» Recenzje » Eksperyment SS

Eksperyment SS


wersja do druku
Redakcja: Marigold

Eksperyment SS
Film o zombie-nazistach nie może być zły – tym właśnie stwierdzeniem zacznę recenzję Eksperymentu SS, brytyjskiej produkcji łączącej elementy kina akcji oraz survival horroru, zatopionej w stylistyce kina klasy B. Nie może być zły, bowiem to postacie idealnie, wręcz stricte filmowe – nie pasujące do żadnego innego medium tak, jak do filmu, który dzięki swojej dynamiczności i plastyczności sprawia, że zombie-naziści dodadzą klimatu każdej produkcji, nawet tej najsłabszej. A Eksperymentu SS nie można do takowych zaliczać. Fabuła: grupa najemników, mniejsza o ich personalia, podejmuje się wzięcia udziału w misji, której celem jest ochrona pewnego naukowca szukającego czegoś w ogarniętej wojną Europie Wschodniej. Początkowo nie zadają zbędnych pytań, nie obchodzi ich za bardzo cel wyprawy – w końcu to najemnicy, którym płaci się za umiejętności, nie dociekliwość. W momencie, gdy celem wyprawy okazuje się niemiecki bunkier z czasów II wojny światowej, zagubiony gdzieś w nieprzeniknionych lasach, atmosfera zaczyna się psuć. Jeszcze gorzej robi się, gdy na miejscu znajdują szereg ludzkich zwłok, pewne kontrowersyjne nazistowskie urządzenie, a niektórzy zaczynają widywać różne dziwne rzeczy. Wprawdzie nie uciekają z bunkra, bo to tęgie chłopy, których ciężko wystraszyć, a poza tym pracodawca grozi wydaleniem z roboty, lecz atmosfera staje się coraz bardziej napięta. Do momentu, kiedy wróg się materializuje jako... nazistowscy żołnierze, którzy według wszelkiej logiki powinni już dawno zwiedzać zaświaty lub szukać sztucznej szczęki na ławeczce w parku. Nie ma co ukrywać, kim są "ci źli" i pisać o nich wymijająco, bowiem to żadna niespodzianka, a promocja filmu – przede wszystkim plakat – opiera się na różnego rodzaju sugestywnie ucharakteryzowanych tęgich panach w ciemnych płaszczach i hełmach.


Film o zombie-nazistach nie może być zły, jeśli jego twórcy choć odrobinę nad swoim dziełem pomyśleli, wylali mu w miarę solidne fundamenty i nakreślili wiarygodną fabułę, w której zarówno protagoniści, jak i ich zgnili przeciwnicy, będą potrafili zainteresować widza. A tak właśnie jest w przypadku Eksperymentu SS. Zarówno z jasnej, jak i ciemnej strony mocy mamy do czynienia z bohaterem zbiorowym, działającym w grupie, choć posiadającym impulsy do indywidualnych wypadów. Najemnicy to profesjonaliści stawiający na taktykę i planowanie poparte działaniem z głową, miast ułańskich szarż. Mogą się nie lubić, mogą narzekać na bezsens wyprawy, ale stanowią zwartą i śmiercionośną grupę. Nazistowscy żołnierze, choć nie za bardzo wiadomo, w jaki sposób rozgrywa się u nich proces decyzyjny, również działają w grupie, a nawet jeśli zdarzy się wypad indywidualny, to z wyraźnie zaznaczonym celem, który grupie służy. W obu przypadkach pojawiają się również postaci wyróżniające się, wodzowie – major SS (chyba) oraz dowódca najemników, niejaki DC (znany z Króla Artura oraz serialu Rzym Ray Stevenson, przyszły Punisher). Nie ma wprawdzie żadnego większego starcia charakterów, to nie ten rodzaj filmu, ale obaj wyróżniają się na tle reszty, z oczywistych względów Stevenson bardziej. Ciekawy kontrast można zaobserwować w doborze broni poszczególnych grup: najemnicy standardowo używają karabinów i pistoletów, pojawiają się również przelotnie noże; zombie-naziści natomiast, jako że to trupy, posługują się może mniej wyrafinowanymi środkami, ale jakże filmowymi – noże, kilofy (!!!) czy po prostu przerośnięte ręce! Zawsze miło zobaczyć dobrze wykorzystaną broń białą w horrorze. Miejscami pojawia się również fajnie skrojona mitologia nawiązująca do hitlerowskich prób panowania nad światem poprzez odkrycie sekretów życia, czyli tytułowy eksperyment, którego skutek panoszy się w bunkrze i okolicy kilkadziesiąt lat po wojnie. Jeśli wspominamy o fundamentach fabuły, warto także pamiętać o miejscu akcji – nazistowski bunkier ukryty pod ziemią, co samo w sobie budzi mało przyjemne skojarzenia i stanowi dobry zaczątek klimatu osaczenia, a na dodatek znajduje się on w środku lasu, co tenże klimat pogłębia i daje twórcom sposobność do ukazania otwartego starcia w środku nocy, przy efektownych wizualnie salwach z broni maszynowej.


Film o zombie-nazistach nie może być zły, jeśli zrobiony jest z głową, a w przypadku Eksperymentu SS głowy twórców pochodziły z Wielkiej Brytanii, tak jak większości aktorów tej produkcji. Efektem jest nie tyle europejskość czy brytyjskość tej pozycji, lecz jej, nazwijmy to – anty-amerykańskość. W tym sensie, że nie ma wyznaczników stylu zdecydowanej większości tamtejszych horrorów ostatnich lat: żadnych nastolatków walczących w tle z rozterkami uczuciowymi czy wrednym pryszczem – w zamian grupa twardzieli, i nawet jeśli jeden się na chwilę rozkleja, to zaraz zostaje przywołany do porządku sarkastyczną uwagą; żadnych efektownych inaczej patentów horrorowych w stylu mówienia "zaraz wrócę", by pójść samotnie do ciemnego pomieszczenia czy uciekania w najmniej potrzebne miejsce – żołnierze to zawodowcy i walczą drużynowo, do końca, a nawet jeśli są szlachtowani, to oddają życie z klasą. I tak dalej. Najlepszym przykładem tej horrorowej 'anty-amerykańskości' jest końcówka, której oczywiście nie zdradzę, napiszę tylko, że w obecnych czasach w Stanach nigdy by nie przeszła w takiej wersji.


To wszystko składa się na wielce pozytywny obraz Eksperymentu SS, lecz zastrzegam, że nie jest do końca tak różowo, bowiem film ten po prawdzie jest jedynie średniakiem w swojej kategorii wagowej. Za dużo tu schematyczności (a choćby standardowe zgadywanie, kto przeżyje, a kto nie) i niezdecydowania, czy pójść bardziej w kierunku nadprzyrodzonego thrillera opartego w głównej mierze na suspensie, czy rasowego horroru ociekającego gore – w efekcie jest pół na pół, co w pewnym momencie zdrowo irytuje. Jak na mój gust za mało tu również brutalnej, mięsistej, krwawej akcji, a za dużo zabawy w tworzenie klimatu zagrożenia, któremu nie należało poświęcać tyle czasu z uwagi na miejsce akcji, które broni się samo – opuszczony bunkier niemiecki, zakopany w ziemi, z plątaniną korytarzy i klaustrofobicznych pomieszczeń! A więc standardowy horrorek na filmową noc, gatunkowy średniak, zrobiony jednak z pomysłem i przysłowiowym jajem - oglądany z odpowiednim nastawieniem będzie potrafił rozerwać, a co bardziej wrażliwe na masakrę osoby nawet przestraszyć. Więcej chyba nie można było od tej pozycji oczekiwać. Dodatków dvd komentować nie ma sensu, bo tego, co dystrybutor, Vision, zaproponował na płycie z Eksperymentem SS, dodatkami filmowymi nijak nazwać nie potrafię.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Outpost
Jeszcze jeden koniec świata
- recenzja
Trzej muszkieterowie 3D
Muszkieterowie nowej generacji
- recenzja
Rzym
- recenzja

Komentarze


Mandos
   
Ocena:
0
żadnych efektownych inaczej patentów horrorowych w stylu mówienia "zaraz wrócę"

O co w tym chodzi?

Recenzja mi się podoba, mimo, że jakoś za filmami o zombiakach nie przepadam to ten mnie zainteresował, więc kto wie...
22-09-2008 10:32
Beowulf
   
Ocena:
0
No, o to, że w standardowym horrorze ktoś mówi, że zaraz wróci, po czym zostaje wysłany w zaświaty przez filmowego mordercę; jeden z horrorowych schematów, które powtarzają się od iluś tam lat, a które są nudne jak flaki z olejem...
22-09-2008 12:20
~Elkh

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nie jest miłośnikiem horrorów. Wynika z tego, że w większości przypadków śmieszą, a nie straszą.
Ten film akurat mi się bardzo podobał i gorąco polecam.
22-09-2008 12:26
~czaki

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Piszesz: "To wszystko składa się na wielce pozytywny obraz Eksperymentu SS..." a dalej w podsmowaniu nie ma ani słowa potwierdzającego ten "wielce pozytywny obraz", a są za to sam "ale". Szczerze, to ciężko mi się czytało tą recenzję i osobiści wcale mi się nie podoba. Ale film i tak obejrzę. ;)
22-09-2008 13:01
Beowulf
   
Ocena:
0
Czaki, bo to fajny film, który ma wady. Punktuje je właśnie na końcu, ponieważ nie przysłaniają obrazu całości, ale też nie można ich nie zauważyć. Taką konstrukcję recenzji obrałem. Jeśli się nie podoba - no cóż, nie potrafię tego argumentu odeprzeć.


A jeśli twierdzisz, że nie ma żadnego słowa potwierdzającego, to czym jest np. stwierdzenie "zrobiony jednak z pomysłem i przysłowiowym jajem"?


P.S. A miłośnikiem horrorów rzeczywiście nie jestem, i większość "horrorów" jakie dzisiaj powstają jest moim zdaniem śmieszna, nie straszna. Ni można lubieć wszystkiego ;].
22-09-2008 17:16
Mandos
    @Beowulf
Ocena:
0
Wiem co (edit)chciałeś powiedzieć ale zrobiłeś to koślawie :).
22-09-2008 18:23
Beowulf
   
Ocena:
0
Nie zaprzeczam, że specyficznie ;), ale wydaje mi się, że jest na tyle zrozumiałe, że powinno zostać.
22-09-2008 18:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.