Mumia

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła

Autor: Shadov

Mumia
Reżyserzy, tworząc filmy o mumiach, od zawsze stawali przed wyzwaniem wplecenia w historię czegoś, co wyróżniłoby ich produkcję na tle innych. Nie inaczej jest z najnowszym filmem Alexa Kurtzmana łączącym egipską mumię, średniowiecze i nowoczesność, a na dokładkę dorzucającym Toma Cruise'a, który po raz kolejny pokazał, że z komediowymi rolami... jest u niego coraz gorzej.

Główni bohaterowie – komandosi amerykańskiej marynarki wojennej Nick Morton (Tom Cruise) i Chris Vail (Jake Johnson) – mają dryg do znajdowania antyków i pakowania się w kłopoty. Kierowani chciwością i możliwością opchnięcia łupów na czarnym rynku, podczas misji w Iraku trafiają na niespodziewane znalezisko: grobowiec będący jednocześnie więzieniem egipskiej księżniczki Ahmanet. Jak się później przekonamy, jej istnienie wymazano z kart historii nie bez powodu.

Scenarzyści (Christopher McQuarrie, David Koepp i Dylan Kussman) potraktowali historię o mumii mocno... nowocześnie. Przede wszystkim dość powierzchownie odwołali się do kanonu, czyli grobowca egipskiego z zamkniętym w nim Ahmanet (Sofia Boutella) – przeklętą, ponieważ w zamian za nieograniczoną moc, oddała duszę Setowi i obiecała przywołać go z zaświatów. Twórcy przyłożyli się za to do czasów współczesnych, gdzie spiski i tajne organizacje wzbudzają ciekawość i strach. Główny bohater to natomiast wyszkolony amerykański żołnierz niebojący się niczego – włącznie z tysiącletnią księżniczką posiadającą władzę prawie równą bogom i mającą na usługach armię chodzących trupów. Poza tym nie można się oprzeć wrażeniu, że twórcy wrzucili tutaj wszystko, co było ostatnio modne w kinie. Znalazło się miejsce dla sekt, tajemniczego opętania, zombie, kryształów i zaczarowanych sztyletów. W efekcie nie było miejsca na porządne rozwinięcie głównego wątku i opowieść potraktowano mocno powierzchownie.

Film w dużej mierze ratuje reżyser Alex Kurtzman (Star TrekTransformers: Zemsta upadłych). Podszedł do tematu dobrze, chociaż w niektórych miejscach zabrakło większego realizmu czy poważniejszego potraktowania historii (to wina również scenariusza). Na szczęście o wiele więcej jest scen dobrych: dynamicznych pełnych efektownych walk, które przyciągały oko równie mocno, jak te mające nastraszyć widza. W kilku momentach trudno nie drgnąć na siedzeniu, gdy pozornie martwe istoty stają na nogi. Reżyser całkiem nieźle wyczuł klimat i dobrze dobrał scenerię do wydarzeń, zwłaszcza tę mroczniejszą jej część.

Mumia opiera się głównie na efektach specjalnych i rozmachu, więc ostatecznie całość ogląda się dość przyjemnie, co jest zasługą reżysera, nie scenarzystów. Pod tym względem atrakcji nie brakuje – strzelaniny, bomby i katastrofy zapewniają dobrze spędzony seans. Jest pełno szybkich, efektownych epizodów, czasami zbyt efekciarskich, znajdujących się na granicy kiczu. To szybkie kino akcji, momentami straszące, a innym razem próbujące rozbawić, aby widz wiedział, że poważna historia idzie w parze z głupotą Nicka Mortona. Nie raz zachowanie tego bohatera balansuje na granicy absurdu. Żołnierz nie tylko umyślnie pakuje się w kłopoty, ale sprawia wrażenie prawdziwego półgłówka, wiecznie liczącego na szczęście. Potęgują to jeszcze jego dialogi. W tym momencie opowieść o tysiącletniej mumii miejscami zamienia się w komedię z amerykańskim poczuciem humoru (i chyba o to twórcom chodziło).

Pozostali bohaterowie? Niektórzy mają nawet ciekawe role, przykładem jest kolega Nicka – Chris Vail – który od początku towarzyszy przyjacielowi w jego perypetiach. Podobnie prezentuje się dr Henry Jekyll (Russell Crowe), tajemniczy biznesmen z niejasną przeszłością. W filmie zabrakło jednak kreacji kobiecych: poza panią archeolog Jenny Halsey (Annabelle Wallis), wysoką blondynką o nieprzeciętnym intelekcie, i tytułową mumią postaci damskich nie ma.

Mimo wszystkich wad film jako całość jest nie najgorszy. Owszem, pewne aspekty bolą, jak braki w fabule czy nielogiczne elementy w zachowaniu bohaterów, jednak reżyser przełożył to wszystko na film akcji, w którym ciekawych, zaskakujących czy efektownych scen jest pod dostatkiem. Denerwować może, że twórcy zastosowali w finale starą sztuczkę, dzięki której – jeżeli Mumia okaże się przebojem – mają pretekst do nakręcenia kolejnej części. Mimo to zdecydowanie są to dwie godziny przyjemnie odmóżdżającej rozrywki. Mamy tutaj do czynienia z mocno amerykańskim kinem, gdzie widzowi dostarcza się wszystko, od akcji przez kicz do humoru. Tak aby opowieść nie wydała się zbyt poważna, kiedy oglądamy rozlatującą się i gnijącą twarz mumii.

Film obejrzeliśmy dzięki uprzejmości Cinema-City.