Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Dawno, dawno temu, na planecie Exogol

Autor: Justyna 'Junia' Zarudzka

Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie
Nowy przywódca Najwyższego Porządku Kylo Ren szuka sposobu, by ostatecznie zmiażdżyć Rebelię i zapanować nad galaktyką. Zmagająca się z wewnętrznymi rozterkami Rey szkoli się w naukach zakonu Jedi pod okiem generał Lei Organy. Tymczasem coraz szerzej rozchodzą się wieści o powrocie imperatora Palpatine'a, które wywołują poruszenie zarówno w szeregach Najwyższego Porządku, jak i wśród rebeliantów.

Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie to ostatni rozdział w nowej trylogii Gwiezdnych wojen. Trudno go ocenić bez odnoszenia się do całej trylogii. Nie tylko zamyka wątki z dwóch poprzednich filmów, ale też stanowi zakończenie historii postaci, których losy widzowie śledzą jeszcze od Nowej nadziei. Pod tym względem swoje zadanie spełnia dosyć dobrze, chociaż twórcy nieco nadużyli Mocy do wypełnienia luk logicznych w fabule. Warto mieć to na uwadze wybierając się na seans – nie na wszystkie pytania zostaną przedstawione racjonalne odpowiedzi. Trudno ocenić, czy zawiniły produkcyjne ograniczenia czasowe, czy może czynione w ostatniej chwili zmiany w scenariuszu. Faktem jest, że część wątków znalazła bardziej satysfakcjonujące rozwiązanie, a część została niejako zamieciona pod dywan – być może celowo, by znaleźć punkty zaczepienia dla kolejnych seriali rozgrywających się w uniwersum Gwiezdnych wojen. Szczególnie jest to widoczne w przypadku postaci, które pojawiają się dopiero w tej części, a których potencjał zdecydowanie nie został w pełni wykorzystany.

Fabuła obfituje w zwroty akcji, niektóre bardziej zaskakujące, inne wręcz oczekiwane, szczególnie dla osób, które śledziły przecieki w sieci. Można też odnieść wrażenie, że ekipa produkcyjna mocno inspirowała się innym dziełem ze studia Disneya, Avengers: Koniec gry. Nie jest to jednak uwaga krytyczna – wręcz przeciwnie, widać, że przy montażu postarano się o utrzymanie dobrego tempa akcji, bez zbędnych przestojów, a także o zachowanie pozorów ciągu przyczynowo-skutkowego pomiędzy kolejnymi perypetiami bohaterów. Nie popełniono także błędu z poprzedniej części, w której jeden z głównych bohaterów został wysłany na poboczną misję, która ostatecznie nie miała żadnego wpływu na właściwą fabułę. W Odrodzeniu wypełniacze ograniczono do minimum potrzebnego do zbudowania świata i uniknięcia wrażenia, że bohaterowie biegają po pustym planie filmowym. U niektórych może to wywołać niedosyt, jednak zdecydowanie ułatwia skupienie się na akcji.

Na osobną wzmiankę zasługuje jak zawsze świetna oprawa muzyczna Johna Williamsa oraz malowniczość planet, które odwiedzają bohaterowie w trakcie swoich poszukiwań kryjówki Palpatine’a. Niezwykle widowiskowo wyglądają także starcia pomiędzy Rey a Kylo Renem, a także obowiązkowa wielka bitwa pomiędzy flotami statków kosmicznych. Pod względem wizualnym jest to film niewątpliwie bardzo udany.

W kwestii gry aktorskiej nie wszyscy poradzili sobie tak samo dobrze. Świetnie wypadł Oscar Isaac (Poe Dameron), którego bohater musiał poradzić sobie z nowymi obowiązkami, a także z faktem, że jest być może jednym z niewielu trzeźwo myślących członków Rebelii. Jak zawsze dobry był Adam Driver (Kylo Ren), który wycisnął z roli tyle, ile był w stanie, chociaż faktem pozostanie, że w ostatnich latach grywał ciekawsze postaci. Stosunkowo poprawnie wypadli Daisy Ridley (Rey) oraz John Boyega (Finn), którego bohater wreszcie zaczął sprawiać wrażenie nieco bardziej kompetentnego i zaangażowanego w działania ruchu oporu. Dużą przyjemność sprawia także pojawienie się na ekranie Marka Hamilla (Luke Skywalker) i Harrisona Forda (Han Solo). Niewątpliwie dobrą decyzją było także to, by w scenach, w których pojawia się Carrie Fisher, użyć jedynie niewykorzystanych zdjęć z produkcji Przebudzenia Mocy i Ostatnich Jedi. Dzięki temu uniknięto dyskomfortu, który wzbudziłoby dodanie jej do większej liczby scen przy użyciu grafiki komputerowej.

W ostatecznym rozrachunku Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie to ponad dwie godziny porządnej rozrywki, podanej w przystępny i przyjemny dla oka sposób. Części miłośników sagi się spodoba, inni będą zawiedzeni, tak jak przy poprzednich odsłonach. Czy ten akurat epizod stanie się dziełem kultowym? Może nie. Czy jednak daje nadzieję, że kolejne filmy i seriale z uniwersum Gwiezdnych wojen będą podążać w bardziej oryginalnym kierunku? Jest na to spora szansa.