Era Nowe Horyzonty - dzień 3 (Filmy dla dzieci - zestaw 1, Pontypool)

Autor: Marigold

Dzisiaj trzeci dzień Festiwalu, pojawiają się pierwsze oznaki zmęczenia, szczególnie, że pogoda nadal nieco wariuje - czasem słońce, częściej deszcz. Dzisiaj wybrałyśmy filmy proste, które nie wymagają ogromnego skupienia, zapewniają zaś 100 % rozrywki w rozrywce tudzież tandety w tandecie.
Filmy dla dzieci - zestaw 1 Dzisiaj potrzebowałyśmy nieco lżejszego repertuaru, toteż dzień zaczęłyśmy od animacji dla dzieci. Zaprezentowano nam trzy odcinki opowieści o uroczym małym duszku Labanie, który mieszka wraz z wzorcową rodziną (model 2+2) w zamku i przyjaźni się z królewiczem. Bajka miła, lekka i przyjemna - narysowana prosto i klasycznie, prawdziwy powrót do krainy dzieciństwa i klasycznych bajek. Kolejna pozycja cyklu to Siostrzyczka królika. Niby banalna historia, w niezwykle prosty i nienatarczywy sposób opowiada o odpowiedzialności. Bajka z morałem, który jednak nie uprzykrza seansu nawet dorosłym widzom. Ostatnia pozycja to Booo - prosta historyjka o tym, że pozorancka brawura przegrywa w kontakcie z prawdziwą odwagą. Autorka, Alicja Jaworski, w krótkiej formie przekazała dzieciom stara prawdę, że "Amicus certus in re incerta cernitur" ("Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie"). Okazało się, że - wbrew opinii naszych kolegów - zestaw filmów dla dzieci okazał się całkiem ciekawy dla dorosłych. [Marigold] Wczesnym rankiem postawiłyśmy na kino dziecięce w klasycznym wydaniu pod znakiem wyraźnej animacji, uproszczonej kreski i rysunku ograniczonego do prostych form pozbawionych detali. W czasach technologii wirtualnej tego rodzaju nieskomplikowane formy, są rozczulająco pozytywną boczną drogą obok autostrad komputerowej animacji. Za wizualną prostotą bajek o duchu, który bał się ciemności, króliku, który stanął przed wyzwaniem opieki młodszą siostrą i zającu usiłującym znaleźć przyjaciół, stoi równie jasny morał. Bezpretensjonalne bajki na cześć odwagi, przyjaźni i odpowiedzialności, które najmłodszym spodobają się wbrew modzie na grafikę 3D, a i dorośli nie będą zawiedzeni.[Arion]
Pontypool "Najnowszy film Bruce'a McDonalda to prosta wariacja na temat filmów o zombie. Kiedy nieszczęśliwy, całkowicie wyczerpany prezenter talk-show w małomiasteczkowym radiu rozpoczyna emisję swojego kolejnego programu, odbiera serię dziwnych i niepokojących wiadomości o zbrodniach i chaosie szerzących się w miasteczku Pontypool. Akcja, rozgrywająca się niemal w całości w obleganym studio radiowym, koncentruje się na fascynującej idei, że język jako taki, czyli sama istota radiowego medium, powoduje rozprzestrzenianie się śmiertelnego wirusa wśród słuchaczy. Zombie i choroba są coraz bliżej studia, a slogan reklamowy filmu: Zamknij się albo zginiesz staje się coraz bardziej dosłowny." To nie jest kolejny film o żywych trupach, nawet jeśli na plakacie okazale straszy okrwawiona dłoń. To film z gatunku wielkie nieba, w którym warstwa fabularna wywołuje skurcze przepony, pozwalając jednocześnie na wrażenie, że twórcy scenariusza bawili się przy jej tworzeniu równie dobrze jak publiczność podczas jej kontemplacji. Albowiem jest co kontemplować. Jako, że Pontypoll udowadnia, iż posługiwanie się językiem angielskim wywołuje choroby, słowotok i przemienia ludzi w krwiożercze zombie. Choć bohaterowie filmu spędzają półtorej godziny w jednym pomieszczeniu, usiłując ocalić świat przed lingwistyczno-audialnym wirusem za pomocą audycji radiowej, choć sceny gore ograniczono do wiadra posoki na szybie, a informacje o kanadyjskim Armageddonie docierają do widza wyłącznie dzięki opowieściom zza słuchawki i konsolety, Pontypoll ogląda się nad wyraz dobrze. Jego największy atut - humor i dystans, pomnożone przez dialogi pełne swady i ironii kierowanej wprost pod adres ożywieńczego horroru na serio sprawiają, że ten film o żywych trupach nabiera ciekawszej kolorystyki niż jednostajna, zgniła zieleń. Zabawnie, sarkastycznie i całkowicie irracjonalnie.[Arion] Nie lubię filmów o zombie, gdyż - po prostu - niesamowicie się ich boję, natomiast na festiwalu, licząc na dobrą zabawę, jestem w stanie zaryzykować. Pontypool nie jest straszny (prócz jednej sceny, na samym początku, kiedy podskoczyłam w fotelu - przynajmniej przestałam być senna...). Jest natomiast niezwykle zabawny. Krwi nie ma wiele, kończyny nie odpadają, opis ataku poznajemy wyłącznie z telefonicznych relacji naocznych świadków. Co więcej, z bliska widzimy tylko dwoje zombie... Para głównych bohaterów popada w stany od szaleństwa, przez panikę po heroiczną odwagę. Nikomu nie grozi zejście ze strachu, co najwyżej - ze śmiechu, szczególnie, gdy słyszymy kwestię: "On nie był moim przyjacielem, był pedofilem (...) to chyba nie był dobry nekrolog..."[Marigold] Wieczorem planujemy wypad na film z cyklu nocne szaleństwo zatytułowany Przygody Barry’ego McKenzie. Stay tuned!