Lucy

To nie miało tak wyglądać...

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Lucy
Blisko dwie dekady temu Luc Besson olśnił widownię znakomitym obrazem Piąty element. Nieco wcześniej zaskoczył publiczność bardzo dobrze przyjętymi filmami sensacyjnymi Nikita oraz Leon Zawodowiec. Swoje umiejętności w dziedzinie kina akcji potwierdził seriami Taxi, Uprowadzona oraz Transporter. Natomiast w roku 2014 premierę miała Lucy, połączenie kina science fiction oraz sensacyjnego.

Mieszkająca na Tajwanie studentka pochodząca z Europy otrzymuje od niedawno poznanego przyjaciela podejrzaną propozycję. Dotyczy ona dostarczenia tajemniczej paczki do rąk nieznanego kontrahenta. Instynktownie wyczuwając problemy, dziewczyna nie zgadza się na przyjęcie zadania, jednakże wbrew własnej woli zostaje wplątana w przemyt nowego narkotyku wewnątrz swojego ciała. Zaszyty w brzuchu specyfik przedostaje się do organizmu, stając się motorem zmian, które na nowo wyznaczą granice ludzkiego umysłu.

Wymienione we wstępie tytuły wybrane zostały nieprzypadkowo. Oglądając Lucy, nie sposób bowiem nie znaleźć inspiracji oraz doświadczeń z tamtych produkcji. Co więcej, śmiało można zaryzykować tezę, iż Besson poszedł na łatwiznę, próbując przekopiować szereg motywów i schematów, licząc zapewne na powtórzenie sukcesu. Jednakże jak to powiedział żyjący blisko 2500 lat temu Heraklit z Efezu: nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Można kopiować pomysły, można starać się przywrócić klimat poprzednich dzieł, ale efekt końcowy zawsze będzie inny.

Scarlett Johansson | Źródło: filmweb.pl

Wydaje się, iż Lucy w zamierzeniu twórcy (Besson wziął na swoje barki zarówno scenariusz, jak i reżyserię) miała połączyć uniwersalne wartości dotyczące potencjału ludzkiego umysłu z typowym kinem akcji. Pomysł dotyczący ludzkiego mózgu, jego możliwości oraz kierunków rozwoju jest bardzo bliski wizji znanej z Piątego elementu. W obu przypadkach gra toczy się o najwyższą stawkę: o ludzkość. Ale to nie jedyne elementy łączące oba obrazy. Główna bohaterka będąca niejako adwokatem przyszłości oraz oś fabuły skoncentrowana wokół tej postaci sprawiają, iż widz momentami doznaje silnego poczucia déjà vu. Z kolei dynamiczna akcja oraz widowiskowe pościgi samochodowe (chwilami aż nadto widowiskowe) pokazują, jak bardzo Besson przyzwyczaił się do kręcenia filmów sensacyjnych.

Niestety zamysł autora zwyczajnie nie wypalił. Lucy ani przez moment nie oferuje idealistycznego etosu, jakim przepełniony był Piąty element, a świat nie jest tak sugestywny, jak to miało miejsce we wcześniejszej produkcji. Z kolei sceny dynamiczne nużą swoją powtarzalnością nie tylko w kontekście wielu poprzednich filmów, ale i wewnątrz samego obrazu. Także  negatywni bohaterowie nie mają w sobie niczego oryginalnego. Niestety scenariusz nie dysponuje żadnymi atutami, które sprawiłyby, że widz zostanie pochłonięty przez opowiadaną historię. Dobry pomysł na fabułę bardzo szybko okazuje się niczym więcej jak tylko pretekstem do kolejnych nieskomplikowanych strzelanin i pościgów.

Na tle bardzo słabego scenariusza zupełnie nieźle wypadają aktorzy. Scarlett Johansson dobrze radzi sobie z mimiką, uwiarygodniając postać tytułowej Lucy. Fani Morgana Freemana także powinni być ukontentowani, chociaż to kolejna rola, w której przyszło mu grać postać poczciwego mentora. Niestety wciśnięcie w szablon stało się nieodłączną częścią pracy aktorskiej Freemana. Z kolei bardzo przekonująco wypadł w roli szefa tajwańskiej mafii narkotykowej Min-sik Choi. Aktorski kwartet zamyka pochodzący z Egiptu Amr Waked, odgrywający francuskiego policjanta współpracującego z Lucy. Oczywiście żadna z kreacji nie uzyska jakiejkolwiek nagrody w branży, ale i tak odtwórcy pierwszoplanowych ról radzą sobie zupełnie przyzwoicie, starając się wykrzesać ze scenariusza wszystko co możliwe.

Morgan Freeman | Źródło: filmweb.pl

Jak łatwo można się domyślić, strona audiowizualna także stoi na wysokim poziomie; wszakże mamy XXI wiek, reżysera z doświadczeniem oraz całkiem spory budżet. Jednakże ani widowiskowe pościgi, ani animacje komputerowe nie stanowią obecnie o walorze dzieła. Czasy, w których widz szedł do kina bądź też zasiadał przed telewizorem dla spektakularnych efektów specjalnych, odeszły do lamusa, czego Besson chyba nie jest świadomy. Chociaż, aby być uczciwym, należy przyznać, iż autor oprawy muzycznej, czyli Eric Serra (Leon Zawodowiec, Golden Eye, Piąty element, Joanna d'Arc) po raz kolejny wykonał kawał świetnej roboty, komponując bardzo różnorodną, ale jednakowo dobrze brzmiącą ścieżkę dźwiękową. Zresztą w trakcie prac nad Lucy Besson zebrał zaufaną grupę współpracowników, bowiem za zdjęcia do filmu odpowiada Thierry Arbogast, zatrudniony przy wielu poprzednich produkcjach francuskiego reżysera.

W efekcie Lucy okazał się filmem bardzo przeciętnym, będącym zlepkiem oklepanych pomysłów oraz wyeksploatowanych schematów. Luc Besson, zamiast stworzyć coś świeżego i porywającego, zabrał widzów w podróż wzdłuż i wszerz schematów, które widziane były w przeszłości po wielokroć. Niestety wycieczka nie okazała się ciekawym doświadczeniem, a przeznaczeniem obrazu jest nic innego, jak tylko zapomnienie.