Cztery noce z Anną

Autor: Michał 'rincewind bpm' Smoleń

Cztery noce z Anną
O miłość można mówić na różne sposoby. Czy to w Hollywood, z plastikowymi komedyjkami o ludziach zawsze pięknych, młodych i bogatych, czy to w urokliwym, wzruszającym Once, czy w końcu w pełnych kiczu odrealnionych filmach z Bollywood – wszędzie historia miłosna jest częścią szerszego spojrzenia na ludzkie życie. Dla Jerzego Skolimowskiego, reżysera Czterech nocy z Anną, wątek miłosny jest pretekstem do ukazania tragizmu na pierwszy rzut oka jednoznacznie negatywnych bohaterów.

Leon Okrasa, mistrzowsko zagrany przez Artura Steranko, od początku wydaje się postacią rodem z thrillerów. Ten wielki, nieco niezdarny mężczyzna śledzi pewną kobietę, przyglądając się jej z ukrycia przy każdej okazji. Kiedy kupuje siekierę, a potem pali w piecu ludzkie kończyny, przypomina psychopatycznego mordercę w przerwie pomiędzy kolejnymi zabójstwami. Jego życie wydaje się puste: poza babcią, którą się opiekuje, nie ma nawet nikogo, z kim mógłby porozmawiać. Po jej śmierci jedyną ważną w jego życiu osobą staje się obserwowana przez niego Anna, mieszkająca w sąsiedztwie. Kiedy w końcu zobaczymy, jak ogromny Leon zakrada się pod jej okno, by podrzucić środki nasenne, a następnie wślizguje się do środka, jego intencje wydają się jasne – ale to tylko pozory.

W rzeczywistości Leon jest pracownikiem szpitala, zajmującym się między innymi utylizacją odpadków medycznych. Tym, co pojawiło się w jego nieszczęśliwym życiu, nie jest wcale chęć mordu na niewinnej kobiecie. To po prostu platoniczna miłość nieco ułomnego i często nieświadomie przerażającego Leona do pięknej pielęgniarki. W jej pokoju nie robi jej żadnej krzywdy; wręcz przeciwnie, czerpie przyjemność z samej bliskości śpiącej kobiety, przy okazji dokonując drobnych napraw czy sprzątając, troszcząc się o nią niemal jak o ukochaną żonę. Choć na swój sposób piękna, taka sytuacja nie może jednak przetrwać w prawdziwym świecie, dla którego Leon jest przecież nie tylko włamywaczem, ale i byłym więźniem. Widz podświadomie czeka więc na nieunikniony koniec jego nocnych wypraw. Momenty, w którym dwie osoby są sobie najbliższe (nawet jeżeli Anna w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy), a Leon osiąga pełnię szczęścia, normalnie leżącego poza zasięgiem takich jak on, przebywających na obrzeżach społeczeństwa ludzi, są jednocześnie chwilami, w których zdajemy sobie sprawę, że łamie on obowiązujące w nim zasady. Jego historia po prostu nie ma prawa zakończyć się szczęśliwie. Świadomość tego nadaje całości smutny wydźwięk niemal od samego początku.

W Czterech nocach z Anną reżyser i aktorzy wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności, tworząc dzieło wyraziste, o niesłychanej sile wyrazu. Zdjęcia, mimika, klimatyczna muzyka i w końcu przygnębiające tło małego, obskurnego miasteczka doskonale wyrażają wizję Skolimowskiego. Choć nie brakuje długich scen, nie ma elementów zbędnych, wszystko stanowi spójną, przemyślaną całość. Film zadaje liczne pytania, ale nie sugeruje jasnych odpowiedzi. Dzięki temu można go rozpatrywać w wielu różnych płaszczyznach, jako dzieło o zupełnie zagubionym podglądaczu-odludku, wpływie traumatycznego wydarzenia sprzed lat na dwójkę ludzi czy w końcu niemożliwości nawiązania prawdziwego kontaktu we współczesnym świecie.

Cztery noce z Anną są jednym z najbardziej poruszających filmów roku. Na podstawie prostej historii o nieprzystosowanym mężczyźnie Skolimowski nakręcił mistrzowskie dzieło, będące inspiracją do trudnych rozmyślań. Każdy wrażliwy widz powinien opuścić kino być może zasmucony, ale w pełni usatysfakcjonowany.