Cień i kość

W oczekiwaniu na cud

Autor: Agata 'aninreh' Włodarczyk

Cień i kość
Stworzony przez Leigh Bardugo świat grisz i drüskelle, magii i nauki, wielkich spisków i zuchwałych napadów, idealistów i oportunistów, doczekał się serialu. Netflix, trzeba przyznać, dobrze sobie poradził z tym wyzwaniem, a dzięki współpracy z autorką efekt końcowy jest lepszy, niż można się było spodziewać.

W recenzji będę posługiwać się nazwami zaczerpniętymi z drugiego polskiego wydania Cienia i kości, zaproponowanymi przez Małgorzatę Strzelec i Wojciecha Szypułę. Warto pamiętać, że różnią się one nieco od wydania Papierowego Księżyca, napisów czy lektora (te dwa ostatnie zresztą nie są ze sobą tożsame; jeśli możecie, nie włączajcie lektora).

Alina Starkov jest sierotą, której wygląd, a zwłaszcza oczy wskazujące na pochodzenie z Shu Hanu, pogłębiają izolację oraz są przyczyną ciągłych nieprzyjemnych sytuacji. Nawet w wojskowym oddziale kartografów, w którym służy, zdarzają się docinki ze strony towarzyszy broni. Być może mogłaby poszukać innego zajęcia albo wyjechać, gdyby jej kraj nie toczył ciągłej wojny z sąsiadującą Fjerdą i dodatkowo nie był podzielony na pół przez zamieszkaną przez potwory Fałdę Cienia. W zlokalizowanym pod nią obozie spotyka przyjaciela z dzieciństwa, Mala Orestseva, aktualnie służącego w wojsku w randze kaprala. Szereg mniej i bardziej przypadkowych zbiegów okoliczności sprawia, że oboje znajdują się na prototypowym statku, który ma przewieźć żołnierzy do portu Novokribirska. W trakcie tego rejsu zdarza się wyczekiwany od dekad cud – objawia się wyjątkowa grisza, Przywoływaczka Słońca (Sun Summoner). W desperackiej próbie uratowania Mala przed siejącymi postrach volcrami sierota-odmieniec okazuje się wyczekiwaną przez wszystkich nadzieją. Ale w kraju od tak dawna pogrążonym w wojnach i podzielonym, nawet pojawienie się potencjalnej wybawicielki nie oznacza końca kłopotów. Co gorsza, kraj wciąż nękają fjerdańscy drüskelle, fanatyczni łowcy grisz, a z Ketterdamu wyruszyła banda przestępczych wyrzutków z misją schwytania Przywoływaczki.

Kadr z serialu

Serial Cień i kość różni się od stanowiących jego podstawę książek, co jednej z nich wyszło na dobre, a drugiej niekoniecznie. Czas rozdzielający tak zwaną Trylogię Grisza od dylogii Szóstka wron został właściwie zniwelowany, chociaż następstwa niektórych wydarzeń zachowano – zwłaszcza tych istotnych dla późniejszego zrozumienia relacji pomiędzy bohaterami. Taki zabieg pozwolił scenarzystom w ogóle skrzyżować drogi Aliny i Mala z Kazem Brekkerem, Inej Ghafą i Jesperem Faheyem, młodocianymi przestępcami z wyspy Ketterdam, a ich wszystkich dużo później z inną griszą, Niną Zenik i drüskelle Matthiasem Helvarem. Spowodowało to również, że nie pojawił się (jeszcze) Wylan Van Eck. Można odnieść wrażenie, że tak wczesne wprowadzenie znanych czytelnikom z Szóstki wron złodziei z Ketterdamu nie było wcale konieczne, niewiele bowiem wnoszą do wątku Aliny.

W ostatecznym rozrachunku Shadow & Bone to serial całkiem nieźle zagrany, pomimo zatrudnienia dość młodych dorobkiem aktorów do głównych ról, oraz dobrze napisany. Mnogość protagonistów i postaci drugoplanowych, którzy przez większą część serialu działają w kilku podgrupach w różnych lokacjach, sprawiła, że nie łatwo było rozłożyć pionki na tej fabularnej szachownicy bez spowalniania akcji. Ostatecznie wyszło całkiem nieźle, a sceny przekrętów złodziejskiej szajki nawet bardziej niż tylko "nieźle". Przy odpowiednim montażu oraz ujęciach to właśnie te sekwencje sprawiają, że siadamy nieco prościej, wpatrując się uważniej w ekran, skupieni, aby nie przeoczyć najmniejszego skinienia dłonią czy istotnego dla przebiegu akcji szczegółu. Nieco więc dziwi fakt, że przy takim pomyśle na tenże wątek ekipa Netflixa nie zdecydowała się na stworzenie na podstawie Szóstki wron awanturniczego, przygodowego serialu pełnego akcji, ukrytych spisków w spiskach oraz zawsze gotowych planów na uratowanie skóry, z czego zasłynęli zresztą oryginalni bohaterowie.

Kadr z serialu

Wątek Aliny jest dużo spokojniejszy, ale też na tym etapie historii ta bohaterka nie ma za dużego "pola manewru", tak przez wzgląd na to, że nie panuje jeszcze nad swoją mocą, jak również fakt, że wpadła w sidła groźnego, potężnego griszy, Zmrocza (The Darkling). W tej części Shadow & Bone twórcy siłą rzeczy musieli skupić się na jej dorastaniu, poszukiwaniu własnej tożsamości oraz próbach odnalezienia się w dworskich spiskach, o których nie miała żadnego pojęcia. Pod tym względem daleko serialowi do skomplikowanych, wielowątkowych opowieści, w jakich wszyscy bohaterowie dążą do przejęcia władzy – przez wzgląd na fabularną pozycję Aliny, pozostaje ona raczej na jej obrzeżach. Przynajmniej do momentu, gdy jeden z graczy nie postanowi jej wykorzystać do swoich celów. Takich sytuacji jednakże zbyt wiele nie ma, Przywoływaczka może i jest naiwna, ale nie dość głupia, aby dać się całkowicie omotać. Ma zresztą sprzymierzeńców, nieraz nieoczekiwanych, którzy zrobią wszystko, aby jej pomóc.

Dużą zaletą Shadow & Bone jest również fakt, że jest to produkcja atrakcyjna wizualnie, zwłaszcza pod względem kostiumów. Noszone przez grisze stroje są niezwykle ważne – określają specjalizację, a zatem również pozycję. Ich kolory, wyszycia, ale również materiały, z jakich powstały są po prostu fabularnie istotne. Poza tym w przeciągu tych zaledwie ośmiu wcale nie tak długich odcinków, na ekranie pojawią się przedstawiciele różnych krajów, nie tylko Ravki, a każdy i każda z nich reprezentuje inną kulturę, co najwyraźniej widać będzie właśnie dzięki temu, w co będą ubrani. Nie zapominajmy również, że przebrania przysłużą się również złodziejom.

Pierwszy sezon Shadow & Bone to produkcja ciekawa, lekka, niepróbująca na siłę być mroczniejszą czy brutalniejszą niż historia jej na to pozwala. Znajdziemy tu tak wątki związane z poszukiwaniem własnej tożsamości, koniecznością zrozumienia samego siebie, jak również awanturnicze sceny napadów. Przez to Shadow & Bone stanowi dość specyficzny amalgamat dwóch znacząco odmiennych gatunków, całkiem porządnie jednak pozszywany. Fani Trylogii Griszy będą zachwyceni, a ci, którzy najbardziej pokochali Szóstkę wron, będą zapewne nieco zgrzytać zębami. Ci, którzy nie znają materiału źródłowego, powinni bawić się naprawdę dobrze, jeśli nie dadzą sobie wmówić, że Netflix próbuje stworzyć "kolejną Grę o Tron" (nieprawda, to zupełnie inny typ historii). Na pewno warto poświęcić chwilę i sprawdzić na własną rękę.