Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 2

Nic nie wiesz, Prezydencie Snow

Autor: Jan 'gower' Popieluch

Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 2
Chociaż wydaje się, że literatura young adult jest przepisem na udaną ekranizację, rzeczywistość okazuje się nieco bardziej skomplikowana. Harry Potter odniósł gigantyczny sukces, ale już filmowy Eragon okazał się klapą. Ekranizacje dwóch i pół książek Suzanne Collins przebojem zdobyły serca młodszych i starszych widzów, więc i finał historii Katniss Everdeen, który właśnie trafił do kin, zapowiadał się na murowany hit.

Fabularna pustynia...

Pochód rebeliantów z każdym dniem zbliża się do Kapitolu, a Katniss – odzyskująca zdrowie po ataku kończącym pierwszą część Kosogłosa – próbuje odnaleźć swoje miejsce w wojnie, która coraz bardziej rozszarpuje Panem. Powinna walczyć w pierwszym szeregu czy być tylko twarzą nadaną idei i podnosić żołnierzy na duchu w propagandowych filmach? A może lepiej wyruszyć na samotną misję i własnoręcznie zabić tyrana? Oprócz spraw wagi światowej bohaterkę dręczą też problemy sercowe – dziewczyna wciąż żywi mocne uczucia do Peety, nawet pomimo jego indoktrynacji, jednak również Gale, dawna miłość, nie jest jej obojętny.

Trylogia Igrzyska śmierci nigdy nie wyróżniała się nadzwyczajną fabułą. W każdej z odsłon były jednak sceny wzruszające, monumentalne, które wkręcały się w mózg, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Taką wizytówką pierwszego Kosogłosa była piosenka "Hanging Tree" i towarzyszące jej zburzenie tamy. Można by się więc spodziewać, że końcowy etap opowieści będzie pod tym względem jeszcze lepszy. Niestety każdy, kto oczekiwał momentów na miarę mowy Aragorna przed Bitwą pod Morannonem, srogo się zawiedzie. Przedstawiona tu historia jest po prostu banalna i pozbawiona jakiegokolwiek potencjału do wywołania emocji. Co więcej, jest boleśnie przewidywalna – w każdym momencie wiadomo, co się za chwilę wydarzy, a sceny, które w zamyśle reżysera miały zatrzymać oddechy widzów w pełnym napięcia oczekiwaniu, zmuszają jedynie do wstrzymania odruchu ziewania. Jakby tego było mało, najważniejsze zwroty akcji są szyte grubymi nićmi i poważnie naruszają, dobrze do tej pory budowaną, spójność.

... z dwiema wydmami

Najjaśniejszą gwiazdą w obsadzie jest, jak zawsze, Donald Sutherland wcielający się w prezydenta Coriolanusa Snowa. Prowadzona przez władcę Panem brutalna wojna z rebelią nie jest skutkiem maniakalnego zła, ale pragmatyzmu i chęci zachowania stylu życia najbogatszych obywateli. Sutherland świetnie sportretował człowieka, który mimo że sam na skutek choroby jest bliski śmierci, wciąż mocno wierzy w sprawiedliwość i przestrogę w formie stosowanego od lat mechanizmu Głodowych Igrzysk.

Niespodziewanie ciekawą postacią okazuje się również Peeta Mellark (Josh Hutcherson). Jego dążenie do oddzielenia prawdziwych wspomnień i uczuć od konstrukcji siłą wtłoczonych mu do umysłu podczas niewoli jest bardzo ciekawym obrazem poszukiwania własnej tożsamości – nawet gdy prawdy trzeba poszukiwać wbrew umysłowi. Peeta jest jednak zaangażowany również w najbardziej absurdalny wątek filmu, czyli miłosny trójką z Katniss i Galem. Ich romantyczne rozterki w wręcz kuriozalny sposób nie pasują do reszty fabuły i sprawiają wrażenie doklejonych na siłę.

Igzyska śmierci: Kosogłos. Część 2 to rozczarowujące zwieńczenie dobrej serii filmów. Świat Panem wciąż pozostaje oryginalną i dobrze przedstawioną dystopią, ale fabule brakuje polotu. Dla fanów cyklu jego zakończenie to oczywiście i tak pozycja obowiązkowa, ale nawet epicka skala scenariusza ani świetna gra Sutherlanda i Hutchersona nie mogły załatać uczucia znużenia wywołanego banalnością i przewidywalnością historii. Natomiast oglądanie finału bez znajomości poprzednich odsłon nie ma większego sensu – za dużo tu wątków dotyczących przeszłości postaci i ich wzajemnych relacji czy szczegółów konstrukcji świata.

Zdjęcia pochodzą z oficjalnych materiałów wydawcy.