Kingsman: Złoty krąg

Młodsi bracia

Autor: Shadov

Kingsman: Złoty krąg
Kingsman: Tajne służby to kino lekkie, naszpikowane akcją, absurdalną fabułą i czasami kiczowatym poczuciem humoru. Najnowsza część, podobna do jedynki niczym dwie krople wody, również porwie widza w mocno przerysowany świat agentów specjalnych. Jednak czy to źle, kiedy możemy obejrzeć film pełen wyolbrzymionych zdarzeń i głupio-zabawnych scen?

Wszystko zaczyna się od pościgu, w którym główny bohater – Eggsy – daje popis swoich umiejętności szpiegowskich. Pierze na kwaśne jabłko dawnego znajomego ze szkoły Kingsman i kilku jego przyjaciół. To jednak nie koniec problemów brytyjskiej agencji, bo niedługo później dochodzi do zamachu, w wyniku którego jej szeregi zostają poważnie przetrzebione.

W drugiej części reżyser nie pozostawia złudzeń na jakąkolwiek bardziej rozwiniętą fabułę. Złoty krąg oparty został na dość znanym schemacie: boss narkotykowy pragnie zawładnąć światem i w tym celu rozprowadza zatrute używki. Jak można się domyślić, uratowanie świata spadnie na barki agentów specjalnych. Twórcy postanowili nieco ubarwić ten obraz i w roli narkotykowego guru obsadzili przesadnie słodką blondynkę, doskonałą panią domu, z upodobaniem do amerykańskich lat pięćdziesiatych. W efekcie dało to mieszankę wybuchową, podsyconą nawiązaniami do obecnej amerykańskiej popkultury i momentami idiotyczną fabułą. A dla jeszcze lepszego efektu, okazuje się, że Kingsman to nie jedyna niezależna agencja szpiegowska na świecie. I o ile angielski oddział był przesadnie brytyjski, o tyle amerykański Statesman jest równie amerykańsko przerysowany, w końcu lassa, kowboje i duże spluwy to ich znak rozpoznawczy.

Najnowsza część Kingsmana to od początku do końca naszpikowana efektami specjalnymi historia, w której górują nieprawdopodobne sceny przeczące prawom fizyki, nowoczesna technologia i często czarny humor. Niemniej Matthew Vaughn skupił się również (choć w niewielkim stopniu) na stronie uczuciowej bohaterów. Protagonista przeżyje kilka wspaniałych chwil z miłością swojego życia, którą poznał w Tajnych służbach. Dodatkowo powróci pewien znany bohater z wcześniejszej części, więc czeka nas kilka mocno ckliwych chwil.

Seria została nieco odświeżona przez wprowadzenie nowych bohaterów. Oczywiście największą atrakcją będzie Elton John grający Eltona Johna. Później członkowie Statesman: Pedro Pascal jako Wisky i Channing Tatum jako Tequila, którzy zaprezentowali się równie świetnie. Idealnie wcielili się w role zarozumiałych i aroganckich amerykańskich agentów uważających się za pępek świata. Równie solidnie zagrała Julianne Moore będąca wyrachowaną i pozbawioną uczuć panią domu, która pragnie jedynie zostać celebrytką i nieco się zabawić. Z kolei znacznie słabiej poradzili sobie Colin Firth i Taron Egerton, grający Harry’ego Harta i Egssy’ego. Wpierwszej odsłonie zdecydowanie lepiej oddali charakter granych przez siebie bohaterów, a w Złotym kręgu zostali przyćmieni przez nowe postacie.

W pierwszej części nie szczędzono efektownych scen, w których widz ledwo nadążał za akcją na ekranie, jednak Złoty krąg znaczniej wyżej podnosi poprzeczkę. Kamerę potraktowano niczym piłkę, która wpada z impetem na plan filmowy i rykoszetem odbija się od wszystkiego, co stanie jej na drodze. Można powiedzieć, że nie ma zwyczajnych, statycznych ujęć, wszystko co znajdzie się w kadrze jest dynamiczne, szybkie i pokazane z rozmachem. Z zapartym tchem śledzi się wszystkie pościgi, walki, strzelaniny i inne zwariowane akcje, których nie powstydziłby się żaden kaskader. Na ekranie dominują zbliżenia, zjazdy kamery i efekty specjalne, którymi film naszpikowany jest do granic absurdu. Jeśli ktoś kręcił głową przy pierwszej części, oglądając nieprawdopodobne wyczyny bohaterów, to w drugiej będzie wręcz nie dowierzał temu, co widzi. Nie sposób nie uśmiechnąć się podczas akrobatycznych wyczynów agentów, przeczących prawom fizyki. Odpowiedzialny za zdjęcia George Richmond w takim stopniu wszystko wyolbrzymił i przerysował, że od najnowszej części Kingsmana trudno się oderwać. Ujęcia są świetne i idealnie pokazują świat agentów w przerysowanych barwach.

Z muzyką jest podobnie. Henry Jackman i Matthew Margeson spisali się znakomicie, dobrze dobierając utwory do scen filmowych. Niemal każda szybsza akcja porywa widza rozmachem efektów specjalnych i zwolnionych ujęć, dopełnionych dynamiczną i rytmiczna muzyką.

Drugą część Kingsmana z czystym sumieniem można polecić fanom Tajnych służb. Naszpikowany efektami specjalnymi i nieprawdopodobną pracą kamery, zapewni ponad dwie godziny czystej rozrywki. Z kolei jeśli wybieramy się pierwszy raz, trzeba nastawić się na efektowny film, pełen przerysowanego humoru, w którym fabuła gra drugie, a nawet trzecie skrzypce.

Film obejrzeliśmy dzięki uprzejmości Cinema City.