Nasze magiczne Encanto

Oskarowa produkcja Disneya

Autor: Szymon 'Kaworu92' Brycki

Nasze magiczne Encanto
Praktycznie każdego roku Disney publikuje nowe filmy, które z miejsca trafiają do serc najmłodszych. Praktycznie zawsze mamy do czynienia z czymś, co jest pięknie zanimowane i o czym można porozmawiać z dziećmi. W roku 2021 producent wypuścił do kin Encanto, znane w Polsce jako Nasze magiczne Encanto. Film dostał Oskara jako najlepsza animacja roku. Przyjrzyjmy się, o czym traktuje i jakie wartości sobą prezentuje.

50 lat temu w Kolumbii żyli Abuela i Pedro Madrigalowie z dziećmi. Niestety, siły zbrojne i ich atak zmuszają ich, by szukali schronienia poza swoim miastem, wraz z innymi uchodźcami. Gdy militia do nich dociera w trakcie ucieczki, Pedro poświęca się, by dać rodzinie choć cień szansy na przeżycie. To w tym momencie świeca, którą oświetlali sobie drogę, zaczyna płonąć magicznym blaskiem. Ofiara Pedra nie tylko powstrzymała atak, ale także dała Abueli i jej potomstwu magiczny dom Casitę, dbający o ich potrzeby, a również, co ważniejsze, magię, którą potomkowie Madrigalów mieli otrzymywać w swoje piąte urodziny. W ten sposób zaczęła się saga ludzi, którzy postanowili wykorzystywać swoje niezwykłe moce, by pomóc osadnikom, którzy uciekali razem z Abuelą i założyli tytułowe Encanto.

Niestety, główna bohaterka Naszego magicznego Encanta, Mirabel, w swoje piąte urodziny nie otrzymała żadnej mocy, czego dowiadujemy się w dosyć zabawnej konkluzji piosenki otwierającej akcję (Rodzina Madrigal, prezentująca dary wszystkich członków rodziny). Mirabel czuje się nie na miejscu, żałuje, że nie ma magii i nie jest taka jak jej krewni, a jednocześnie bardzo ich kocha i jest w stanie zrobić wszystko, by ich uszczęśliwić i zasłużyć na ich pochwałę. Gdy lata później Mirabel widzi, jak Casita się rozpada. Choć do chwili, gdy udaje się jej poinformować resztę biesiadników, wszystko wygląda po staremu, to młoda kobieta podejmuje decyzję – odkryje, czemu ściany jej domu pękają, ocali blask świecy, która daje im moc, i zbawi swoją rodzinę od okrutnego losu. Cały film dokumentuje te starania.

Jeśli chodzi o to, co widzimy na ekranie i słyszymy podczas seansu kinowego, to produkcja Disneya nie pozostawia niczego do życzenia. Encanto jest przepięknie zanimowane, projekty postaci, tła – wszystko tutaj jest piękne. Mi najbardziej przypadła do gustu Mirabel i to, jak wygląda – jej sukienka, okulary, fryzura sprawiają pozytywne wrażenie i ciężko nie kibicować tak zgrabnie ukazanej postaci. Jeśli chodzi o piosenki, to jest bardzo dobrze. Praktycznie każdy utwór z soundtracku ma "to coś". Myślę, że bardzo ciężko jest tutaj różnicować musical pod względem utworów na "lepsze" i "gorsze", gdyż absolutnie każda piosenka jest świetna. Muszę zwłaszcza skomplementować Dos Oruguitas, bodaj najpiękniejszą, najsmutniejszą i najbardziej emocjonalną piosenkę w całym musicalu. Sama w sobie była bardzo dobra, ale umiejscowienie i osadzenie jej w filmie, animacja, która jej towarzyszyła, ładunek emocjonalny całej sceny... Myślę, że jest duża szansa, że w wiele lat po premierze ta konkretna scena będzie wspominana tak samo, jak najsłynniejszy moment z Króla Lwa. To jest po prostu tak dobre!

Mam też wrażenie, że Nasze magiczne Encanto zrywa z pewną tradycją Disneya. Jeśli porównamy ten film z klasyką jak choćby Król Lew, Piękna i Bestia lub Aladyn, to widzimy znaczącą różnicę. W dawnych produkcjach zawsze był jakiś Wielki Zły, któremu protagoniści musieli się przeciwstawić. W Encanto zagrożenie jest trudniejsze do zdefiniowania, jest niejako tajemniczej natury, powiązane z tym, iż nikt tak naprawdę nie wie jak w zasadzie działa magiczna świeca Abueli i dary, które ona przynosi rodzinie. I nie, nie twierdze, że to pierwszy taki film tej wytwórni, ale dalej, jest to coś, co jest relatywnie nowe w światach tworzonych przez Disneya.

Inną kwestia związaną z filmem jest to, że jest on szalenie wprost depresyjny. Mamy tutaj niepasującą nigdzie Mirabell, wprost wykluczoną z własnej rodziny, jej wujka Bruno, samotnego i nierozumianego przez innych, skrywającą w sobie wielki ból Abuellę, Isabelę zgniecioną pod ciężarem własnej perfekcji i oczekiwań innych, Luisę, która pragnie być przydatna aż za bardzo… Rzadko kiedy zdarza się tak smutny film od Disneya – i nie mówię tutaj o poziomie "Mufasa ginie". Można to zrozumieć, zważywszy na motyw przewodni (trauma międzypokoleniowa), ale jak na produkcję Disneya, jest to coś, z czym nie mieliśmy nigdy wcześniej do czynienia.

Czy powyższe to wada? W moich oczach tak, ale tylko do pewnego stopnia. Z jednej strony produkcja kinowa jest przez to mądra, można o niej powiedzieć parę ciekawych rzeczy i skłania do zadumy – myślę też, że to ten rodzaj filmu, który pokochają kulturoznawcy ze względu na możliwości interpretacyjne – ale z drugiej, oglądając bądź co bądź produkcję Disneya, nie byłem mentalnie i emocjonalny przygotowany na taką... ostrą przejażdżkę. Obawiam się też, że zakończenie mogłoby być nieco lepsze – gdy rzeczy w końcu się polepszają, widzimy to tylko przez parę minut i w dodatku jako piosenkę. Dobrze byłoby, gdyby w rodzinie Madrigalów, która odkryła na nowo samą siebie, pokazano parę radosnych interakcji międzyludzkich, które by były przeciwwagą dla tego całego gęstego, melancholijnego, smutnego sosu, którym film wprost ocieka. Powiedziałbym, że autorom niestety nie udała się trudna sztuka przeciwwagi. A szkoda, bo gdyby położono akcenty inaczej, to uzyskalibyśmy znacznie lepszą produkcję.

Podsumowując, to bardzo dobry film, ale niekoniecznie dla najmłodszego odbiorcy. Motywy przewodnie są dosyć dojrzałe, a jednocześnie smutne i nie jestem pewien, czy dzieci będą w stanie zrozumieć ten film. Mam też wrażenie, że produkcję można było wydłużyć o te 10 minut i pokazać więcej radości i harmonii w rodzinie Madrigal po scenie finałowej. Mimo wszystko muszę przyznać, że jest to bardzo dobry film, mądry, jednocześnie silnie osadzony w tradycji Disneya, jak i ciekawie z nią zrywający. Nie mogę mu przyznać najwyższej możliwej oceny, ale uważam, że 9/10 to dalej światowa czołówka i osiągnięcie artystyczne. Mam nadzieję, że doczekamy drugiej części i że będzie ona pozbawiona nielicznych i pomniejszych, ale jednak dalej istniejących wad pierwowzoru. Ja sam z wielką chęcią bym taką kontynuację zobaczył.