Jeż Jerzy

Satyra na pół gwizdka

Autor: Krzysztof 'Azgaroth' Pietrzyk

Jeż Jerzy
Adaptacje polskich komiksów to rzecz rzadsza niż inteligencja w sejmie. Dlatego tym bardziej cieszy pojawienie się Jeża Jerzego w kinach. Na dodatek mamy tu do czynienia z postacią znaną i uważaną za kultową. Jak z przeniesieniem na kinowe ekrany komiksowych kadrów poradzili sobie twórcy?

Jeż Jerzy to nie byle jaki jeż. Większość swojego wolnego czasu spędza na popijaniu piwka pod palmą na warszawskim rondzie Charlesa de Gauelle'a. W przerwach między jednym browarem a drugim nasz bohater lubi pojeździć na deskorolce, uciec przedstawicielkom prawa czy wdać się w bójkę z miejscowymi dresiarzami. Dopełnieniem obrazu tego specyficznie "sielskiego" żywota jest romans z Yolą. Niestety dobre czasy się kończą, kiedy dwóch zachłannych naukowców postanawia stworzyć własnego Jeża. Warszawa jest zbyt mała by pomieścić dwie takie postacie. Jeden z nich musi zginąć.

Jeż Jerzy już na starcie posiada jedną wielką zaletę czyli po prostu jest. Na polskim rynku konkurencji w dziedzinie animacji dla dorosłych praktycznie nie ma. O słabych Włatcach Móch już wszyscy zdążyli zapomnieć, a w telewizji pozostały jedynie animacje Git Produkcji. Film stara się wypełnić te braki. Szkoda tylko, że robi to na pół gwizdka. Problem z Jeżem Jerzym zaczynają się już na poziomie kreacji postaci. Jedynie sam Jerzy jest ciekawym i wartym zapamiętania bohaterem. Reszta zbudowana jest z klisz i stereotypów i nie posiada w zasadzie jakiejkolwiek własnej, unikalnej osobowości. Na ciekawą postać zapowiadał się Krzysztof – zapalony kibic rozgrywek szachowych, jednak także jego potencjał nie został w Jeżu wykorzystany. Pojawia się zaledwie w kilku scenach i to zazwyczaj na trzecim planie.

Film miał być satyrą na polskie społeczeństwo. Twórcy pokazują zachwyt sezonowymi gwiazdkami, które nic sobą nie reprezentują. Obrywa się głównie mediom, które przedstawiają rzeczywistość tak, jak jest im wygodniej i jak podpowiedzą im politycy. Problem w tym, że ta satyra jest bardzo zachowawcza. Autorzy filmu nie poszli na całość i – posługując się jedynie znanymi powszechnie schematami – nie pokazali w zasadzie nic nowego. Brak tu świeżości i pazura. Miałem wręcz wrażenie, że tam gdzie w Jeżu dowcip się kończy, u konkurencyjnej Git Produkcji dopiero się zaczyna. Co gorsza, dialogi też nie prezentują się jakoś nadzwyczajnie. Brak im polotu i dowcipu. Zaledwie kilka jest godnych zapamiętania czy zaśmiania się.

Technicznie obrazowi nie można wiele zarzucić. Rysunki są ładne i kolorowe. Animacja mimo, że miejscami bardzo toporna, wpisuje się nieźle w klimat filmu. Pozytywnie wypadł również dubbing. Wszystkie głosy pasują do swoich postaci. Moim osobistym faworytem jest Maciej Maleńczuk, który udzielił głosu prostytutce Lilce.

Jeż Jerzy to film z naprawdę sporym potencjałem, który w dużej mierze zmarnowano. Niby śmieszy, ale tylko momentami. Miejscami jest bardzo ciekawie, ale niestety tylko miejscami. Przez większość czasu jest to co najwyżej średnia komedia z nielicznymi dobrymi, zapadającymi w pamięć, zabawnymi tekstami. Szkoda, bo postać Jeża zasługuje na o wiele lepszy film.