Harry Potter i Książę Półkrwi

Autor: 27383

Harry Potter i Książę Półkrwi
TEKST ZAWIERA SPOJLERY

Na szóstą część Harry’ego Pottera specjalnie mnie nie ciągnęło. Miałem co prawda jakieś tam plany wypadu do kina w najbliższym czasie, jednak nie były one szczególnie określone. Jak to w życiu zwykle bywa, los sprawił mi niespodziankę (tym razem dla odmiany miłą): spotkanie ze znajomym przerodziło się w spontaniczną wycieczkę na najnowszą produkcję wytwórni Warner Bros.

Książę Półkrwi bardzo mnie zaskoczył, w niektórych momentach pozytywnie, a czasami troszkę mniej. Lekkim szokiem było dla mnie to, w jakim stopniu udało się oddać klimat początkowych stron książki. Bardzo dobrze odwzorowano realia opanowanego przez strach świata czarodziejów. Zwykle wprost przeludniona ulica Pokątna świeci pustkami, pozamykanymi sklepami i portretami Śmierciożerców na listach gończych. Podobnie jest w świecie Mugoli: wciąż zdarzają się tajemnicze wypadki, zabójstwa czy zniknięcia.

W takich okolicznościach spotykamy się z Harrym. Na stacji metra spotyka profesora Dumbledore’a, z którym udaje się do kandydata na nowego nauczyciela – Horacego Slughorna. Główny bohater będzie musiał wydobyć z niego wspomnienie, przybliżające go do spełnienia się przepowiedni o Wybrańcu. Tyle słowem wstępu do fabuły, niestety znacznie okrojonej w stosunku do książkowego oryginału.

Olbrzymim atutem Księcia Półkrwi jest obsada aktorska. Choć Daniel Radcliffe nadal nie jest szczególnie dobry, to reszta aktorów utrzymuje dobry poziom. Bardzo dobrze wypadli aktorzy grający przyjaciół Harry’ego – Emma Watson (w roli Hermiony) i Rupert Grint (Ron). Jednak moje uznanie zdobyły głównie postacie Luny Lovegood i Bellatriks Lestrange (wykreowane odpowiednio przez Evanne Lynch i Helenę Bonham Carter). Pierwsza jest tak samo rozmarzona i niezwykła jak w piątej części. Widząc ją, przeżyłem swoiste déjà vu z premiery Zakonu Feniksa, podczas której byłem nią wprost zachwycony. Podobnie jak Bellą, która pozostała tak samo demoniczna, okrutna i szalona. W wątku romantycznym pierwsze skrzypce grały Lavender Brown (w tej roli Jessie Cave) oraz Ginny Weasley (Bonnie Wright). Pierwsza wypada nawet dobrze, jednak obiekt uczuć głównego bohatera jest zupełnie nietrafiony. Nie chodzi nawet o to, że gra aktorska jedynej córki państwa Weasley jest słaba (a zaręczam, że tak nie jest). Po prostu Wright nie należy do piękności i niezbyt pasuje (przynajmniej dla mnie) do roli ukochanej i przyszłej żony Harry’ego.

Tyle o aktorach. Przejdźmy teraz do wrażeń wizualnych, którym nic nie mogę zarzucić. Krajobrazy i efekty specjalne były po prostu piękne. Nocny atak na Norę był widowiskowy, o genialnej scenie w jaskini, gdzie Albus Dumbledore rozpętał prawdziwą burzę ognia chcąc odpędzić umarlaków, nie wspominając. Naprawdę uwielbiam momenty epickie, a ten bez wątpienia należał do nich. Najgorzej wypadły za to ostatnie chwile życia dyrektora Hogwartu (tutaj przepraszam za spojler tych, którzy nie czytali książki, jednak ufam, że nie jest Was zbyt dużo). Zabrakło dramatyzmu, którym nasiąknięte były kartki pierwowzoru. Po śmierci Albusa czekałem na epicką walkę na korytarzach Hogwartu. Niestety, zabrakło i tego elementu, co bardzo mnie zawiodło. Chciałem znów ujrzeć wspaniałą walkę pomiędzy członkami Zakonu Feniksa a Śmierciożercami. Zobaczyłem tylko bezsensowne (z punktu widzenia oglądającego film) podpalenie chatki Hagrida oraz krótką wymianę zdań pomiędzy Potterem a Severusem Snapem.

Zdecydowanie nie spodobało mi się pominięcie lub zaznaczenie i nierozwinięcie kilku wątków. Najbardziej boli chyba brak poważniejszego podejścia do wątku ‘Księcia Półkrwi’, wspomnień o Riddle’u czy zajęć z nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią. Zamiast tego dostajemy niby-śmieszną burzę hormonów kilku nastolatków, co zdecydowanie nie jest fajne. Szkoda także braku Quidditcha, mimo iż na początku mamy scenę przedstawiającą Harry’ego jako kapitana drużyny. Równie niemiłe było dla mnie pominięcie wątku pierścienia - horkruksa, który odegra sporą rolę w siódmej części.

Pewien niedosyt może budzić także budowa filmu. Cały obraz można podzielić na cztery zasadnicze części: wakacje, początek roku, ferie i koniec szkoły. Nie jest to zbyt fajne: gdy ‘Chłopiec, Który Przeżył’ wybierał się ze swym mentorem na poszukiwanie medalionu, nie mogłem uwierzyć, że dzieje się to tak szybko, zabrakło płynnego przeskakiwania między kolejnymi szkolnymi miesiącami.

Harry Potter i Książę Półkrwi, mimo oczywistych wad, może się podobać. Nie żałuję godzin spędzonych na oglądaniu najnowszej części przygód młodego czarodzieja. Niestety, wymienione przeze mnie wady nie pozwalają mi na wystawienie oceny wyższej niż 7. Z jednej strony szkoda, bo jest to kawał dobrego kina przygodowego, a z drugiej… Jeśli nie czytałeś książki lub niezbyt ci się spodobała, możesz podwyższyć ocenę o jedno oczko.