Blade Runner 2049

Bardziej ludzki niż człowiek

Autor: Jan 'gower' Popieluch

Blade Runner 2049
Po latach wojen ludzie i replikanci osiągnęli wreszcie względną równowagę. Jej elementem wciąż jest jednak bezpardonowa eliminacja tych androidów, których wolna wola nie mieści się w idealnym obrazie świata ludzi. Proza Phillipa K. Dicka mimo upływu lat wciąż inspiruje twórców pięknych i aktualnych opowieści.

Sporo zmieniło się w Los Angeles, odkąd 30 lat temu zniknął Rick Deckard. Wprowadzenie modelu androidów o długości życia porównywalnej do ludzkiej doprowadziło do przelewu krwi, a w konsekwencji do upadku odpowiedzialnej za Nexusy Tyrell Corporation. Lukę na rynku zapełnił Niander Wallace (Jared Leto), rozpoczynając produkcję absolutnie posłusznych replikantów. Zostały one skierowane do pracy na Ziemi i w koloniach, realizując zadania, które nie są atrakcyjne dla ludzi. Jednym z androidów nowego typu jest K (Ryan Gosling) – blade runner ścigający i likwidujący pozostałe przy życiu modele Nexus 8. O wydarzeniach przed rokiem 2049 opowiadają trzy filmy krótkometrażowe, które można obejrzeć pod tą recenzją. Warto to zrobić, bo wprowadzają one część bohaterów drugoplanowych i wyjaśniają kilka istotnych wątków.

Przełożoną K w strukturach LAPD jest porucznik Joshi (Robin Wright). To na jej polecenie bohater rozpoczyna sięgające w odległą przeszłość śledztwo, które prowadzi go do ukrywającego się przed światem Deckarda (Harrison Ford). Równocześnie jest to dla niego podróż w poszukiwaniu własnej tożsamości. Oczywiście nie jest jedynym, który rusza tym tropem, nie zabraknie więc okazji do gwałtownych konfrontacji.

Blade Runner 2049 doskonale wpasowuje się będący połączeniem cyberpunku i noir nastrój pierwowzoru, jednocześnie nie popełniając błędu wielu kinowych powrotów po latach – nie jest jedynie hołdem oddanym klasyce kina, ale odważną i poruszającą opowieścią o granicach człowieczeństwa. Przez ponad dwie i pół godziny seansu możemy się naprawdę zanurzyć w tę historię. Widać, że twórcy nigdzie się nie śpieszą i chcą, żeby widzowie wykorzystali ten czas na pochylenie się nad sytuacją bohaterów i relacjami między nimi. Pomagają w tym długie, statyczne kadry, często pozbawione jakichkolwiek dialogów. A równocześnie, chociaż tempo jest bardzo spokojne, film od początku do końca trzyma w napięciu. Za przepiękne zdjęcia odpowiada znany ze Skazanych na Shawshank, Pięknego umysłu czy Skyfall Roger Deakins. A to wszystko przy jeżącej włosy na ciele muzyce Benjamina Wallfischa i Hansa Zimmera.

Chociaż główna fabuła nie jest szczególnie oryginalna, to kilka razy z pewnością zaskoczy. Ponadto wątki poboczne świetnie uzupełniają ją o zagadnienia związane z transhumanizmem i relacjami społecznymi. W tej misternej układance jeden element bardzo rozczarowuje – grany przez Jareda Leto milioner i wizjoner jest klasycznym wcieleniem amoralnego naukowca, którego widzieliśmy już w dziesiątkach filmów. Na szczęście reszta postaci (i aktorów) wypadła fenomenalnie. Ryan Gosling zagrał tym razem rolę zupełnie niepodobną do dowcipnych i czarujących amantów, do których nas przyzwyczaił, i sprawdził się w niej wyjątkowo dobrze. Harrison Ford uniknął obecnej w Przebudzeniu Mocy maniery grania samego siebie i jego Deckard jest integralną częścią historii, a nie tylko odwołaniem do przeszłości. Warto pochwalić również niezwykle złożoną kreację gwiazdy House of Cards Robin Wright, która pozostawia wyraźne piętno w umysłach widzów mimo relatywnie krótkiej obecności na ekranie. Absolutnie zachwycająca jest natomiast Ana de Armas jako holograficzna sztuczna inteligencja.

Fani Łowcy androidów mogą odetchnąć z ulgą. Po zeszłorocznym Nowym początku Denis Villeneuve wyreżyserował kolejny skłaniający do refleksji film science fiction. Nie zabraknie w nim nawiązań do pierwowzoru i jego charakterystycznego nastroju, ale to nie wszystko. Blade Runner 2049 jest po prostu niesamowitym filmem. Spokojnym i niespiesznym, ale ciągle trzymającym w napięciu. A z jego przepięknych zdjęć można by robić pocztówki.