Dungeons & Dragons: Złodziejski honor
W czasie swojej niemal półwiecznej historii Dungeons & Dragons rozrosło się do rozmiaru kulturowego fenomenu i już dawno wyszło poza ramy gatunku, któremu dało początek w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Oparte na nim książki, komiksy, gry planszowe, paragrafowe i komputerowe od lat goszczą w świadomości fanów popkultury, a niektóre uznawane są wręcz za kamienie milowe swoich gałęzi rozrywki, żeby wspomnieć choćby kultowe serie Baldur’s Gate, Icewind Dale czy Neverwinter Nights.
Obszarem, na którym Lochy i Smoki nie miały do tej pory szczęścia były małe i duże ekrany. Film z 2000 roku spotkał się z druzgocącą krytyką i pomimo relatywnie niewielkiego budżetu przyniósł straty, a jego dwie kontynuacje (przywodzące na myśl półamatorskie produkcje garażowe) popadły właściwie w zupełne zapomnienie. Sukcesu nie odniosła też animowana adaptacja Smoczej Lancy z 2008 roku – Smoki jesiennego zmierzchu. Podobnie, przeżywająca obecnie swoją drugą młodość, kreskówka z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych nie wybijała się ponad ówczesne standardy telewizyjne.
Złą passę miał przełamać najnowszy film zatytułowany Złodziejski honor (Honor Among Thieves), o którym po raz pierwszy usłyszeliśmy już w 2013 roku. Jego produkcję również trapiły różnego rodzaju problemy (od procesów sądowych przez zmiany twórców po globalną pandemię), ale napływające coraz szerszym strumieniem informacje na temat obsady czy wybranej konwencji pozwalały mieć nadzieję, że tym razem powstanie udana produkcja. Nie bez znaczenia była też metamorfoza jaką przeszły papierowe Lochy i Smoki, które z osobliwej niszy przeistoczyły się w pełnoprawną formą rozrywki.
Ostatecznie film trafił do kin pod koniec marca 2023 roku (w Polsce – 14 kwietnia) i okazał się sporym sukcesem. Pozytywne recenzje, entuzjastyczny odbiór ze strony widzów (i to nie tylko fanów D&D) oraz dobre wyniki finansowe napawały optymizmem. W momencie pisania niniejszej recenzji obraz zarobił niemal dwieście milionów dolarów, co przy budżecie wynoszącym sto pięćdziesiąt milionów, bez wątpienia wzbudziło zadowolenie właścicieli praw do marki z firmy Hasbro i producentów z wytwórni Paramount Pictures. Dlatego sam postanowiłem się wybrać do kina i podzielić z czytelnikami Poltera swoimi wrażeniami.
Akcja Złodziejskiego honoru osadzona jest na Wybrzeżu Mieczy, w północnej części Zapomnianych Krainach, jednym z najstarszych i najlepiej opisanych światów Dungeons & Dragons, który obecnie stanowi domyślną scenerię większości oficjalnych produktów do piątej edycji systemu. Jest to spora zmiana w stosunku do poprzedniej trylogii, która do pierwotnego uniwersum odwoływała się w minimalnym stopniu i nie sposób było stwierdzić gdzie tak naprawdę się rozgrywała.
Fabuła najnowszego filmu obraca się wokół grupy poszukiwaczy przygód (a właściwie łotrzyków i oszustów), którzy nieco wbrew sobie wpadają w sam środek intrygi zagrażającej mieszkańcom Neverwinter, jednego z najważniejszych miast całego regionu. Główną oś historii uzupełniają wątki poboczne dotyczące relacji rodzinnych pomiędzy bohaterami, konfliktu natury i cywilizacji czy poszukiwania własnej wartości.
Opowieść nie jest specjalnie odkrywcza i dość łatwo przewidzieć poszczególne zwroty akcji (w czym swój udział miały pełne spoilerów zwiastuny i materiały promocyjne), ale charakteryzuje ją pewna lekkość i bezpretensjonalność, które sprawiają, że cały czas śledzi się ją ze sporym zainteresowaniem. Od początku do końca wiemy, że mamy do czynienia z kinem rozrywkowym, którego głównym zadaniem jest rozbawić widza i pozwolić mu na chwilę przenieść się do świata fantastycznych przygód. Pomaga w tym brak silenia się przez twórców na skomplikowane komentarze społeczno-polityczne. Mamy tu co prawda przekaz o sile przyjaźni, wartościach rodzinnych, odpowiedzialności i pokonywaniu słabości, ale wszystko to podane jest w nienachalny sposób elegancko komponujący się z przyjętą konwencją.
Największą siłą Złodziejskiego honoru są bohaterowie, w czym ogromna zasługa obsady. Chris Pine jako bard Edgin błyszczy swoją naturalną charyzmą, nieco drewniana Michelle Rodriguez bardzo dobrze pasuje do roli barbarzyńskiej wojowniczki Holgi, Justice Smith zdaje się być skrojony do postaci nieco fajtłapowatego zaklinacza (czyli użytkownika magii posiadającego naturalne, a nie wyuczone zdolności) Simona, a Sophia Lillis idealnie odnajduje się jako odrobinę wyobcowana druidka Doric. Pozytywnie wypadła też Chloe Coleman wcielająca się w córkę Edgina Kirę, której jednak na ekranie jest zdecydowanie mniej niż można się było spodziewać. Jednak na mnie najlepsze wrażenie zrobili Regé-Jean Page jako paladyn Xenk Yendar (doskonale oddający, bez wpadania w karykaturalność, podręcznikowy archetyp praworządnego dobrego rycerza) oraz Hugh Grant, który jest stworzony do odgrywania nie do końca poważnych złoczyńców. Od wysokiego poziomu całości odstaje właściwie tylko Daisy Head, której Sofina ogranicza się do mrocznego wyglądu i wygłaszania złowieszczych kwestii. Jednak niewykluczone, że to nie wina aktorki, ale scenariusza, w którym trochę zabrakło pomysłu na miejsce dla czarodziejki.
Trzecim elementem, który sprawia, że najnowszy film Dungeons & Dragons tak dobrze się ogląda, jest humor. Mamy tu bowiem do czynienia z komedią przygodową, która sama siebie traktuje z dużym przymrużeniem oka, ale jednocześnie nie wpada w koleiny parodii. Znakomita część żartów bawi, a i momenty bardziej poważne czy dramatyczne potrafią zaciekawić. W recenzjach można spotkać porównania do wczesnych filmów z Marvel Cinematic Universe i rzeczywiście coś w tej analogii jest, choć moim zdaniem bliżej Złodziejskiemu honorowi do Shazama (jeśli już szukamy podobieństw z kinem superbohaterskim). Film prezentuje się jak wysokobudżetowa ekranizacja sesji RPG, gdzie wszyscy uczestnicy zabawy starają się trzymać klimatu i konwencji, ale koniec końców żartów i tak nie brakuje. Możliwe, że jest to też ukłon wobec ruchu Actual Play i fanów oglądania rozgrywek transmitowanych w Internecie.
Produkcja pozytywnie wypada również od strony realizatorskiej – ładne plenery, wiarygodna scenografia, porządne kostiumy (na szczęście bez przesadnego przerysowania będącego plagą wielu przedstawicieli gatunku fantasy), przyzwoite efekty specjalne i dobra choreografia walk dają poczucie obcowania z filmem, którego relatywnie wysoki budżet został odpowiednio spożytkowany. Podobać mogą się przede wszystkim efekty czarów i przedstawienie większości potworów. Dla mnie najlepiej wypadła pod tym względem jedna ze scen pościgu, podczas której obserwujemy kilkukrotne korzystanie przez Doric ze zdolności przybierania zwierzęcych kształtów. Nieco gorzej jest w warstwie muzycznej, gdzie zabrakło nieco wpadających w ucho utworów, a zaledwie jedna piosenka (nawet jeśli bardzo sympatyczna), to trochę mało w produkcji, w której główny bohater jest bardem.
Czy to oznacza, że Złodziejski honor jest filmem zasługującym na najwyższe noty w swojej klasie, które niektórzy widzowie na gorąco mu przyznają? Niestety aż tak dobrze nie jest. Do okazyjnych problemów z efektami komputerowymi i wspomnianym wcześniej braku pomysłu na postać Sofiny doliczyłbym jeszcze niektóre żarty, które zdają się być nieco przeciągnięte i przez to tracą na swojej wyrazistości (na myśl przychodzi tu szczególnie scena na Wysokim Wrzosowisku). Momentami pojawia się też zjawisko pośpiesznego przełamywania poważniejszych fragmentów filmu jakimś dowcipem albo humorem sytuacyjnym. Nie jestem specjalnym fanem takiego rozwiązania, ale na szczęście nie jest to tak nagminne jak w nowszych produkcjach ze stajni Marvela. Mankamenty te nie wpływają znacząco na odbiór filmu, choć muszą znaleźć odzwierciedlenie w finalnej ocenie.
Zanim jednak do niej przejdziemy, warto na chwilę zatrzymać się przy wartości Złodziejskiego honoru z perspektywy fana papierowego Dungeons & Dragons. Z jednej strony pod tym względem jest wybornie – nawiązania, smaczki, odwołania i mrugnięcia okiem występują w takiej ilości, że ich wyłapywanie może być zabawą na kilka seansów. Mamy tu masę ikonicznych potworów (od smoków przez sowoniedźwiedzia po zmorę każdego poszukiwacza przygód – rdzewiacza), miejsc (na czele z Neverwinter czy więzieniem Revel’s End położonym na niedostępnych pustkowiach Doliny Lodowego Wichru), organizacji (żeby wspomnieć Harfiarzy czy Czerwonych Czarodziejów), postaci (epizodyczny występ zalicza nawet jeden z najsłynniejszych czarodziejów Faerunu, a dzieło jego kolegi po fachu stanowi jeden z ważniejszych motywów fabularnych) czy zaklęć (od prostych sztuczek po czary dostępne wyłącznie dla najpotężniejszych użytkowników magii). Swoje miejsce znalazły nawet rozwiązania znane z mechaniki piątej edycji Lochów i Smoków, co doskonale widać na przykładzie podejścia do używania magicznych przedmiotów. Z drugiej strony mam wrażenie, że trudno byłoby wykorzystać Złodziejski honor na sesjach jako coś więcej niż swoistą pomoc wizualną dla Mistrza Podziemi lub źródło Bohaterów Niezależnych. Ogromny w tym udział popularności filmu, który widziała pewnie znacząca część graczy i raczej nie dałoby się ich zaskoczyć rozwiązaniami zaczerpniętymi wprost ze srebrnego ekranu. Nie zmienia to jednak faktu, że dla osób znających materiał źródłowy, filmowe Lochy i Smoki będą z pewnością jeszcze lepszym doświadczeniem. Jednocześnie warto podkreślić, że znajomość szerszego kontekstu nie jest wymagana do czerpania radości z seansu – twórcy nie wymagają od widza odrobienia pracy domowej przed wybraniem się do kina.
Podsumowując Dungeons & Dragons: Złodziejski honor trzeba powiedzieć, że dostaliśmy pozycję, która nie tylko jednoznacznie przełamała złą passę kinowych produkcji spod znaku Lochów i Smoków, ale udowodniła, że papierowe gry fabularne przy odpowiednim podejściu mogą okazać się źródłem historii, które przyciągną do kin masę widzów. Nie każdy film rozrywkowy musi poruszać trudne tematy czy odznaczać się zawiłą fabułą. Czasem wystarczy dobrze dobrana obsada i trafiona konwencja, żeby zapewnić ponad dwie godziny wybornej zabawy. Dla mnie Lochy i Smoki okazały się bardzo pozytywnym zaskoczeniem, nie żałuję wyprawy do kina i z czystym sumieniem wystawiam wysoką ocenę widoczną w stopce poniżej. Miło było zobaczyć na wielkim ekranie ikoniczne elementy Dungeons & Dragons i Zapomnianych Krain. Mam nadzieję, że finansowy sukces przełoży się na decyzję o stworzeniu kontynuacji i że nie będziemy musieli na nią czekać kolejne dziesięć lat. Osobiście z przyjemnością powróciłbym do Faerunu i zobaczył dalsze przygody grupy łotrów o dobrym sercu. W międzyczasie otrzymamy może w końcu serial aktorski (podobno osadzony w świecie Smoczej Lancy), o którym mówi się ostatnio coraz częściej.
Reżyseria: Jonathan Goldstein, John Francis Daley
Scenariusz: Jonathan Goldstein, John Francis Daley, Michael Gilio
Muzyka: Lorne Balfe
Zdjęcia: Barry Peterson
Obsada: Chloe Coleman, Chris Pine, Daisy Head, Michelle Rodriguez, Regé-Jean Page, Justice Smith, Sophia Lillis, Hugh Grant
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2023
Data premiery: 31 marca 2023
Czas projekcji: 2 godz. 14 min.
Dystrybutor: Paramount Pictures