Film o zombie-nazistach nie może być zły, jeśli jego twórcy choć odrobinę nad swoim dziełem pomyśleli, wylali mu w miarę solidne fundamenty i nakreślili wiarygodną fabułę, w której zarówno protagoniści, jak i ich zgnili przeciwnicy, będą potrafili zainteresować widza. A tak właśnie jest w przypadku Eksperymentu SS. Zarówno z jasnej, jak i ciemnej strony mocy mamy do czynienia z bohaterem zbiorowym, działającym w grupie, choć posiadającym impulsy do indywidualnych wypadów. Najemnicy to profesjonaliści stawiający na taktykę i planowanie poparte działaniem z głową, miast ułańskich szarż. Mogą się nie lubić, mogą narzekać na bezsens wyprawy, ale stanowią zwartą i śmiercionośną grupę. Nazistowscy żołnierze, choć nie za bardzo wiadomo, w jaki sposób rozgrywa się u nich proces decyzyjny, również działają w grupie, a nawet jeśli zdarzy się wypad indywidualny, to z wyraźnie zaznaczonym celem, który grupie służy. W obu przypadkach pojawiają się również postaci wyróżniające się, wodzowie – major SS (chyba) oraz dowódca najemników, niejaki DC (znany z Króla Artura oraz serialu Rzym Ray Stevenson, przyszły Punisher). Nie ma wprawdzie żadnego większego starcia charakterów, to nie ten rodzaj filmu, ale obaj wyróżniają się na tle reszty, z oczywistych względów Stevenson bardziej. Ciekawy kontrast można zaobserwować w doborze broni poszczególnych grup: najemnicy standardowo używają karabinów i pistoletów, pojawiają się również przelotnie noże; zombie-naziści natomiast, jako że to trupy, posługują się może mniej wyrafinowanymi środkami, ale jakże filmowymi – noże, kilofy (!!!) czy po prostu przerośnięte ręce! Zawsze miło zobaczyć dobrze wykorzystaną broń białą w horrorze. Miejscami pojawia się również fajnie skrojona mitologia nawiązująca do hitlerowskich prób panowania nad światem poprzez odkrycie sekretów życia, czyli tytułowy eksperyment, którego skutek panoszy się w bunkrze i okolicy kilkadziesiąt lat po wojnie. Jeśli wspominamy o fundamentach fabuły, warto także pamiętać o miejscu akcji – nazistowski bunkier ukryty pod ziemią, co samo w sobie budzi mało przyjemne skojarzenia i stanowi dobry zaczątek klimatu osaczenia, a na dodatek znajduje się on w środku lasu, co tenże klimat pogłębia i daje twórcom sposobność do ukazania otwartego starcia w środku nocy, przy efektownych wizualnie salwach z broni maszynowej.
Film o zombie-nazistach nie może być zły, jeśli zrobiony jest z głową, a w przypadku Eksperymentu SS głowy twórców pochodziły z Wielkiej Brytanii, tak jak większości aktorów tej produkcji. Efektem jest nie tyle europejskość czy brytyjskość tej pozycji, lecz jej, nazwijmy to – anty-amerykańskość. W tym sensie, że nie ma wyznaczników stylu zdecydowanej większości tamtejszych horrorów ostatnich lat: żadnych nastolatków walczących w tle z rozterkami uczuciowymi czy wrednym pryszczem – w zamian grupa twardzieli, i nawet jeśli jeden się na chwilę rozkleja, to zaraz zostaje przywołany do porządku sarkastyczną uwagą; żadnych efektownych inaczej patentów horrorowych w stylu mówienia "zaraz wrócę", by pójść samotnie do ciemnego pomieszczenia czy uciekania w najmniej potrzebne miejsce – żołnierze to zawodowcy i walczą drużynowo, do końca, a nawet jeśli są szlachtowani, to oddają życie z klasą. I tak dalej. Najlepszym przykładem tej horrorowej 'anty-amerykańskości' jest końcówka, której oczywiście nie zdradzę, napiszę tylko, że w obecnych czasach w Stanach nigdy by nie przeszła w takiej wersji.
To wszystko składa się na wielce pozytywny obraz Eksperymentu SS, lecz zastrzegam, że nie jest do końca tak różowo, bowiem film ten po prawdzie jest jedynie średniakiem w swojej kategorii wagowej. Za dużo tu schematyczności (a choćby standardowe zgadywanie, kto przeżyje, a kto nie) i niezdecydowania, czy pójść bardziej w kierunku nadprzyrodzonego thrillera opartego w głównej mierze na suspensie, czy rasowego horroru ociekającego gore – w efekcie jest pół na pół, co w pewnym momencie zdrowo irytuje. Jak na mój gust za mało tu również brutalnej, mięsistej, krwawej akcji, a za dużo zabawy w tworzenie klimatu zagrożenia, któremu nie należało poświęcać tyle czasu z uwagi na miejsce akcji, które broni się samo – opuszczony bunkier niemiecki, zakopany w ziemi, z plątaniną korytarzy i klaustrofobicznych pomieszczeń! A więc standardowy horrorek na filmową noc, gatunkowy średniak, zrobiony jednak z pomysłem i przysłowiowym jajem - oglądany z odpowiednim nastawieniem będzie potrafił rozerwać, a co bardziej wrażliwe na masakrę osoby nawet przestraszyć. Więcej chyba nie można było od tej pozycji oczekiwać. Dodatków dvd komentować nie ma sensu, bo tego, co dystrybutor, Vision, zaproponował na płycie z Eksperymentem SS, dodatkami filmowymi nijak nazwać nie potrafię.