Ciekawy przypadek Benjamina Buttona

Magia kina

Autor: Marcin 'malakh' Zwierzchowski

Ciekawy przypadek Benjamina Buttona
Ciekawy przypadek Benjamina Buttona to kino w starym stylu. Fincher dokonał tego, czego nie udało się osiągnąć Luhrmannowi i jego Australii. Stworzył obraz efektowny, ale nie efekciarski, wzruszający, ale nie łzawy, wielki, mimo iż nie opowiada epickiej historii. Właśnie tego typu filmy, w dużo większym stopniu niż pełne blichtru superprodukcje, przypominają o niezwykłości i magii kina.

Tytułowy bohater, Benjamin Button (Brad Pitt) urodził się w dniu zakończenia pierwszej Wojny Światowej. Jednakże nie data jego narodzin, a stan, w jakim przyszedł na ten świat sprawił, że było to niezwykłe wydarzenie. Otóż, swoją fizycznością bynajmniej nie przypominał pulchnego, słodziutkiego noworodka, wręcz przeciwnie – wyglądał niczym stojący nad grobem staruszek. Przygarnięty przez opiekunkę w nowoorleańskim domu spokojnej starości, bohater z każdą chwilą… młodnieje. Mimo, iż lekarze nie dawali mu szans na przeżycie, Benjamin, wbrew naturze, na swój sposób dorasta. Uczy się chodzić, mówić, poznaje, co to przyjaźń, nawet miłość, a wszystko to w atmosferze śmierci, która w jego domu jest bardzo częstym gościem. Gdyby nie jego dziwna przypadłość, w historii tej nie byłoby niczego niezwykłego.

I właśnie tu kryje się urok tej opowieści, jej magia. Na pozór zwykłe życie, nie pozbawione zarówno małych radości, jak i wielkich rozczarowań, za pomocą jednego, prostego zabiegu odwrócenia biegu czasu nabiera nowej jakości. Fincher postawił na człowieka, nie uciekając się do efektownych scen akcji, czy wielkich dramatów. Nieśpieszny rytm tej historii hipnotyzuje. Opowieść nie zawsze skupia się na Benjaminie, kluczy od jednej spotykanej przez niego postaci, do drugiej, a wszyscy poznani ludzie dorzucają do tej historii cząstkę siebie. Na pierwszy plan wysuwa się przede wszystkim Daisy (Cate Blanchett), wnuczka jednej z pensjonariuszek domu starości. Podczas gdy ona dorasta, przemienia się z małej dziewczynki w pewną siebie, świadomą swej seksualności kobietę, Benjamin, tak naprawdę niewiele starszy od niej, również się zmienia. Kolejne spotkania dzielą lata rozstań, podczas których oboje starają się ułożyć sobie życie, nie mogąc jednak zapomnieć o spędzonych wspólnie chwilach. Wbrew pozorom, to nie tytułowy dziwny przypadek dominuje w warstwie fabularnej. Dużo więcej czasu Fincher poświęcił wątkowi niecodziennej miłości, łączącej Benjamina i Daisy, skupiając się przede wszystkim na dojrzewaniu do tego uczucia i uświadamianiu sobie, co tak naprawdę jest ważne.

Ciekawy przypadek Benjamina Buttona to jednakże nie tylko sama historia, ale także jej oprawa. Zachwycają przede wszystkim subtelne efekty specjalne. Wrażenie robią nie tylko metamorfozy Pitta, ale również, a nawet przede wszystkim, przemiany Cate Blanchett, która jako młoda primabalerina prezentuje się absolutnie cudownie. I chociaż film pełen jest efektownych ujęć, jak na przykład konfrontacja z U-botem, w pamięci najbardziej zapada jedna, przepiękna scena, w której Daisy tańczy dla Benjamina. Kolorystyka i gra cieniem wyśmienicie podkreślają jej nastrój, potęgowany przez zachwycającą oprawę muzyczną, która zresztą jest jednym z najbardziej znaczących atutów tego obrazu, w największym stopniu wskrzeszającą ducha tamtych czasów.

W tego typu filmach, skupiających się na ludziach, ogromną rolę odgrywa postawa aktorów. Zdecydowanie najjaśniejszym punktem była Cate Blanchett, której jednak niewiele ustępowali pozostali członkowie obsady. Nie do końca pozytywne wrażenie na mnie zrobił natomiast Brad Pitt, grający nieco sztywno, szczególnie w scenach z Tildą Swinton i z wiecznie pijanym kapitanem holownika.

Najnowszy film Finchera to blisko trzy godziny magii. Piękna opowieść, okraszona subtelnymi efektami specjalnymi, klimatyczną muzyką, świetnymi zdjęciami i bardzo dobrym aktorstwem – mówiąc krótko: wielkie kino. Niektórzy mogą się na Ciekawym przypadku… nudzić, mogą narzekać na powolne tempo i prawie całkowity brak scen akcji, ale nie do nich adresowany jest ten obraz. Powinni go obejrzeć przede wszystkim wielbiciele kina w dawnym stylu, mniej efektownego, ale niosącego ze sobą więcej emocji, na dłużej zapadającego w pamięć. Gorąco polecam.