sądowego, zamierzającego odebrać mu dziecko. W konsekwencji, Peabody zmuszony jest do organizacji wieczoru pojednawczego, ale sytuacja przybiera nieoczekiwany obrót w momencie, gdy dzieci postanawiają skorzystać z możliwości oferowanych przez wehikuł czasu. Rozpoczyna się szalona przygoda, rozgrywająca się w różnych epokach historycznych.

Wykreowani przez twórców filmu bohaterowie mają szansę z miejsca stać się pupilami najmłodszej części widowni. Pełniący funkcję ojca zwierzak to osobnik nie tylko nad wyraz mądry, ale i poczciwy, w dodatku pełniący funkcję mentora oraz pośrednio narratora. Z kolei Sherman to dzieciak, jakich wiele w bajkach. Z tłumu wyróżnia go jedynie olbrzymia wiedza o otaczającym świecie. Komplet bohaterów uzupełniają rówieśniczka chłopca, czyli wymieniona już Penny Peterson, oraz pełniąca funkcję czarnego charakteru, wspomniana wyżej kurator – Panna Grunion. Co więcej, historia relacji pomiędzy dziećmi niczym nie różni się od typowego dla obranej konwencji układu. Z początku wrogo nastawione do siebie, w sytuacji wyższej konieczności nawiązują współpracę, a z biegiem czasu nawiązuje się między nimi przyjaźń. Motyw już wyeksploatowany, aczkolwiek – z punktu widzenia fabuły oraz grupy docelowej – zrozumiały.

Źródło: FilmWeb

Na uwagę zasługuje znakomicie zrealizowany polski dubbing, a zwłaszcza trafny dobór aktorów użyczających głosu postaciom. Ze swych ról znakomicie wywiązali się przede wszystkim Artur Żmijewski, Franciszek Dziduch, Pola Bychawska oraz Monika Pikuła. Podłożone przez nich głosy brzmią bardzo wiarygodnie i doskonale pasują do bohaterów filmu.

Twórcy utworu postawili przed sobą bardzo ambitne zadanie. Dynamiczna akcja i uniwersalne wartości, takie jak przyjaźń, odpowiedzialność czy empatia to tylko część oferty skierowanej dla najmłodszych widzów. Równie istotne są walory edukacyjne, które w założeniu mają stanowić najbardziej wartościową część obrazu. W trakcie podróży w czasie główni bohaterowie odwiedzą Paryż doby Rewolucji Francuskiej, starożytny Egipt, Troję oraz renesansową Florencję. Na ekranie pojawią się, pośród wielu innych słynnych osobistości, m.in. Robespierre, Tutenchamon, Agamemnon, Leonardo da Vinci oraz Jerzy Waszyngton. Każda wizyta pociąga za sobą nie tylko jakąś przygodę, ale także dostarcza masę mniej lub bardziej skrzętnie zakamuflowanych informacji o okresie, w którym aktualnie toczy się akcja.

Jednak to, co z jednej strony stanowić ma główny walor animacji, jest jednocześnie jej piętą achillesową. Wartka akcja w połączeniu z masą informacji oraz ciekawostek w efekcie daje zjawisko, które można porównać do szybkiego przekartkowania komiksu. Kadry następują po sobie błyskawicznie, co sprawia, że choć z jednej strony są ciekawe, to z drugiej – tylko przelotnie zatrzymują się w świadomości odbiorców. Dziewięcioletnia córka zaraz po seansie pamiętała jeszcze co nieco z masy informacji, którymi została uraczona (kojarzyła przede wszystkim główne postaci historyczne), jednakże następnego dnia pozostało tylko wspomnienie bardzo ciekawej i zabawnej bajki, której głównymi bohaterami są uroczy pies oraz jego ludzki wychowanek, przeżywający pasjonujące przygody.

Oczywiście jest to zrozumiałe z perspektywy dziecka, ale chyba nie takie były intencje twórców. W mojej opinii obraz zawiera zbyt dużo skondensowanej treści, która szybko ulega zapomnieniu. Tym samym Pan Peabody i Sherman stracił swój zasadniczy walor, mający szansę wyróżnić ów tytuł spośród wielu innych produkcji dla dzieci. Konkluzja, przychodząca mi do głowy po seansie stanowi dobitne przypomnienie założenia, iż "lepsze jest wrogiem dobrego".

Źródło: FilmWeb

Niewątpliwie jednak bajka spodoba się najmłodszym. Na wskroś urocza opowiastka o relacji między psem a człowiekiem, uzupełniona o równie ckliwy wątek rodzącej się między chłopcem a dziewczynką przyjaźni, to klucz do sukcesu, zdający egzamin także i w tym przypadku. Od strony technicznej animacja prezentuje się bez zarzutu, ale i nie wytycza żadnych nowych kierunków. To po prostu solidna produkcja. Tym niemniej należałoby zadać pytanie: czy tylko tyle oczekujemy od DreamWorks, które przyzwyczaiło nas do wysokiego poziomu?

Warto także zauważyć, iż zgodnie z obecną konwencją realizacji filmów animowanych, także dla starszej części widowni przygotowano szereg gagów opierających się na grze słów oraz kalamburach. Niestety większość z nich to przysłowiowe "suchary", na tle których wyróżnia się zaledwie kilka żartów autentycznie zabawnych. Stanowi to zresztą kolejną kroplę w rzece spychającej tę produkcję w odmęty przeciętności. A może raczej nie przeciętności, co straconych szans, albowiem Pan Peabody i Sherman mógł stać się historią wybitną, a zamiast tego już niedługo popadnie w niepamięć, ginąc w natłoku łatwiejszych w odbiorze, a także bardziej widowiskowych lub choćby zabawniejszych pozycji.