Kobieta w czerni

Za moje dziecko

Autor: Balint 'balint' Lengyel

Kobieta w czerni
Horror chyba jak mało który gatunek filmowy narażony jest na schematyczność i powtarzalność. Klątwy, duchy, istoty piekielne, śmierć oraz krew to atrybuty coraz rzadziej zaskakujące odbiorcę. W tej sytuacji wiele zależy od twórców dzieła, na barkach których spoczywa odpowiedzialność za sprawne i przekonujące opowiedzenie kolejnej historii czerpiącej z oklepanych motywów. Nie inaczej sprawa wygląda z Kobietą w czerni.

Wielka Brytania początku XX wieku. Młody adwokat, Arthur Kipps, otrzymuje zlecenie uporządkowania dokumentacji zmarłej klientki. Rezydencja denatki znajduje się na angielskiej wsi. Po przybyciu na miejsce spotyka się z dziwną zmową milczenia, a po przekroczeniu progu domostwa zaczynają go prześladować przywidzenia. Równocześnie w okolicznej miejscowości w przerażających okolicznościach giną kolejne dzieci. Przeszukując stosy papierów, Kipps stopniowo odkrywa mroczną przeszłość spowijającą opuszczone dworzyszcze.

Kobieta w czerni to rzecz nakręcona na podstawie powieści Susan Hill o tym samym tytule, i podobnie jak pierwowzór czerpie pełnymi garściami z klasycznych rozwiązań gatunku jakim jest powieść grozy, tak ekranizacja nie stroni od powielania schematów charakterystycznych dla horroru. Twórcy filmu: James Watkins (reżyseria) oraz Jane Goldman (scenariusz) nie podjęli ani jednej próby stawienia czoła utartym rozwiązaniom, nie zaproponowali choćby krztyny własnej inwencji. Czy w związku z tym Kobieta w czerni to zły film, który należałoby z góry skreślić? Paradoksalnie nie, o ile bowiem jest to żmudne, odtwórcze rzemiosło, o tyle zrealizowane zostało bardzo solidnie i bez żadnych błędów warsztatowych.

Daniel Radcliffe | Źródło: filmweb

Mimo iż czas akcji filmu nie został precyzyjnie zdefiniowany, to jednak łatwo jest datować fabułę na początek minionego stulecia. A jednak obraz przepełniony jest gotyckim klimatem właściwym dla poprzedniej epoki. Jest więc opuszczony dom (chociaż termin "dwór" byłby bardziej odpowiedni) usytuowany kilka kilometrów od najbliższej wsi. Dojazd do niego jest utrudniony przez fakt, iż jedyna droga wiedzie przez groblę zalewaną podczas przypływów. Wnętrze gmachu wypełnione jest po brzegi rekwizytami z poprzedniej epoki: rękopisami, lampami naftowymi, ceramicznymi zabawkami oraz ciężkimi drewnianymi meblami. A za oknem rozciąga się widok na rodzinny cmentarz, obowiązkowo zaniedbany.  

Jest i mroczna tajemnica: okoliczni mieszkańcy co prawda jej nie znają ani nie rozumieją, ale podskórnie wyczuwają. Strach przed obcym przybyłym z Londynu jest ważną składową budującą klimat osaczenia, którego ofiarą pada młody adwokat. Ale pośród przesądnej gawiedzi znajduje się lokalny lord, Sam Daily (Ciaran Hinds), o umyśle racjonalnym, skory pomóc młodemu adwokatowi i na chwilę odwiesić swoje poglądy na wieszak. Sam Kipps (Daniel Radcliffe) poznaje tajemnicę stopniowo, krok po kroku odkrywając kolejne tragiczne fakty. Jest i tytułowa kobieta w czerni. Anioł zemsty. Jej pojawienie się zwiastuje śmierć jakiegoś dziecka. To kolejny element filmu, o którym należy napisać, iż został wepchnięty w ramy gatunku. Duch pojawia się dokładnie w momencie, kiedy należy się tego spodziewać. A jednak potrafi przestraszyć.

Ciarán Hinds | Źródło: filmweb

Watkins bardzo skrzętnie wykorzystuje dostępne środki, zręcznie budując atmosferę. Niebagatelną rolę odgrywa w tym perfekcyjna scenografia skąpana w obsydianowo-szaro-złotych barwach, które prezentują się prześlicznie. Świetną pracę wykonał także odpowiedzialny za zdjęcia Tim Maurice-Jones. Sugestywnie przedstawiono zarówno wioskę, jak i przede wszystkim posesję. Olbrzymie wrażenie wywierają ujęcia wnętrz domostwa, zwłaszcza zbliżenia dziecięcych zabawek nadają dziełu nieco klaustrofobiczny charakter. Widz może odnieść wrażenie, iż lada moment lalki ożyją i staną się czynnymi uczestnikami filmu. Także i tytułowa kobieta w czerni została bardzo dobrze przedstawiona. Nie epatuje swoją obecnością, nie zdominowała czasu filmowego, pojawia się i znika, każdorazowo przyśpieszając bicie serca. Nie ma jej za dużo, nie ma jej także za mało. Siła obrazu potęgowana jest udaną ścieżką dźwiękową autorstwa weterana Marco Beltramiego. Kompozytor świetnie wyczuwa nuty, w które należy uderzyć, aby zagrać także na emocjach widza.

Bardzo przyzwoicie radzą sobie na planie filmowym dwaj główni aktorzy: Daniel Radcliffe oraz Ciaran Hinds. O ile po tym drugim można było spodziewać się poprawnego, choć mało finezyjnego warsztatu, o tyle Radcliffe bardzo przyjemnie zaskakuje. To już nie jest młokos bawiący się w czarodzieja. To młodzieniec odważnie zrywający ze swoim poprzednim wizerunkiem i bezpardonowo rozwijający karierę bez odcinania kuponów od przeszłości. O pozostałych aktorach można napisać, iż po prostu występują, ale w stosunku do wiodącego duetu pozostają jedynie koniecznym tłem. A mimo to udanie współtworzą całość, jaką jest Kobieta w czerni.

Ciarán Hinds, Daniel Radcliffe | Źródło: filmweb

Dawno już nie oglądałem filmu, który byłby tak bardzo przewidywalny, a jednocześnie przez niemal cały czas trzymał w napięciu. Mimo braku jakiejkolwiek oryginalności, wszystkie części składowe dzieła znajdują się dokładnie w miejscach do tego przeznaczonych, a całość okazała się świetnie przygotowanym warsztatowo rzemiosłem. Stąd też nie ma mowy o rozczarowaniu filmem. Co więcej, czas spędzony z Kobietą w czerni mija bardzo szybko miło wypełniając wieczór.