Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda

Krok ku ciemności

Autor: Jan 'gower' Popieluch

Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda
Dwa lata temu uniwersum Harry'ego Pottera wróciło na ekrany kin, przenosząc widzów do magicznego Nowego Jorku lat dwudziestych. Zbrodnie Grindelwalda kontynuują rozpisaną na pięć części historię Newta Scamandera, jednak tym razem bohaterowie kierują swoje kroki do Londynu i Paryża, by pokrzyżować plany gromadzącego swoich zwolenników czarnoksiężnika.

Nazwisko Gellerta Grindelwalda poznaliśmy już w pierwszym tomie serii o Harrym Potterze, gdzie pojawiło się jako wzmianka w biogramie Albusa Dumbledora. Na więcej informacji o czarnoksiężniku, którego dyrektor Hogwartu pokonał w 1945 rou, musieliśmy jednak czekać aż do Insygniów śmierci. To na kartach tej powieści Rowling nakreśliła sylwetkę genialnego absolwenta Durmstrangu: zafascynowanego czarną magią i owładniętego obsesją świata rządzonego przez czarodziejów, a jednocześnie dawnego przyjaciela Dumbledore'a.

W Grindelwalda po raz kolejny wcielił się Johnny Depp. Chociaż sceny z jego udziałem były zdecydowanie najgorszym aspektem pierwszego filmu, tym razem Deppowi udało się stworzyć przekonujący wizerunek jednego z najgroźniejszych czarodziejów w dziejach ludzkości. Owszem, wciąż widoczne są niektóre z manieryzmów, które już Zemstę Salazara czyniły nieznośnym doświadczeniem, ale poza nimi otrzymujemy postać, która łączy w sobie niepokojącą obcość i okrucieństwo z pociągającą tłumy dostojnością. Ten blichtr i splendor w ciekawy sposób odróżniają również cały przedwojenny magiczny świat od jego bardziej współczesnego wydania znanego z przygód Harry'ego Pottera. Czarodzieje z końca XX wieku koncentrują się na efektywności – dlatego w książkach i filmach obserwowaliśmy głównie szybkie zaklęcia obliczone na maksymalną skuteczność. Tutaj jest zupełnie inaczej: pojedynki są wymyślne, a magia – piękna i przerażająca. Szkoda jedynie, że Rowling nie pomyślała dłużej nad motywacjami Grindelwalda i w rezultacie niebezpiecznie zbliża się on do bycia kopią Voldemorta.

Zbrodnie Grindelwalda po raz pierwszy wprowadzają na scenę Albusa Dumbledora, wówczas nauczyciela obrony przed czarną magią w Hogwarcie. Zatrudnienie w tej roli Jude'a Law było fantastyczną decyzją – aktor świetnie wydobył charakterystyczny dla późniejszego dyrektora błysk w oku, buntowniczość i zdolność do zdobywania lojalności innych. Ze względu na większą liczbę wątków, Newt Scamander nie jest widoczny na ekranie tak często, jak miało to miejsce w pierwszej odsłonie. W każdej ze swoich scen grający magicznego zoologa Eddie Redmayne znów świetnie przedstawia sympatycznego, ale dramatycznie nieporadnego społecznie czarodzieja. Szkoda jedynie, że twórcy zdecydowali się go zamknąć w naciągającym granicę banalności wielokącie miłosnym. Reszta aktorów nie wyróżnia się niczym szczególnym lub dostała za mało czasu ekranowego, by móc dostatecznie rozwinąć swoje postacie. Warto jednak zwrócić uwagę na ciekawy występ Zoë Kravitz w roli Lety Lestrange oraz znanej z Marco Polo Klaudii Kim w roli zmiennokształtnej Nagini.

Przepiękne zdjęcia, kostiumy i efekty specjalne zawsze były specjalnością filmów opartych na prozie Rowling i nie inaczej jest tym razem. Fanów pierwszej odsłony zmartwi na pewno mniejsza liczba fantastycznych stworzeń, ale dwa ciekawe debiuty i powrót uroczego niuchacza pozwalają przeboleć tę zmianę. Całości wrażeń dopełnia muzyka ośmiokrotnie nominowanego do Oscara Jamesa Newtona Howarda, doskonale podkreślająca nastrój obserwowanych wydarzeń.

Niestety gorzej jest z samą historią. Podzielenie opowieści na pięć części sprawia, że niektóre wątki dopiero zaczynają się kształtować i wychodzimy z sali kinowej z wrażeniem obejrzenia odcinka serialu, a nie pełnoprawnego filmu. Problem w tym, że na kolejny odcinek poczekamy następne dwa lata. Zabrakło scenariusza, który wpisywałby się w większą całość, sam w sobie przedstawiając jednak samodzielną fabułę.

Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda to miły powrót do świata czarownic i czarodziejów, pokazujący kilka ciekawych postaci i przybliżający owiany tajemnicą pojedynek, który utwierdził sławę Albusa Dumbledora. Pozostawia jednak spory niedosyt, zwłaszcza, że na zwieńczenie tej opowieści przyjedzie nam prawdopodobnie poczekać jeszcze sześć lat.