» Recenzje » Black Mirror – sezon 4

Black Mirror – sezon 4


wersja do druku

Konwencja się wyczerpuje

Redakcja: Jan 'gower' Popieluch

Black Mirror – sezon 4
Czwarty sezon Black Mirror jest mniej więcej taki jak trzeci. Wciąż wart uwagi, ale zastygły w starych ramach.

Załoga statku kosmicznego wzorowanego na USS Enterprise wypełnia polecenia kapitana z zastanawiającym entuzjazmem (USS Calister). Bojaźliwa matka instaluje w głowie dziecka urządzenie, które pozwala między innymi odcinać niepożądane bodźce wzrokowe (Arkangel). Dwoje ludzi usiłuje uniknąć odpowiedzialności za wypadek drogowy, ale pewien wynalazek może im w tym przeszkodzić (Crocodile). Futurystyczna aplikacja randkowa skrywa zaskakujący plan dla pewnej pary (Hang the DJ). W opustoszałym świecie próba wykradnięcia towaru, którego i tak nikt nikomu już by nie sprzedał, uruchamia zabójczą pułapkę pozostawioną przez dawnych właścicieli (Metalhead). Młoda dziewczyna wysłuchuje smutnych historii kryjących się za eksponatami w galerii technologicznych osobliwości (Black Museum). Oto sześć nowych opowieści, które proponuje nam powracający właśnie na Netfliksa serial Black Mirror.

Pod pewnymi względami obecny sezon jest najbardziej różnorodny z dotychczasowych. Każdy odcinek nawiązuje do innego gatunku, od klasycznego startrekowego science fiction (USS Calister), przez dramat rodzinny (Arkangel), kryminał (Crocodile) i romans (Hang the DJ), aż po konwencję postapokaliptyczną (Metalhead). Różnice te nie przekreślają jednak pewnych podobieństw, powtarzających się tematów i motywów.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Cyfrowe umysły

Rozpocznijmy od Black Museum: epizodu, który przez nazwę i treść (niepokojące krótkie historie o biografiach zmienionych przez nadzwyczajne wynalazki) odwołuje się do konwencji wypracowanej przez sam serial. To przypadek szczególny – jedyna w tym sezonie opowieść szkatułkowa, w strukturze narracyjnej dość zbliżona do specjalnego odcinka Black Mirror z 2014 roku pt. White Christmas. Jest też między tymi dwiema historiami zbieżność tematyczna: obie traktują o cyfrowych wersjach ludzkiej świadomości. Pokrewna problematyka występowała też w pojedynczych odcinkach drugiego i trzeciego sezonu, a teraz pojawia się parę razy. Właśnie z tym rodzajem zmiany technologicznej nowa odsłona serialu mierzy się szczególnie chętnie – i dość udanie.

Digitalizacja, symulacja, kopiowanie i transfer umysłu to tematy nieobce fikcji i masowej świadomości; znajdziemy je nawet w tak popularnych tekstach kultury, jak Avatar Jamesa Camerona. O ile jednak twórcy z reguły wydają się zainteresowani pozytywnym, transhumanistycznym potencjałem takich technologii (dwa przykłady: Accelerando Charlesa Strossa i Walkaway Cory'ego Doctorowa), o tyle Black Mirror konsekwentnie zgłębia ich ciemną stronę. W najnowszym sezonie zobaczymy, że cyfrowe twory mogą być zmuszane do niekończącej się służby człowiekowi, więzione, upokarzane, słowem – poddawane wszelkiego rodzaju mękom, a to ze względu na niedoskonałość systemu prawnego i ułomne ludzkie motywacje (potrzebę zemsty, pragnienie kontroli czy źle przeżywaną żałobę).

W ten sposób serial prowokuje do pytań etycznych i prawnych. Czy na przykład powinniśmy uregulować sprawę kopii najpierw stworzonych, a następnie porzuconych? Jeżeli tak, to w jaki sposób? Weźmy choćby usuwanie cyfrowych bytów: czy powinno być dopuszczalne (pod jakimi warunkami?), czy zabronione? Owszem, problemy te w pewnej mierze rozmywają się pod wpływem kolejnych zwrotów akcji; trudno rozstrzygnąć, na ile jest to konieczny warunek szerszej atrakcyjności serialu, a na ile można było zagrać śmielej. Z pewnością jednak Black Mirror skutecznie zwraca uwagę na sam fakt cierpienia kopii ludzkiego umysłu... Chyba że nie jest to prawdziwe cierpienie, lecz tylko bardzo dobra symulacja jego zewnętrznych przejawów? Trochę szkoda, że tej ostatniej kwestii nowy sezon nie podejmuje.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Ponury, bardzo ponury świat

Digitalizacja umysłów jest w tej odsłonie tematem częstym, lecz nie powszechnym. Do takiego statusu bardziej zbliża się inna właściwość: posępny nastrój. Świat przedstawiony w większości odcinków stanowi miejsce nieprzyjazne, wręcz dystopijne – jeśli nie cały, to przynajmniej ten jego wycinek, który obserwujemy w narracji, przyglądając się postaciom doznającym trudnych doświadczeń albo krzywdzącym innych ludzi. Również tam, gdzie zaczyna się od absurdalnie przejaskrawionej satyry na Star Treka (USS Calister), trudnego, lecz udanego porodu (Arkangel) albo niewinnego obrazu podróżującej autem kobiety (Black Museum), atmosfera szybko gęstnieje. A w Crocodile i Metalhead gęsta jest od samego początku.

W tym wymiarze sezon czwarty niewiele różni się od poprzednich. Warto wszakże zwrócić uwagę na Hang the DJ – epizod utrzymany w nastroju innym niż pozostałe, przypominający zatem ubiegłoroczne San Junipero. Ma on trzy cechy, które charakteryzowały też najciekawsze moim zdaniem odcinki w historii serialu: The National Anthem w pierwszym sezonie, The Waldo Moment w drugim oraz Shut Up and Dance w trzecim. Jest mianowicie niejednoznaczny, dotyczy spraw istotnych dla zwykłych ludzi (zamiast sytuacji skrajnych, wyjątkowych, eksperymentalnych) i pozostaje bliski współczesności (system aplikacji randkowych został tu wyniesiony na nowy poziom, ale niektóre elementy można sobie wyobrazić w powszechnym obiegu już niedługo).

Niestety zalet Hang the DJ brakuje – w różnych proporcjach – pozostałym odcinkom. Ich wymowa jest dość oczywista, co ogranicza przestrzeń refleksji widza. Pomimo zróżnicowanych konwencji są jednolicie pesymistyczne i pomijają pozytywne aspekty nowoczesnej techniki. Koncentrują się też na wpływie wynalazków na społeczeństwo, mało mówiąc o odwrotnym kierunku oddziaływania – a więc o tym, skąd wzięły się nowe technologie, w jaki sposób ich wytwory trafiły do użytku, dla kogo są dostępne i dla kogo nie, czym różni się sposób ich używania w różnych grupach społecznych... Wszystko to sprawia, że Black Mirror zatrzymuje się w pół kroku.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Jasne, pewnych rzeczy nie da się opowiedzieć w godzinę. Ale wymienione ograniczenia wynikają również z decyzji twórców, na przykład z wygospodarowania czasu na Crocodile i Metalhead. Są to odcinki atrakcyjne wizualnie (w obu znajdziemy wiele pięknych ujęć, a drugi dodatkowo pokazany został wyłącznie w czerni i bieli), lecz mało pogłębione w sensie intelektualnym. Oba skupiają się na dramatyzmie akcji i angażują nas, odpowiednio, pytaniami detektywistycznymi i survivalowymi, a nie zagadkami dotyczącymi konstrukcji społeczeństwa. Dla mnie było to pewne rozczarowanie, choć nie wykluczam, że ktoś, kto interesuje się – dajmy na to – ekspresją wizualną, będzie bardziej usatysfakcjonowany.

Bezwład konwencji

Black Mirror nadal jest serialem dość ciekawym i pomaga zwrócić uwagę na zjawiska, jakie w przyszłości mogą stać się autentycznymi problemami. Równocześnie opowiada o naszych własnych czasach: kontrola rodzicielska z odcinka Arkangel jest wyostrzoną nadopiekuńczością niektórych współczesnych matek, urocza niezręczność pierwszej randki w Hang the DJ przemówi pewnie do wielu osób poszukujących partnerki albo partnera, a Metalhead może skłonić do pytań o granice ochrony korporacyjnej własności.

Nie ma tu już jednak tej świeżości, co w początkowych odcinkach serialu. Korzystanie z różnych konwencji gatunkowych nie zmienia tego, że o relacji między techniką a społeczeństwem Black Mirror opowiada wciąż w ten sam sposób. I jest to opowieść niepełna. Drogą do odświeżenia konwencji mógłby być autotematyzm, kwestionowanie dotychczasowych założeń cyklu (aktualny przykład: Ostatni Jedi). Black Museum mogło być krokiem w tę stronę, ale nim nie jest.

Te sześć odcinków ogląda się bez żalu, niemniej następnym – jeśli powstaną – chyba dobrze by zrobiło, gdyby twórcy poczekali na bardziej innowacyjne pomysły. Tak jak u Noah Fawleya, który mówi, że "kręcenie następnego sezonu Fargo będzie miało sens tylko wtedy, gdy podejdziemy do tego wystarczająco kreatywnie".

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0

Dodaj do swojej listy:
chcę obejrzeć
kolekcja
Tytuł: Czarne lustro (Black Mirror)
Reżyseria: Jodie Foster, Toby Haynes, John Hillcoat, Timothy Van Patten, David Slade, Colm McCarthy
Scenariusz: Charlie Brooker
Muzyka: Mark Isham, Daniel Pemberton, Cristobal Tapia de Veer
Zdjęcia: Ed Wild, Stuart Bentley, Peter Robertson
Obsada: Rosemarie DeWitt, Brenna Harding, Jesse Plemons, Cristin Milioti, Andrea Riseborough, Andrew Gower, Georgina Campbell, Joe Cole, Maxine Peake, Jake Davies, Douglas Hodge, Letitia Wright
Kraj produkcji: Wielka Brytania
Rok produkcji: 2017
Data premiery: 29 grudnia 2017
Czas projekcji: 6 x 1h
Dystrybutor: Channel 4, Netflix



Czytaj również

Wiedźmin – sezon 3.1
Nadszedł Czas Pogardy
- recenzja
Widzieliśmy 2. sezon Wiedźmina
Wiek miecza i topora
- pierwsze wrażenia
Cień i kość
W oczekiwaniu na cud
- recenzja
Widzieliśmy White Lines
Kryminalne zagadki Ibizy
- pierwsze wrażenia
Kierunek: Noc
Nadzieja w ciemności
- recenzja
Wiedźmin
Rzućże grosz wiedźminowi
- recenzja

Komentarze


   
Ocena:
+1

Hm, jeśli sytuacja pokazana w "National Anthem" nie była "skrajna, wyjątkowa, eksperymentalna", to ja nie wiem, co nią jest. ;-)

28-12-2017 16:18
Scobin
   
Ocena:
0

Pewnie mogłem to dokładniej ująć. ;-) Chodzi mi o to, że w ostatecznym rozrachunku "National Anthem" okazuje się opowieścią o całym społeczeństwie. Każdy człowiek w końcówce mógłby zauważyć Sam-Wiesz-Co, gdyby tylko nie oglądał wtedy telewizji. Nie widzę tego w takich nowych odcinkach jak "Black Museum" albo "Crocodile", gdzie mamy sytuacje dotyczące pojedynczych osób i nie bardzo widać, jak miałyby się przekładać na resztę zbiorowości.

Ale zdaję sobie sprawę, że o nowych odcinkach na razie trudno dyskutować, bo nie są jeszcze powszechnie dostępne. Już od jutra!

28-12-2017 19:17
gower
   
Ocena:
0

@mkw
Fabuła National Anthem jest bliska – w tym znaczeniu, że spokojnie możemy sobie wyobrazić współczesny świat stojący w obliczu podobnej sytuacji. Tymczasem większość pozostałych odcinków Black Mirror wymaga jednak przeskoku myślowego do konkretnej wizji przyszłości i kierunku, w którym poszedł świat. Te przeskoki są czasem mniej, a czasem bardziej prawdopodobne, ale faktycznie te trzy odcinki, które wymienia Staszek, mogłyby się spokojnie wydarzyć jutro.

28-12-2017 22:58

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.