Monster

Autor: Michał 'womi' Wójciak

Monster
Dwie amerykańskie turystki wybierają się do Tokio, celem zrealizowania filmu dokumentalnego na temat efektu cieplarnianego. Podczas wizyty u jednego z ministrów rozpoczyna się trzęsienie ziemi. Nie jest ono jednak efektem tarcia płyt tektonicznych, a konsekwencją przybycia tajemniczego potwora, który ma w sobie coś z węża i ośmiornicy.

Nie można o tym filmie napisać nic dobrego. To typowa produkcja klasy B, wykorzystująca schemat spopularyzowany przez takie tytuły jak Cannibal Holocaust, Blair Witch Projekt, czy [Rec]. Polega on na zaprezentowaniu historii w taki sposób, aby widz był przekonany o autentyczności zdarzeń oglądanych na ekranie. Pomysł nie jest świeży, w dodatku twórcy wykorzystują nieznośną liczbę cięć i przerywników, mającej dać efekt psującej się kamery. Starają się tym samym odwrócić uwagę od miałkości scenariusza. W końcu nie jest łatwo zbudować napięcie, kiedy od początku wiadomo, że bohaterowie i tak umrą. Jednak w przytoczonych wyżej produkcjach jakoś się to udaje, a samo [Rec] to przykład całkiem zgrabnie zrealizowanego horroru. W hiszpańskim filmie użycie kamery jest w pełni uzasadnione, bo bohaterowie to ekipa telewizyjna. Jednak w Monster dziwi, dlaczego w bohaterkach wola zarejestrowania zdarzeń jest silniejsza od chęci porzucenia kamery i ucieczki.

W każdej minucie filmu widać oszczędności budżetowe. Efekty specjalne są żenujące. Potwór ogranicza się do macek (i nie przekona mnie argument o tym, że to czego nie widać straszy mocniej - w tej produkcji ta zasada się nie sprawdza). Pozostałe efekty to już jedynie kilka wybuchów. Szczególnie śmieszy scena, w której bohaterki spoglądają na panoramę Tokio. Kiedy jednak operatorka kamery chce zarejestrować pełnie zniszczeń, jej zamiar kończy się na ruchu kamerą w lewo i pokazaniu jednego zadymionego budynku. O tym, że kobiety znajdują się w centrum tragicznych zdarzeń mają nas przekonać zapętlone odgłosy wybuchów, syren strażackich i krzyki uciekających ludzi. W scenariuszy nie ma absolutnie nic godnego pochwały (można podejrzewać, że nawet nie powstał). Irytuje niekonsekwencja. Raz bohaterki mijają tłumy ludzi, a znowu w innym momencie zastanawiają się nad tym gdzie podziali się wszyscy mieszkańcy ośmiomilionowej metropolii. Czyżby zabrakło środków na zaangażowanie statystów? Same aktorki nawet nie grają przyzwoicie. Trudno zresztą nazwać kilka grymasów na ich twarzach grą aktorską.

Poziom filmu znajduje się gdzieś poniżej dna. Próba zrealizowania kultowych już Wstrząsów w wersji paradokumentalnej to przykład zupełnego fiaska. Trudno nawet tę produkcję obśmiać, bo nie zawiera ona w sobie nic poza nieudolnością, a stworzenie naprawdę złego filmu nie jest wbrew pozorom takie łatwe. Wystarczy rzucić okiem na twórczość Ed Wooda. Wiele złych filmów zyskuje miano kultowych. Ta produkcja nie ma jednak na to szans. To nie jest ten typ złego kina, który ogląda się przyjemnie. Monster to zero w skali od 1 do 10!