Kształt wody
Tuż po tym, jak Sowieci rozmieścili wyrzutnie rakiet na Kubie, stawiając świat na krawędzi wojny atomowej, do rządowego ośrodka badawczego w Baltimore przybywa tajemniczy transport. W głębinach południowoamerykańskich bagien odnaleziono przedziwną humanoidalną istotę – zdaniem Pentagonu jest to szansa na zdobycie przewagi strategicznej w zimnowojennym wyścigu zbrojeń, naukowcy rozpoczynają więc badania, na których intensywność (i często brutalność) naciska szef ochrony, Richard Strickland (Michael Shannon).
W tym samym ośrodku pracują dwie sprzątaczki – Elisa Esposito (Sally Hawkins) i Zelda Fuller (Octavia Spencer). Elisa jest niema i komunikuje się dzięki językowi migowemu. Poza Zeldą utrzymuje bliższe relacje jedynie z mieszkającym obok starszym przyjacielem i artystą, Gilesem (Richard Jenkins). Pewnego dnia dziewczyna trafia na zbiornik, w którym uwięziona jest wodna istota, i swoją troską zdobywa jej zaufanie. Od tego momentu fabuła wkracza na dobrze znane tory historii o Pięknej i Bestii, ale Guillermo del Toro nie podejmuje nawet trudu starannego jej opowiedzenia. Narracja jest pobieżnie naszkicowana i skupiona wokół kilku wydarzeń, a przejścia między nimi i motywacje bohaterów wydają się mniej istotne – ważne, że wszyscy znamy fabularne ramy opowieści i wiemy, jak powinna się ona potoczyć.
Fantastyczny – a równocześnie obrazoburczy – romans rozgrywa się na tle mrocznej i krwawej intrygi szpiegowskiej. Nie zabraknie też napiętnowania powszechnego w latach sześćdziesiątych seksizmu czy segregacji rasowej, którą w USA zniósł dopiero Civil Rights Act z 1964 roku. To łączenie konwencji jest jednym z najjaśniejszych punktów Kształtu wody. Czasami idzie jednak zbyt daleko i ni stąd, ni zowąd wpadamy w środek sceny musicalowej. Zupełnie jakby del Toro chciał pokazać, że to też potrafi i że Damien Chazelle nie ma monopolu na śpiewanie w Hollywood.
Na szczęście film nie musi być musicalem, żeby być muzycznym arcydziełem. Zwłaszcza jeśli ma na pokładzie Alexandre'a Desplata. Kompozytor odpowiedzialny za dwie ostatnie odsłony Harry'ego Pottera czy Grand Budapest Hotel stworzył jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych ostatnich lat – odważną, baśniową i zachowującą własną tożsamość, a jednocześnie nieodciągającą uwagi od wydarzeń rozgrywających się na ekranie. Ponadto kompozycje oryginalne zostały uzupełnione o zagnieżdżone w fabułę piosenki z epoki, takie jak "You'll Never Know" Very Lynn. Zbliżająca się rywalizacja oscarowa w kategorii muzycznej może mieć tylko jednego zwycięzcę.
Pod charakteryzacją i efektami tworzącymi wodnego człowieka kryje się Doug Jones, któremu świetnie udało się zaprezentować niepokojącą obcość jego bohatera. Rozwijająca się zupełnie bez słów relacja niebieskoskórego i Elisy ma w sobie pewną surrealistyczną warstwę, która jest regularnie równoważona przez mocno stąpającą po ziemi, ale też obdarzoną silnym instynktem opiekuńczym Zeldę, w którą wcieliła się znana z Ukrytych działań Octavia Spencer. Pierwsze skrzypce gra oczywiście wspaniała kreacja Sally Hawkins. Do jej wysokiego poziomu znacznie przyczyniło się poważne i dojrzałe potraktowanie języka migowego. Poza usprawiedliwionymi fabularnie scenami nie mamy sytuacji, w której migane kwestie byłyby powtarzane przez innych bohaterów na użytek widzów. Na ekranie wyświetlają się po prostu napisy, co pozwala rozwinąć pełnię ekspresji i nie odbiera podmiotowości osobie posługującej się językiem migowym. To niby prosta rzecz, ale jej zlekceważenie może spowodować zamienienie dramatycznego wątku w jego parodię, tak jak stało się to w Inhumans.
W Kształcie wody jest wspaniała gra aktorska, świetnie poprowadzona akcja i doskonała muzyka, a jednak czegoś brakuje i niestety tym czymś jest fabuła – otrzymujemy całkowicie przewidywalną historię opartą na znanych schematach. Być może dla niektórych wciąż zaskakująca jest możliwość poruszania poważnych wątków w estetyce fantastycznej, ale po Nowym początku i w roku, w którym nawet w kinie superbohaterskim dostaliśmy Logana, poprzeczka jest postawiona nieco wyżej. Szkoda, że del Toro nie zdecydował się na coś odważniejszego niż retelling Pięknej i Bestii w wersji 18+, ale mimo wszystko warto poświęcić jego propozycji jeden z wolnych wieczorów.
Film obejrzeliśmy dzięki uprzejmości Cinema-City.
Galeria
Reżyseria: Guillermo del Toro
Scenariusz: Guillermo del Toro, Vanessa Taylor
Muzyka: Alexandre Desplat
Zdjęcia: Dan Laustsen
Obsada: Sally Hawkins, Michael Shannon, Richard Jenkins, Doug Jones, Michael Stuhlbarg, Octavia Spencer
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2017
Data premiery: 16 lutego 2018
Czas projekcji: 2 godz. 3 min.
Dystrybutor: Imperial CinePix