Incredible Hulk

Autor: Marigold

Incredible Hulk
Szczerze mówiąc, nie jestem wielką fanką Hulka. Z grupy superbohaterów chętniej wybieram któregoś z X-menów (Wolverine’a na przykład), więc na film Incredible Hulk poszłam bez specjalnych oczekiwań. Lubię jednak wielkie produkcje spod znaku Iron Mana czy Gwiezdnych wojen, cenię Edwarda Nortona i Liv Tyler (uważam ją za jedną za najpiękniejszych kobiet świata – i mówię to z absolutną zazdrością), więc liczyłam na dobrą, solidnie zrobioną rozrywkę.

Akcja filmu nie jest zbyt skomplikowana. Bruce Banner (Edward Norton) od pięciu lat ukrywa się w slumsach w jednym z miasteczek w Ameryce Południowej. Wiedzie spokojne, poukładane życie – pracuje w fabryce napojów, wieczory spędza przed telewizorem, z psem u boku, ucząc się portugalskiego. Tęskni do ukochanej Betty i nawiązuje kontakt z naukowcem – "Mr. Blue" – który stwierdza, że być może go uleczy. Pewnego dnia zdarza się wypadek – kropla krwi Bannera wpada do jednej z butelek, która trafia do eksportu, a następnie do lodówki jednego z obywateli Stanów Zjednoczonych. W ten sposób Bruce'a namierza generał Ross i zaczyna się pościg. Wyspecjalizowana grupa żołnierzy i specjalnie oddelegowany do oddziału doświadczony marines, Blonsky (Roth), otrzymują zadanie – za wszelką cenę dorwać żywego Bannera. Pierwsze starcie ma miejsce nocą, w pustej fabryce. Wielkie jest zaskoczenie żołnierzy, gdy w obronie Bruce'a staje wielkie i zielone "coś". Blonsky żąda wyjaśnień. Gdy dowiaduje się, że potwór to Banner, który – pod wpływem silnych emocji – zmienia się w Hulka, postanawia mu dorównać za wszelką cenę. Jest gotów na naprawdę wiele – by zwyciężyć w kolejnych starciach godzi się na eksperyment, któremu poddano wiele lat temu Bruce'a. Banner po krótkiej podróży wraca do Stanów Zjednoczonych (tu zaskoczenie i zarzut do twórców, gdyż bohater po prostu nagle pojawia się na uniwersytecie, na którym pracuje Betty), nawiązuje kontakt z ukochaną i z tajemniczym Mr. Blue oraz podejmuje próbę powrotu do normalności. Jednak na jego drodze po raz kolejny staje wojsko.

Film budują właściwie trzy osoby. Przede wszystkim rewelacyjny Edward Norton. Banner to postać smutna, ale nie tragiczna - nie budzi litości. Walczy o własne życie i przyszłość, jest pełen nadziei. Jego alter ego, Hulk, ukazuje bardzo ludzkie oblicze – potrafi ocalić osoby, na których mu zależy, nie jest bezmyślną maszyną do zabijania i budzi sympatię. W walce o człowieczeństwo pomaga mu urocza doktor Betty Ross (Liv Tyler), która szuka w Hulku ukochanego Bruce'a. Ich wspólne sceny przywodziły na myśl fragmenty King Konga Jacksona, vide scena na skale, gdy wielki Hulk i drobna Betty (jak King Kong i Ann) obserwują świat, doktor Ross jako jedyna nie boi się "zielonego potwora" (tak jak Ann nie czuła lęku przed gigantycznym gorylem). Bardzo dobrą kreację stworzył również Tim Roth – niewzruszony żołnierz, który w ferworze walki zmienia się w prawdziwego potwora. Na ich tle nieco blado wypada mocno reklamowany na plakatach William Hurt, którego mógłby zastąpić chyba każdy.

Film jest efektowny – mam na myśli zarówno wybuchające samochody i inne rzeczy, które robią głośne bum, jak i samego Hulka – wytwór komputera, ogromny potwór, a mimo wszystko wygląda niesamowicie ludzko – może przez wyraz oczu czy mimikę, ale udało się specom od efektów komputerowych uczłowieczyć "bestię". Na dużą uwagę zasługuje – ukazane we fragmentach w zwiastunie – starcie dwóch bestii. Krótko mówiąc: "efektowne!"

Udane są zdjęcia Petera Menziesa Juniora – świetne ujęcia slumsów, dżungli i skał, które robią wrażenie chyba na każdym widzu. Zdecydowanym plusem jest także muzyka – utwory znakomicie dobrane do klimatu filmu pomagają w budowaniu napięcia, a w wybranych momentach ilustrują przyspieszenie tempa akcji.

Słowem podsumowania, Incredible Hulk trudno określić mianem arcydzieła, ale to sprawnie zrobiona superprodukcja z drugim dnem. Nie wiem, czy zaspokoi gusta fanów komiksu (gdyż, jak wspominałam, trudno mnie zaliczyć do ich grona), ale sądzę, że spragnieni rozrywki widzowie będą usatysfakcjonowani.